SIEĆ NERDHEIM:

Duże ilości naraz psów. Recenzja komiksu Kowboj z Szaolin. Tom 3. Kto powstrzyma panowanie?

Dobra okładka zawsze powinna podsumować jakoś zawartość albumu.

Znacie dobrze takie historie. Poznajecie jakąś nową opowieść, nowego bohatera i świat, który chwyta was za serce. Pierwsza część przygód, niezależnie od formy podania (film/książka/komiks), porywa was bez reszty. Żyjecie tym dziełem, oddychacie nim, wasze gazy nim capią. Potem przychodzi część druga, wyczekiwany sequel i… jest gorzej. To nadal wyraźnie obiekt waszej miłości, ale fabuła zawodzi, w przypadku filmu aktorzy starają się jakby mniej, niedosyt zaczyna dominować w wachlarzu waszych odczuć. Pozostajecie optymistami, ale ewentualne kontynuacje napawają was niepokojem. Trzeci Kowboj z Szaolin, na całe szczęście, wbił mi się do mózgu prawym uchem, zrobił w mózgu czternaście salt i wyleciał uchem lewym, zabierając ze sobą zwątpienie w potęgę Geofa Darrowa oraz kawałki mózgu odpowiedzialne za trzymanie grafomanii na wodzy.

Nie oszukujmy się, drugi tom Kowboja, czyli Szwedzki bufet, to była trochę kaszana, co zresztą stwierdziłem wtedy w recenzji. Kaszana wciąż krwawa i pełna wątróbki, zachwycająca wizualnie (bo kaszana zawsze piękna jest, wege również), ale za mocno przemielona. Jednostajna, pozbawiona zróżnicowania papka. Przy absolutnie ogłupiających ilustracjach, mistrzostwie wręcz bezczelnym, nie powinno to być większym problemem, ale jednak. Jakbym durnym pożeraczem popkultury nie był, kilkadziesiąt stron powtarzalnego rozpierdzielania nudnych zombiaków zmęczyło nawet mnie.

Bardzo trudno powstrzymać się przed jakimś żartem słownym z oczyma w roli głównej.

Jeżeli mieliście podobne odczucia, to spieszę z dobrą nowiną, mamy w końcu okres świąteczny! Nie donoszę jednak o ponownych narodzinach Mesjasza (chociaż, w sumie…), a o powrocie w glorii i chwale czempiona prostego ludu komiksowego. Obniżyłem swoje oczekiwania i Kowboja z Szaolin: Kto powstrzyma panowanie otworzyłem z lekką niepewnością. Byłem całkiem przygotowany na to, że Geof Darrow zatracił się już w swoim samozadowoleniu i nadal będzie dłubał potwornie skomplikowane rysunki bez dbałości o to, żeby jednocześnie dostarczyć nam trochę różnorodności. On jednak wparował do mojego świata kopniakiem wyważając nawet nie drzwi, a kawałek ściany i owinięty flakami ogromnego wieprza z obsesją na temat piercingu, rzucił mi w gębę kundlem z maczetami robiącymi za protezy przednich łap.

Ten bufet w tytule poprzedniej części to był jakiś żart, bo prawdziwa wyżerka przychodzi dopiero teraz. Trzeci tom Kowboja z Szaolin wraca z impetem na poprzednie tory. Jako lokomotywa ekspresowa, napędzana absurdalnie pretekstową fabułą przy okazji, robi wrażenie jedynie dzięki zróżnicowaniu wagoników. Zapomnijcie o nudzie, wciąż nie oczekujcie sensu, złapcie się czegoś i bawcie się dobrze. Dosyć już pustynnej monotonii, pora wypatroszyć kolosalnego biernatka (nawet nie wiedziałem, że hermit crab ma polską nazwę), stłuc ogromny kawał szynki i przeszatkować setki uroczo charakterystycznych degeneratów. Wszystko na drodze do dania głównego, znanego wam już kraba-nazisty. Taka komedia przypadków, gdyby Jackie Chan był nafetowanym socjopatą. Dowiemy się nawet więcej na temat burzliwej przeszłości naszego bohatera i jego antagonistów, również tych mniej istotnych, ale nie ma to absolutnie żadnego znaczenia. Niby liczy się tylko jatka, ale miło, że tych kretynizmów w tle jest znów więcej.

Osła nadal brakuje.

Dobra, pora na głęboki oddech i odrobinę krytyki. Kiedy już na chwilę oderwiecie oczy od hipnotyzującego tańca bebechów, mieczy, pięści i obelg, idzie nawet zauważyć, że nadal troszeczkę brakuje do rozmachu części pierwszej. Pomysły Darrowa są dalej wyrazem nieskrępowanej intelektem, randomowej kreatywności, ale brakło nieco epickości. Za mało pił tarczowych, no i nie ma czegoś na miarę gargantuicznego jaszczuro-miasta. Więcej grzechów jednak nie pamiętam i w sumie za żadne nie żałuję, bo ponownie ubawiłem się jak prosię. Przy trzecim tomie już powinniście wiedzieć, więc nie zamierzam poświęcać osobnego akapitu na opis szaty graficznej i jedynie streszczę – Geof Darrow to tytan komiksowej ilustracji, rysunku szczegółowego do granic możliwości, ale również człowiek tak ogarnięty, że milion bodźców nie ogranicza czytelności i sekwencyjności kadrów. Znowu możemy bawić się w szukanie smaczków, choć są to smaczki parszywe i czujny obserwator dostrzeże tu również rozwój. Niech za przykład posłuży fakt, że w Pierwszej podróży częstym motywem w tle były spółkujące psy. Teraz psy głównie jarają szlugi, albo crack, jak dla mnie ma to niezaprzeczalny sens, wyraźny ciąg przyczynowo-skutkowy. Inne ciekawostki znajdźcie sobie sami.

Specjalnie dajemy mniejsze obrazki, poszukajcie sobie szczegółów w samym komiksie.

Warto czasem odwiesić kaszkiet, zwinąć dekadencki szal i oddać się niezobowiązującej, brutalnej rozrywce. Jako domorosły krytyk kultury nie potrafię się jednak pozbyć do końca pretensjonalności, więc nawet w stosunku do dzieł z założenia mało zobowiązujących, mam jakieś oczekiwania. Przez to drugi tom Kowboja z Szaolin mnie rozczarował, ale i dzięki temu pozytywnie zaskoczył mnie powrót do formy w tomie trzecim. W ramach tej pretensjalności lubię też usprawiedliwiać swój zachwyt nad prymitywnymi formami rozrywki za pomocą wskazywania w nich elementów sztuki wyższej. Niby trudno byłoby to zrobić w przypadku komiksu o gościu masakrującym zmutowaną trzodę chlewną i tabuny ćpunów, ale Geof Darrow to zadanie ułatwia swoim kunsztem ilustracyjnym. Lepiej narysowanych tytułów na naszym rynku ze świecą można szukać i choćby dlatego warto tę serię postawić na swojej półce. Nawet jeśli fabuła jest totalnie durna, bo jest, a że kompletnie nie mam już zamiaru analizować trafnego parodiowania tropesów kina zemsty na przykład (i nie tylko) to proszę mi wybaczyć. Liczy się głównie sieka.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Kowboj z Szaolin. Tom 3. Kto powstrzyma panowanie?
Wydawnictwo: KBOOM
Autorzy: Geof Darrow, Dave Stewart
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Typ: komiks
Gatunek: akcja, sztuki walki, fantastyka
Data premiery: 03.11.2022
Liczba stron: 128
ISBN: 978-83-965896-0-6

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Znacie dobrze takie historie. Poznajecie jakąś nową opowieść, nowego bohatera i świat, który chwyta was za serce. Pierwsza część przygód, niezależnie od formy podania (film/książka/komiks), porywa was bez reszty. Żyjecie tym dziełem, oddychacie nim, wasze gazy nim capią. Potem przychodzi część druga, wyczekiwany sequel...Duże ilości naraz psów. Recenzja komiksu Kowboj z Szaolin. Tom 3. Kto powstrzyma panowanie?
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki