Alison Bechdel zaczęła karierę autorki powieści graficznych, opowiadając o ojcu — to zapewniło jej międzynardowy rozgłos i bardzo potrzebny sukces. Potem narysowała komiks o relacjach z matką, uznawany często za zbyt (psycho)analityczny. Teraz wreszcie pisze tylko o sobie… a może jednak o pozostałych ważnych osobach w swoim życiu?
Zgodnie z blurbem mamy tu komiks o sporcie, fitnessie, outdoorze — wszystkich etapach, jakie zorganizowana aktywność fizyczna przechodziła w ciągu sześćdziesięciu lat życia autorki. Do tego przetłumaczył go Wojciech Szot, znany miłośnik wielokilometrowych tras rowerowych, a jednocześnie erudyta. Dlaczego to drugie jest bardzo ważne? To wciąż Bechdel, a jeśli znacie jej poprzednie prace, jesteście świadomi, że nie obejdzie się bez cytatów z literatury (w tym ukrytych) i długich, drobiazgowych rozważań.
Podejrzewam, że części z was, dokładnie jak mnie, Sekret nadludzkiej siły skojarzy się od razu z wydanym wcześniej memuarem Twarz, brzuch, głowa Hagedorn i Szmidy. Nie da się tego uniknąć, dlatego od razy chciałabym zapewnić was, że podobieństwa są powierzchowne i wynikają po części z kwestii pokoleniowych. U Bechdel sportowa pasja nie wiąże się z fatfobią czy obsesją liczenia kalorii, na pewno nie eskaluje w zmuszanie innych do aktywności fizycznej lub „wzięcia się za siebie”. Wręcz przeciwnie, ma dla niej ogromne znaczenie w walce o samodzielność, a najlepiej samowystarczalność. W jednym z wywiadów towarzyszących premierze komiksu autorka stwierdza, że myślała o dodaniu wątków ciała i jego percepcji, społecznych standardów fit-urody. Po rozmowach ze znajomymi uznała jednak, że to zbyt wrażliwy temat, który wymagałby innego podejścia. A przecież chciała przede wszystkim opowiedzieć swoją historię, kameralną i osobistą.
Należy wam się jeszcze jeden disclaimer — ja sama nie lubię WF-u. I to bardzo. Dlatego kiedyś z bólem przebiłam się przez autobiograficzna książkę Murakamiego o bieganiu, po czym obiecałam sobie więcej nie tykać takich rzeczy. Bechdel interesuje mnie jako rysowniczka, feministka, jako kawał historii amerykańskiego ruchu LGBTQ+, ale jako sportowczyni… Przypuszczałam, że niespecjalnie. I rzeczywiście, kiedy pisze o historii fitnessu, ewolucji sprzętu, modach na kolejne dziwne odmiany jogi — trochę mnie gubi. Założę się, że dla czytelników bardziej aktywnych ode mnie wszystko to ma sporą wartość i mogą się łatwo utożsamić z narratorką. Ja sobie postałam i poczekałam na swoje momenty.
Czas na opowiedzenie, co Sekret nadludzkiej siły oferuje kanapowcom poza pokazaniem zupełnie innego pomysłu na życie. Bechdel pisze tu ogromnie dużo o swojej pracy, publikowaniu pierwszych pasków komiksowych, współpracy z feministycznymi i lesbijskimi magazynami, przejściu do powieści graficznych, a wreszcie bycia uznaną twórczynią zapraszaną na wywiady. Oczywiście jest też wątek erudycyjny. W miarę opisywania własnej drogi od biegania, przez sporty uprawiane we wnętrzach, po rower i znowu bieganie autorka prowadzi równoległą opowieść o pisarzach, którzy wyprowadzili kulturalnych, wykształconych ludzi na dwór — romantykach i beatnikach. Niejako przy okazji pokazuje odbiorcy coś, na co nie było czasu w poprzednich powieściach, czyli krajobraz. I być może dzięki miłości Bechdel do malarstwa sumi-e wychodzi jej to przepięknie, zwłaszcza wtedy, kiedy rysuje Vermont z jego górami i lasami, czyli po prostu okolice, jakie widzi codziennie. Jej kreska i kadry, które w porównaniu z Fun home i Czy jesteś stały się dużo lżejsze i bardziej swobodne, świetnie zgrywają się z delikatną, pastelową kolorystyką komiksu. Na pierwszy rzut oka macie wrażenie, że patrzycie na jakiś francuski klasyk ze szkoły Sempégo. Przy nakładaniu koloru Bechdel pomagała jej partnerka, Holly Rae Taylor, a cały proces był bardzo pracochłonny i staroświecki — nakładały je warstwami, stosując szary tusz, a nie prawdziwe barwy.
W Sekrecie Bechdel wspomina w pewnym momencie, że jej druga powieść graficzna nie miała skupiać się wyłącznie na matce, pierwotnie chciała stworzyć historię o relacjach. I jakoś mimochodem dokładnie to zrobiła w swojej najnowszej książce. Kolejne sportowe epoki nakładają się na prywatne, autorka portretuje swoje kolejne związki i dysfunkcyjne sposoby, na jakie z nich uciekała. To nie jest ładna opowieść, nawet jeśli wydaje się mieć happy end. Za to niewątpliwie jest edukacyjna i wywołuje w czytelniku gorzkie refleksje.
Sekret nadludzkiej siły to kolejna klasyczna Bechdel — pełna cytatów i autoanalizy, momentami przegadana. Jednocześnie zupełnie nowa, bo w pełnym kolorze, swobodna i lekka w warstwie wizualnej. Mimochodem pokazująca historię wyzwolenia kobiet, którym wreszcie wolno się ruszać i włóczyć po lasach ubranym tak, żeby było ciepło i wygodnie. A przecież chciały tego już romantyczki. Sekret będzie ciekawszy dla osób lubiących sport, jednak kanapowcom szanującym tylko spacery też pozwoli zastanowić się nad życiem. I to bez wywoływania poczucia winy, że nie jesteśmy fit. Każdy ma swoją drogę do wolności, dla Bechdel po prostu okazała się nią między innymi aktywność fizyczna.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Sekret nadludzkiej siły
Wydawnictwo: Timof Comics
Autorka: Alison Bechdel
Tłumaczenie: Wojciech Szot
Typ: komiks
Gatunek: autobiografia
Data premiery: czerwiec 2021