SIEĆ NERDHEIM:

Plaga żab. Recenzja komiksu Saint-Elme, tom 1

Okładka zapowiada wyrazistość zawartości.

Nie chcę popadać w przesadny optymizm. Jak musieli czuć się Ci wszyscy ludzie (słusznie) chwalący Wodnikowe Wzgórze Adamsa albo Talizman Kinga, gdy czytali ich mocno średnie sequele? Co pomyśleli sobie widzowie, zachęceni dobrymi recenzjami pierwszych sezonów takich seriali jak The Following albo True Detective, oglądając rozczarowujące drugie sezony? Z książkami jeszcze jest luz, solidne części pierwsze często stanowią zamkniętą całość, ale w przypadku Saint-Elme mamy do czynienia z absolutnym wstępem. To jedynie początek historii nierozerwalnie zależnej od ciągu dalszego. Początek intrygujący i bogaty w wiele bardzo dobrze rokujących wątków.

Miejmy jedno z głowy. Czy polecam ten komiks? Starczy powiedzieć, że w celu researchu sprawdziłem w miarę możliwości inne komiksy Serge’a Lehmana (pseudonim artystyczny Pascala Fréjeana), co oznaczało nawet odezwanie się do znajomego zbieracza frankofonów. W efekcie zamierzam zarzucić sobie jakieś zamówienie na Amazonie, o ile Nagle! Comics nie wyda niedługo również Metropolis albo The Chimera Brigade. Nauczyłem się też przy okazji, że fabuła Saint-Elme nieprzypadkowo mocno trąca amerykańszczyzną. Lehman specjalizuje się w mało ingerencyjnym maglowaniu motywów z Nowego Świata i wychodzi mu to bardzo dobrze.

Takich barw możemy spodziewać się w ciemności.

Tytułowe miasteczko w górach jest jednym z wielu, które nie zwracają niczyjej uwagi, do czasu. Zaginięcie dzieciaka z bogatej rodziny sprowadza w malownicze tereny przeładowanego testosteronem detektywa i asystującą mu, dużo bardziej rozsądną, panią Dombre (wraz z drapieżną fretką). To główny wątek, powiedzmy, obok niego toczy się bowiem możliwie nadnaturalna draka z porwaną dziewczynką, w fabułę wtrąca się też młoda turystka zaintrygowana miejscowym samotnikiem. Na razie jedynym motywem przewodnim są żaby, od których w mieścinie wręcz się roi. Krowa płonie, ludzie giną, paranormalnych wydarzeń na razie brak, ale wszystko spowija woal zagadkowego mistycyzmu. Porównania do Fargo są nieprzypadkowe.

Sami już pewnie widzicie, że głównym plusem Saint-Elme jest tajemnica. Z pozornie niepowiązanych wydarzeń wypływają skutki, które z pewnością dążą do wspólnej konkluzji, a przynajmniej taką mam nadzieję. Pierwszy tom to zbiór doskonałych pomysłów, wyrazistych postaci zręcznie odgrodzonych od karykaturalności. Charakter małej społeczności odseparowanej od całego świata, gdzie władzę sprawuje zepsuty ród bogaczy tworzy doskonały setting dla niepozornego ciągu wydarzeń zdecydowanie eskalującego w coś na skalę bomby atomowej. Bardzo odczuwalnym plusem są też niezliczone ilości szczegółów, pojedynczo niby nieistotnych, wplecionych w tok akcji i zachowania postaci. Lehman zdecydowanie dodaje w ten sposób do historii sporo realizmu w zakresie ludzkich dziwactw i niedoskonałości.

Szybkie nakreślenie charakteru postaci.

Niestety wszystko zależy od tego, jak wyglądać będzie ten dramat miasteczka Saint-Elme w następnych tomach. Zgadzam się, że do każdej mocnej historii można się w ten sposób przypierdzielić, ale ten tytuł naprawdę może mocno się wykoleić przez wygórowane oczekiwania. Na razie mamy mieszankę Kinga i Lyncha przepuszczoną przez leciutki filtr europejskiego umiaru narracyjnego z nieco przytłumionym aspektem czarnej komedii w porównaniu do wspomnianego już Fargo. Ogromnie obiecujący rozruch obecnie jednak bardzo niewiele mówi nam o pomysłach na dalszą jazdę, a jednocześnie sporo obiecuje. Jestem optymistą, ale zachowałbym w tym podjaraniu dozę ostrożności.

Nie spodziewam się absolutnie rozczarowań w kwestii warstwy graficznej, o ile nadal będzie to wszystko rysował Frederik Peeters (a będzie). W ramach mojego gustu to strzał w dziesiątkę, stylizowana kreskówa zdrowo odległa od realizmu, ale staranna i pozbawiona pokracznych przerysowań. Rzecz mocno wyrazista, zatopiona w grubych konturach i rozległych plamach całkowicie czarnych cieni, co przy całym luzactwie takiego sznytu zgrywa ilustracje z dosyć mrocznym kolorytem narracji. Barwy zresztą też są w środku równie kontrastowe co na świetnej, czerwonej okładce. Peeters stosuje niemalże bez wyjątku mocne tonacje i potrafi opanować ich relacje zarówno w scenach o ograniczonej palecie jak i tych zdecydowanie bardziej różnorodnych. Jeśli miałbym się czepiać, to w skrajnej ciemności fiolety robią się momentami zbyt monotonne, ale to tylko pierdoła w zdecydowanie zadowalającym całokształcie.

Ogólnie w Saint-Elme nie ma raczej scen bezcelowych.

Kusi mnie, by sprawdzić zagraniczne recenzje następnych tomów tej historii. Bardzo chciałbym wiedzieć, czy te wszystkie ścieżki skomplikowanej intrygi zachowają angażujące tempo i czy będą stopniowo odkrywać karty ze stosu mocno oczekiwanych rozwiązań. Bardziej niż rozczarowań boję się jednak potencjalnych spoilerów, bo Saint-Elme to potężny generator szans na przyszłe pozytywne zaskoczenia fabularne i to one będą głównym źródłem radochy w kontakcie z dziełem Lehmana i Peetersa. Od biedy nawet i bez satysfakcjonujących twistów zostanie klimatyczne miasteczko wypełnione dobrze napisanymi postaciami, ale to nie będzie dla mnie już wystarczające. Jestem jednak całkowicie gotowy podjąć to ryzyko i sięgnąć po kolejne tomy, nie mogę się wręcz doczekać.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Saint-Elme, tom 1
Wydawnictwo: Nagle! Comics
Scenariusz: Serge Lehman
Rysunki: Frederik Peeters
Tłumaczenie: Marta Turnau
Typ: komiks
Gatunek: kryminał, thriller
Data premiery: 14.06.2023
Liczba stron: 80
ISBN: 9788367725088

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Nie chcę popadać w przesadny optymizm. Jak musieli czuć się Ci wszyscy ludzie (słusznie) chwalący Wodnikowe Wzgórze Adamsa albo Talizman Kinga, gdy czytali ich mocno średnie sequele? Co pomyśleli sobie widzowie, zachęceni dobrymi recenzjami pierwszych sezonów takich seriali jak The Following albo True Detective,...Plaga żab. Recenzja komiksu Saint-Elme, tom 1
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki