SIEĆ NERDHEIM:

Pochowane nad ziemią. Ckliwa recenzja komiksu Royal City tom 3: Płyniemy z prądem.

KorektaLilavati

„Words makes less sense to me these days
Faces looks flat and unfamiliar
Do you wanna rest forever?
Underwater it gets better”

Sothrust – Horseshoe Crab

Royal City 3 Okładka

Pominięcie tematu muzyki w recenzjach poprzednich tomów Royal City uznam za swoje niedopatrzenie. Jeff Lemire nie kryje się ze swoimi inspiracjami, wszak nawet tytuł seria wzięła od nazwy nieaktywnego już, indie rockowego zespołu z Kanady. Od post-hardcorowego Fugazi, po trip hop serwowany przez Portishead – wpływy introspektywnych utworów o osobistych tragediach, zwątpieniu i codziennym lęku egzystencjalnym są nierozerwalną częścią tego komiksu. Uprzedzam, będą spoilery.

Trzeci i ostatni tom brzmi muzyką o zdecydowanie słodko-gorzkim wydźwięku. Liczne dramaty rodziny Pike’ów, zarówno aktualne, jak i retrospekcyjne, zbliżają się do wspólnej konkluzji. Dowiadujemy się wreszcie, jak odszedł Tommy, choć w ogólnym rozrachunku nie ma to większego znaczenia. Bohaterowie uparcie brną w swoje słabości i wciąż toną w powstałej przed laty udręce. Impuls do wyrwania się z marazmu przynosi niespodziewane pojawienie się nowego członka rodziny (nie, nie przez poród). Czy to jednak wystarczy?

Royal City 3 Strona Przykładowa

Najwyraźniej tak, przynajmniej w pewnym stopniu. Już przy poprzedniej części martwiłem się, czy wystarczy czasu na wiarygodną przemianę antypatycznego towarzystwa wzajemnej deprecjacji w coś bardziej pozytywnego. Myślałem, że czeka nas zimne, pozbawione złudzeń zakończenie. Doceniłbym taki krok, ale stało się inaczej – rodzinka po kilku wybojach zdaje się przejrzeć na oczy, żegna się z krzywdzącą przeszłością i jak za dotknięciem magicznej różdżki decyduje się dać sobie nawzajem kolejną szansę. Trochę deus ex machina czerpiąca z panującego w tej serii oniryzmu symbolicznych wizji, trochę wymuszony sentymentalizm.

Czy to oznacza, że autor poszedł na łatwiznę i ostatecznie zawiódł? Niekoniecznie, bo przecież chwilowe przejaśnienie nie gwarantuje trwałej poprawy. Pike’ów żegnamy w sytuacji co najmniej niepewnej, ale przepełnionej nadzieją wprowadzoną przez całkiem realne motywacje. Nie stają się nagle lepszymi ludźmi, nie zapominają o brzemieniu swoich win. Po prostu akceptują prawdę i decydują się postarać z nią żyć, otwarcie i ze wsparciem bliskich. Człowiek to zwierzę stadne i często to właśnie pomoc innych pomaga nam wykrzesać resztki dobrej woli, a Lemire na relacjach rodzinnych zna się jak nikt. Subtelnie pokazuje, że niektórzy potrzebują jedynie bodźca, by ponownie uwierzyć w ciepło płynące z więzów międzyludzkich i wyciągnąć rękę albo o taki gest poprosić w potrzebie.

Royal City 3 Strona Przykładowa

Wszystkie te piękne prawdy capiłyby na milę nadmierną ekspozycją i usilnym wyciskaniem wzruszeń, gdyby Lemire nie potrafił pisać ludzkich postaci. Jeżeli absurdy w zachowaniu usprawiedliwia masochistyczne zacietrzewienie danego bohatera, to ścisk w jego gardle jest wręcz namacalny, również wizualnie (pomimo wciąż prościutkiej kreski). Poziom zrozumienia dla cichego, wewnętrznego dialogu i związku przyczynowo-skutkowego w ludzkiej świadomości jest chwilami porażający. Nawet swoje własne odbicie w rzeczywistości Royal City, bo przecież tym właśnie jest Patric Pike, autor potrafił w wiarygodny sposób przepuścić przez filtr fatalnych decyzji życiowych z wiarygodnym efektem. W tekście piosenki Have You Forgotten zespołu Red House Painters pojawia się pytanie „Czy zapomniałeś, jak kochać samego siebie?” i to jest wers o ogromnym znaczeniu dla fabuły tej serii. Odstraszająca mnie wcześniej dekadencja protagonistów wynika właśnie z upartego doszukiwania się powodów do emocjonalnej autoagresji. To proces, który w trzecim tomie zostaje całkowicie rozrysowany, od genezy, aż do odrobinę zbyt optymistycznej konkluzji.

Wróćmy jeszcze na chwilę do muzyki, bo w dodatkach dostaliśmy wreszcie coś, czego poprzednio brakowało – składanki, które oryginalnie dołączane były do każdego zeszytu. Serio, jeśli przeczytaliście Royal City wcześniej w zupełnej ciszy, powtórzcie lekturę z muzyką zaproponowaną przez Lemire’a w tle (całość jest na Spotify). Doskonale dobrana mieszanka rytmów przeplatających nastoletnie wątpliwości i nadzieje z ogromem deszczowej melancholii powinna pomóc zinterpretować tę serię w najlepszy możliwy sposób – jako studium człowieka, istoty niemożliwie skomplikowanej, ale motywowanej prostym pragnieniem szczęścia. Scenariusz i delikatna, subtelna kreska (już nie mam żadnych zastrzeżeń, pokochałem) grają z tym klimatem perfekcyjnie.

Royal City 3 Strona Przykładowa

Dwie recenzje temu trochę narzekałem na Royal City, zarzucając delikatną wtórność względem Opowieści z hrabstwa Essex i zbytnią ekspozycję. Nic się nie zmieniło, poza moim nastawieniem. Nawet nie wiem, kiedy tak bardzo wciągnęła mnie historia tej zrzędliwej rodziny. Lemire w całej swojej autorskiej twórczości uderza w prawdy, które kłują serca większości ludzi i dążą do raczej uniwersalnych rozwiązań. Subtelnie snuje romantyczne wizje, w których świadomość ludzkich wad nie wyklucza wzajemnych uczuć i uśmiechu. Choć świat czasem uczy nas pesymizmu, takie tytuły pomagają wierzyć, że przytłaczająco skumulowane cierpienie da się zatopić i dać sobie szansę na lepsze jutro.

„When I close my eyes
Your fate shall be free
When I see you drowning
I’ll dream dream away from you”

Slowdive – Sleep

Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: Royal City tom 3: Płyniemy z prądem
Wydawnictwo: Image Comics / Non Stop Comics
Autorzy: Jeff Lemire
Tłumaczenie: Bartosz Sztybor
Data premiery: 26.06.2019
Liczba stron: 120

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + w sumie pozytywne przesłanie<br /> + wiarygodne postaci<br /> + subtelna uczuciowość<br /> + niesamowity, wielowarstwowy klimat</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – miejscami wymuszone</p> Pochowane nad ziemią. Ckliwa recenzja komiksu Royal City tom 3: Płyniemy z prądem.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki