SIEĆ NERDHEIM:

Puls trupa. Recenzja komiksu RIP, tom 1: Derrick. Ciężko przeżyć własną śmierć

Zgnilizna, robactwo, a w centrum opowieści człowiek. Prosta, ale trafna okładka.

„Czytaj frankofony” mówią mi często miłośnicy komiksu europejskiego, bo przecież bezdyskusyjnie kryją więcej wartości od bzdur o superbohaterach. Biorę więc takie RIP, pierwszy tom francuskiej serii wydany u nas przez Non Stop Comics i co? Dostaję po oczach zgnilizną, rozkładem, fekalną kolorystyką, historią dołującą niemalże bardziej od galopującej inflacji i paskudnym potocyzmem w tytule. Zlepek stron wypełnionych patetycznym turpizmem i patologią. Niesamowita sprawa, chcę więcej.

Tytułowy Derrick to taka trochę (albo i bardzo, w zależności od waszych standardów) niedojda, bohater tragiczny nieco na własne życzenie, a częściowo też ze względu na okoliczności życiowe. Jego największym problemem jest teoretycznie robota, bo przyszło mu pracować w charakterze hieny cmentarnej i to jeszcze przed osadzeniem nieboszczyka w glebie. Chłop, razem ze swymi współpracownikami, zajmuje się podpierdzielaniem dobytku truposzy zanim jeszcze znajdą ich odpowiednie służby (wciąż lepsze od pracy w typowym korpo). Więcej marazmu może jednak skrywać paradoksalnie jego życie, związek bez przyszłości, melina w której mieszka. Sam Derrick zresztą nie trzyma się zbyt dobrze, wygląda tak samo zdrowo, jak niektórzy z bardziej świeżych zgniłków. Otoczony mętnym gównem, na widok błyszczącej obietnicy dobrobytu, ulega więc pokusie, która udowodni wszystkim zainteresowanym, że zawsze może być gorzej.

Tonacja niby utrzymana, ale prawie czuć świeże powietrze na zewnątrz.

Strzał z zaskoczenia, czarny koń tegorocznej oferty komiksowej nawet. Nie spodziewałem się, że RIP, tom 1: Derrick. Ciężko przeżyć własną śmierć tak bardzo mnie pochłonie! Zgoda, lubię paskudztwo, a dołujące tytuły obyczajowe często lądują u mnie na piedestale. Po samych zajawkach scenariusz Juliena Moniera wydawał mi się jednak umiarkowanie ciekawym pomysłem, nieco zbyt mocno celującym w zakłócanie spokoju układów trawiennych odbiorców. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ta historia będzie tak sprawnie napisana i tak trafnie zainteresuje mnie odpychającymi żywotami wykolejeńców, których właściwie lubić się za cholerę nie da. To właśnie antypatyczna ekipa sprzątająca angażuje tu czytelnika. Wszyscy bez wyjątku paskudni, prawie pozbawieni pozytywnych cech i zobrazowani przez scenarzystę ze skrajnie drobiazgową pieczołowitością, na którą teoretycznie nie zasługują. Dzięki temu, pomimo nieco przerysowanych okoliczności (no bo nie jest to opowiastka o smutasach zapierdzielających dniówki w normalnej budżetówce) realizm przybliża paskudztwo RIP do czytelnika. Łatwo uwierzyć, że takie dramaty odwalają się nawet dwa mieszkania dalej w korytarzu naszego bloku. Może jednak przesadzam, mieszkam w końcu w Łodzi, na Bałutach na dodatek.

Zabawa z trupami nie skłania do pozytywnych przemyśleń.

Jak w każdej historii, ważny jest tu też pacing, tempo (rozkładu, hehe) narracji się znaczy. Monier żongluje wydarzeniami z imponującą zręcznością i wyczuciem. Po nieprzesadnie długim wprowadzeniu wbija „ten moment”, kluczowy punkt opowieści. Potem napięcie stopniowo rośnie, czasem rozładowywane drobnymi wybuchami, by na koniec walnąć z całej pary zakończeniem zarówno zaskakującym jak i logicznie dopasowanym do atmosfery całości. Zdaje się, że kolejne tomy RIP będą opowiadać tę samą historię z innych perspektyw i jest to kapitalny pomysł. Doskonale widać tu miejsca na dopowiedzenie znaczących szczegółów, a mimo to losy Derricka nawet przez chwilę nie wydają się dziurawe. To trudna do osiągnięcia równowaga. Czy ten komiks ma minusy? Jasne, przede wszystkim brodzenie w gównianej zupie z ziemniaczkami w formie truposzy nie jest dla każdego, rzecz potrafi być naprawdę obrzydliwa, ale wbrew pozorom kliniczna zgnilizna nie jest najwyraźniejszą cechą tego tytułu. Wbrew mojej ogólnie przyjętej narracji, jest to rzecz nawet względnie stonowana.

Tak w sumie to tych trupów jakoś porażająco wiele nie ma.

Można jednak odnieść inne wrażenie patrząc na rysunki. Gaëtan Petit, podpisany na albumie jako Gaet’s, chyba może uznać RIP za swój największy jak dotąd sukces, a przynajmniej takie wnioski wyciągam po wystalkowaniu jego profili w mediach społecznościowych. Sukces zasłużony, ale i zaskakujący, bo kreska tego Francuza pozornie nie pasuje do fabuły o robalach pożerających ciała nieboszczyków i o insektach innego typu pożerających ich dobytek. Pod pewnymi względami wydaje się bajkowa, kreskówkowa wręcz w swoim przerysowaniu, ale karykaturalne wyrazy brzydoty dominują nad szaloną, dziecięcą fantazją. To wszystko wygląda jak oprawa jakiejś niezależnej, pięknej gry point&click o przejmującej fabule. Nie brakuje szczegółów, nie zanudzi nas jednostajność ujęć, a kolory są naprawdę zachwycające. Trzymanie się brązów, zieleni, szarości i innych tonacji kojarzących się głównie z procesami rozkładu toczącymi martwą tkankę nie oznacza bowiem braku różnorodności, a wszystko składa się na klimat, którego nie odczuwamy jedynie nozdrzami, na szczęście.

Zatańczcie więc ten danse macabre, spektakl ma zaskakująco dużo klasy i pewnie zapewni wam kupę wyrazistych doznań. Oczywiście to nie jest zabawa dla każdego, tematykę trupem trącającą trzeba choć trochę lubić, ale w najgorszym przypadku zrobi wam się troszkę niemiło, aż tak obrzydliwą rzeczą ten RIP nie jest. Kultura zresztą nie ma przecież tylko głaskać po główkach, od masowania pompy endorfinowej są innej tytuły. Czasem trzeba się w przyjemnym spacerze zatrzymać nad rozjechaną wiewiórką i zastanowić nad marnością ulotnego życia, komiks Juliena Moniera może wam coś takiego zagwarantować. Wartością dodaną w porównaniu do rzeczonego truchła gryzonia będzie jednak perspektywa interesującego ciągu dalszego, świetna oprawa i masa typowo ludzkiej patologii w scenariuszu. Końcówka nie brzmi zachęcająco? Powinna, proszę mi zaufać.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: RIP, tom 1: Derrick. Ciężko przeżyć własną śmierć
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Scenariusz: Julien Monier
Rysunki: Gaet’s
Tłumaczenie: Jakub Syty
Typ: komiks
Gatunek: kryminał, dramat
Data premiery: 18.05.2022
Liczba stron: 112
ISBN: 978-83-8230-277-6

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
„Czytaj frankofony” mówią mi często miłośnicy komiksu europejskiego, bo przecież bezdyskusyjnie kryją więcej wartości od bzdur o superbohaterach. Biorę więc takie RIP, pierwszy tom francuskiej serii wydany u nas przez Non Stop Comics i co? Dostaję po oczach zgnilizną, rozkładem, fekalną kolorystyką, historią dołującą...Puls trupa. Recenzja komiksu RIP, tom 1: Derrick. Ciężko przeżyć własną śmierć
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki