SIEĆ NERDHEIM:

Pamiętajmy o zabawie. Recenzja gry planszowej Podróż w czasie

Jesteście rodzicami i szukacie gry planszowej dla swoich pociech? No to pech, zacznę od małego disclaimera dla was i ludzi bardziej obeznanych w temacie – Podróż w czasie to przeurocza gra uszyta na miarę dla dzieci od 4 roku życia. Ja za to nie jestem ani berbeciem w tym wieku, ani rodzicem takowego, choć presja społeczna w moim okresie życia wchodzi już mocno. Dlaczego w takim razie zdecydowałem się zrecenzować taką pozycję? Pingwin Przemysław, nie żartuję, do kupienia mojego zainteresowania wystarczy wizerunek tego nielota na opakowaniu. Poza tym uważam, że nikt nie ma prawa zabronić mi czerpać radochy z planszówki dla kilkulatków i takich odbiorców jak ja może znaleźć się więcej. A wam, odpowiedzialni opiekunowie nowych pokoleń, polecam i tak moją opinię przeczytać. To tutaj najprędzej zapalą się wam jakieś potencjalne czerwone lampki, ja nie owijam w bawełnę.

Dlatego też zdradzę od razu – mój w miarę rozsądny i umiarkowanie dojrzały umysł podejrzewa, że żadnych czerwonych lampek nie ma. Nie widzę w Podróży w czasie absolutnie nic, co mogłoby wpłynąć źle na człowieka, niezależnie od wieku. Słodziutkie, urokliwe ilustracje to tylko powierzchnia, mechanika jest ważniejsza. W tej grze nie ma ani grama negatywnej interakcji, poza oczywistą (i bardzo, bardzo delikatną) rywalizacją. Chodzi o to, żeby się bawić, uczyć i śmiać we wspólnym gronie.

Podstawowe elementy gry rozrzucone w szczerym chaosie.

Jak zatem do tej całej kolorowej rozrywki dochodzi? Rozgrywka jest naprawdę banalna i w zależności od wieku uczestników i aspiracji osoby odpowiedzialnej za porządek zabawy, można ją urozmaicić lub uprościć. Ja opis tradycyjnie i tak skrócę, instrukcja jest naprawdę klawa i klarowna. W wariancie podstawowym układamy sobie dziesięć z dwudziestu dostępnych krain i zaczynamy kolejno dokładać do nich po jednej losowo wybranej planszy z obrazkiem. Każdy uczestnik, dopasowując kafelek do dowolnej z ułożonych już na stole plansz, ma za zadanie połączyć oba elementy za pomocą zmyślonej historii. Po wszystkim planszę odwracamy, by jej zawartość nie była widoczna. Takie wzajemne opowiastki trwają, dopóki przy wszystkich krainach nie znajdą się obrazki i wtedy zaczyna się wędrówka Pingwina Przemysława.

Nasz sympatyczny ptak porusza się po krainach zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Ile krain ma przejść? To powie Wam rzut kostką. Gdy tylko wylądujecie w miejscu docelowym, musicie wysilić szare komórki, przypomnieć sobie opowiedzianą wcześniej historię (wskazane jest nawet jej przytoczenie) i zgadnąć, co znajduje się na ukrytej przed waszym wzrokiem planszy. Jeśli Wam się to uda, zatrzymujecie w nagrodę planszę z odgadniętym obrazkiem, a w zamian dobieracie nową do krainy i tworzycie kolejną historię, dopóki starczy plansz. Zabawa kończy się, gdy Przemuś wyhamuje na pustej krainie. Kto zgarnął najwięcej obrazków, ten zdobywa laur najlepszego podróżnika w czasie i dożywotniego przyjaciela pingwinów.

Tak mniej więcej wygląda gra przygotowana do rozpoczęcia zabawy.

Jak widać, nie chodzi tu o żadne strategie, kombinacje i przewidywanie ruchów innych graczy. Aby wygrać i (co ważniejsze) doskonale się bawić, musicie się wzajemnie słuchać, poświęcać sobie maksimum uwagi i wykorzystać w pełni wyobraźnię oraz pamięć. Oczywiście aspekt memory będzie w tym przypadku dla dorosłych graczy banalny, ale gwarantuję Wam – przy wymyślaniu historii można się naprawdę ubawić, a zdolny bajarz namiesza w głowie nawet najbardziej sprawnym pamięciowo graczom. Nigdy nie zapomnę elaboratnej, dramatycznej historii tłumaczącej powiązanie dwójki robotów i gumowej kaczuszki. Zrodziła się z tego opowieść transhumanistyczna, dotykająca tego, co czyni nas ludźmi, a zakończenie doprowadziło jednego z bohaterów do zdecydowania, czy ważniejsze jest istnienie, czy wolność. Tak, bardziej reklamuję w tym momencie chore wytwory umysłu mojego i moich znajomych. Chcę Wam jednak przez to uświadomić, że grupie dorosłych Podróż w czasie również może sprawić wiele radości, tak poza zasięgiem uszu dzieci.

Co jednak z najmłodszymi? Odważę się stwierdzić, że i na ten temat mam coś do powiedzenia. Psycholog dziecięcy ze mnie żaden, ale ufam spisanej na końcu instrukcji opinii Pani Moniki Kalinowskiej. Mam rodzinę i znajomych z potomstwem w wieku już mniej więcej kumającym, co jest pięć. Dzięki nim dowiedziałem się pewnych rzeczy o tym, jak teraz wygląda edukacja, zwłaszcza przedszkolna (taka rozwojowa). Zabawy bardzo często polegają na łączeniu wyrwanych z kontekstu elementów w sensowną całość za pomocą zmyślonej historii. Co to daje? Poza oczywistym, czyli ćwiczeniem pamięci i wyobraźni, pomaga to opiekunom zrozumieć, w jaką stronę rozwija się umysł dziecka. Jeden dzieciak kapelusz z ośmiornicą połączy osobą magika, który przez pomyłkę wyciągnął z cylindra złego zwierza. Inny wyjaśni, jak skutecznym kapelusznikiem byłby głowonóg ze względu na ilość kończyn i proszę, powoli zaczynają się klarować interesujące potomka tematy.

Oczywiście taka zaawansowana rozwojówka dotyczy dzieci nieco starszych, a z nimi dzięki Podróży w czasie można zadbać o pielęgnowanie, poza intelektem, również empatii. Nieco trudniejszy wariant rozgrywki zakłada bowiem dołożenie do krain, poza planszami z obrazkami, buziek przedstawiających przeróżne emocje. Niesamowicie przydatne urozmaicenie i jestem ogromnie ciekaw, jak sprawdziłoby się w przypadku dzieci w spektrum (oczywiście z pewnością nie nadawałoby się dla wszystkich). Idąc w drugą stronę, wędrówkę po krainach można też ułatwić najmłodszym, osadzając starszych graczy w roli narratorów-bajkopisarzy, a rolę maluchów ograniczając do zgadywania. Bazowa mechanika Podróży w czasie jest na tyle prosta, że z pewnością sami wymyślicie sobie również inne modyfikacje. Tu pojawia się mój właściwie jedyny zarzut odnośnie kwestii merytorycznych – brakuje mi wyjaśnienia, co robić w konkretnych sytuacjach rozgrywki. Na przykład, czy twórca historii może zgadywać opisany przez siebie wcześniej obrazek? Przypuszczam, że podczas zabawy z dziećmi jest to umyślne ułatwienie. My jednak założyliśmy, że przeskakujemy krainy, które sami wcześniej zaszczyciliśmy wytworem swojej wyobraźni i z nieco starszą młodzieżą też właśnie tak bym grał. Jak dokładnie poprowadzić tury, gdy gracze dzielą się na starszych narratorów i młodszych wędrowców? Na takie pytania nie znajdziecie odpowiedzi w instrukcji. Z drugiej strony to wciąż banalna gra dla dzieciaków, życia wam nie zmieni, ale i nad trudnymi sytuacjami głowić za dużo się nie będziecie.

Skoro już narzekam, to wspomnę też o jedynym zgrzycie techniczno-wizualnym. Podróż w czasie wydana jest pięknie i wydaje się naprawdę solidna jakościowo, ale część plansz i emotkowych żetonów lekko mi się popruła podczas wydzierania z wyprasek, pomimo naprawdę dużej ostrożności. Poza tym drobnym zgrzytem nie ma co biadolić, pudełko jest solidne tektura krain i mniejszych elementów nie rozwarstwia się przy częstym miętoleniu w palcach. Pingwin Przemysław w postaci ptakokształtnego klocka z naklejkami jest co prawda nieco zbyt minimalistyczny (zasłużył na trochę lepsze przedstawienie swojego majestatu), ale trudno na to zwrócić uwagę przy tak pięknych ilustracjach. Obrazki są naprawdę kapitalne, doskonale dopasowane do młodszych odbiorców za pomocą bajkowej stylistyki i wizualnego wyważenia. Z jednej strony mamy pełno szczegółów, a z drugiej wszystko jest wyraźne i czytelne, co zapewnia pełno bodźców mogących posłużyć za inspirację do tworzenia barwnych historii. Niezależnie od wieku graczy, Podróż w czasie będzie wyglądać dobrze na półce, a i po wyciągnięciu na stół nie zawstydzi.

Tyle by było z mojej rzetelnej wypowiedzi na temat gry przeznaczonej dla dzieci, już powoli piszę list z przeprosinami do wydawcy. Niestety, ku mojemu zaskoczeniu i pomimo teoretycznej grupy docelowej, Podróż w czasie dostarczyła mi tyle radochy w kategoriach niekoniecznie nadających się dla najmłodszych, że nie mogłem ograniczyć tego tekstu do zimnej oceny wartości merytorycznych. Jest to jednak zamierzone, mój cel powinien być jasny – nie mogę zapewnić Was o perfekcyjnym dopasowaniu tego tytułu do rozwojowych i rozrywkowych potrzeb potomstwa. Mogę jedynie przypuszczać, że im się spodoba, działając jednocześnie pozytywnie na kiełkujące neurony. Ten brak pewności w kwestii jednej grupy docelowej mogę za tu uzupełnić zapewnieniem odnośnie innej, starszej – przy odpowiednio rozruszanym umysłowo towarzystwie macie szansę popłakać się ze śmiechu. 

SZCZEGÓŁY:
Zawartość pudełka:
5 dwustronnych plansz
36 płytek z obrazkami
15 żetonów emocji
kostka
drewniany pionek pingwina Przemysława
Informacje pudełkowe:
Twórca: Reiner Knizia
Ilustracje: Maciej Szymanowicz
Wiek: 4-104 lat
Wymiary: 200 x 200 x 47 mm
Waga: 450
Liczba graczy: 2-5
Czas gry: 15
EAN: 5902719476563

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Jesteście rodzicami i szukacie gry planszowej dla swoich pociech? No to pech, zacznę od małego disclaimera dla was i ludzi bardziej obeznanych w temacie – Podróż w czasie to przeurocza gra uszyta na miarę dla dzieci od 4 roku życia. Ja za to nie...Pamiętajmy o zabawie. Recenzja gry planszowej Podróż w czasie
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki