SIEĆ NERDHEIM:

Riiip! Szing! Siek! Mdłości. Recenzja komiksu Prison Pit. Księga pierwsza

KorektaLilavati
Uwaga, 18+, naprawdę

Grappling novel, czyli komiks mniej więcej science fiction o tym, jak twardzi faceci w ciuchach do wrestlingu ustalają porządek dziobania na więziennej planecie. Ewentualnie rzecz napisana i narysowana na 80% przez jedenastolatka, nawet na 90%, jeśli chłopak słyszał o narkotykach lub lembasach. Bardzo, bardzo dziwna książeczka o szukaniu szczęścia.

Na pierwszy rzut oka to tylko to – mokry sen wielbiciela MMA w kolorowych szmatkach. Główny bohater o poetyckim imieniu Kanibal Zjeboryj (tłumaczenie: bezkonkurencyjny Łukasz Kowalczuk) zostaje zesłany „na planetę, na której jest przej…ane”. Cytat za blurbem na okładce. Kanibal najpierw walczy ze strażnikiem, potem z kolegami z dołka. To jest ta część napisana przez dorastające chłopię wychowane na opowiadaniu historyjek z wykorzystaniem plastikowych dinozaurów i onomatopej „bum”, „bach”, „wiiiizg”… tylko w wersji 18+. Są dialogi, myślę, że składające się na nie przekleństwa pochodzą z krasnoludzkiego, a może nawet czarnej mowy. Głębia psychologiczna? No… nie, nie bardzo. Przeciwnika prowokuje się, mówiąc „chodź, to ci zaj…bię”, potem walczący traktują swoje ciała jak coś użytkowego, ale nieosobistego. Można komuś urwać rękę, żeby potem nią walczyć. To samo ze swoją. Czasem się człowiek zmęczy, ale to nic, strzepnie płyny fizjologiczne i idzie dalej. Aha, zapomniałabym. Oprócz przemocy jest też sporo siusiaków.

Ale, myślicie sobie, przecież Słowobraz nie wydałby takiej płytkiej książeczki gore. Kowalczuk kocha kulturę szlamową, ale jednak za przesłanie, a nie tylko możliwość pośmiania się, gdy komuś tam wybuchają oczy. Dobrze myślicie. Odkrycie, co się ostatecznie w Prison Pit dzieje, zajmie wam większość komiksu. Dopiero zakończenie jest dziwne, nieoczekiwane i zupełnie zmienia wymowę dzieła. Na straszliwie obrzydliwą, jeśli jesteście wrażliwi, albo dającą do myślenia.

Sielski początek

Moim zdaniem Prison Pit to komiks do stosowania zamiast fizycznej autoagresji. Można by się pociąć, ale zamiast tego sięgasz po książkę i mija. Przeczołgało cię, żyjesz spokojnie dalej. Sam wrestling, krew, pot i flaki tego nie dają. Musicie doczekać zakończenia, które jest jak nagły, niewytłumaczalny kwiat na środku pustyni. Kwiat z rodzaju zjadających muchy, ale zawsze. Ostatnie strony komiksu są ciche, pozbawione walki, za to pełne… czułości. Takiej dziwnej i strasznej, jakiej można zaznać na planecie, gdzie jest „przej…ane”. Scena zostawiła mnie z ogromnym „co tu się właściwie…?!?” Myślałam o tym komiksie długo. W końcu zdałam sobie sprawę, że mimo pozornej obrzydliwości jest jakoś tam terapeutyczny, ba, nawet załatwia katharsis. Jak książki Irvine’a Welsha albo Chucka Palachniuka. Jak podziwiany przez Johnny’ego Ryana Berserk. Ale jest od mangi zabawniejsza. Czarnym, orkowym poczuciem absurdu świata.

Nie pokazujcie tego komiksu żadnym dzieciom, 18+ na okładce nie kłamie. Jeśli kochacie masakrę w znaczeniu splatterpunka czy gore, będzie się wam podobać. Jestem bardzo ciekawa, jak zinterpretujecie zakończenie. Ja sama ani nie jestem fanką takich klimatów, ani za dużo o nich nie wiem. Przeczytałam więc komiks gatunkowy, mając narzędzia interpretacyjne wykształcone na zupełnie innych rzeczach. Z totalną akceptacją dla świadomie „brzydkiego”, uproszczonego, czarno-białego rysunku. Z nadzieją na świetne onomatopeje (nie kłamali, Kowalczuk przetłumaczył cudnie). Uzbrojona w uczestnictwo w Szlam Feście i obejrzenie kilku wrestlingowych pojedynków. Zupełnie nieprzygotowana, krótko mówiąc. Najpierw czytałam z lekkim dystansem, potem w narastającym zdumieniu, wreszcie spanikowałam podczas zakończenia (tej cichej sceny). Wlokła się za mną ta trauma kilka dni i już wiem, że dobrze się stało. Dało mi do myślenia. To nie znaczy, że nie boję się polecić tego komisu – jeśli jesteście estetami, nie chcecie się uczyć przez obrzydzenie, nie lubicie niewyrafinowanego absurdu, bierzecie ten komiks na własne ryzyko.

Johnny’ego Ryana wydaje Fantagraphics. Stylem i sposobem patrzenia na świat faktycznie bliżej mu do Czarów-zjarów niż Tylera Crossa opublikowanego z kolei przez polskiego wydawcę Prison Pit. Już Wikipedia ostrzega, że celem Ryana jest szokowanie i bycie politycznie niepoprawnym. Pit na pewno burzy schematy i testuje granice wytrzymałości odbiorcy. Moim zdaniem robi to z sensem i po coś, mówi też do konkretnego idealnego czytelnika – umiejącego walczyć z egzystencjalnym pawiem. Trochę się boję, co szykuje drugi tom, właśnie zapowiedziany przez Słowobraz. Wiem, że przecież go przeczytam. Po takim przedziwnym zakończeniu na pewno…

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Prison Pit. Księga pierwsza
Data premiery: 2019 (Slowobraz), 2009 (Fantagraphics)
Autor: Johnny Ryan
Tłumaczenie: Łukasz Kowalczuk
Typ: komiks
Gatunek: grappling novel, gore

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Agnieszka „Fushikoma” Czoska
Agnieszka „Fushikoma” Czoska
Mól książkowy, wielbicielka wilków i wilczurów. Interesuje się europejskim komiksem i mangą. Jej ulubione pozycje to na przykład Ghost in the Shell Masamune Shirow, Watchmen (Strażnicy) Alana Moora czy Fun Home Alison Bechdel, jest też fanem Inio Asano. Poza komiksami poleca wszystkim Depeche Mode Serhija Żadana z jego absurdalnymi dialogami i garowaniem nad koniakiem. Czasem chodzi do kina na smutne filmy, kiedy indziej spod koca ogląda Star Treka (w tym ma ogromne zaległości). Pisze także dla Arytmii (arytmia.eu).
<p><strong>Plusy:</strong><br/> + zakończenie wywraca wszystko do góry nogami<br/> + to nie jest czysto rozrywkowy komiks gore<br/> + mocny, bolesny absurd i nihilizm</p> <p><strong>Minusy:</strong><br/> - naprawdę nie dla wrażliwszych<br/> - komiks w ramach samookaleczania (to raczej ostrzeżenie)</p>Riiip! Szing! Siek! Mdłości. Recenzja komiksu Prison Pit. Księga pierwsza
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki