SIEĆ NERDHEIM:

Off-top-fu. Recenzja komiksu Nieśmiertelny Iron Fist. Historia Żelaznej Pięści. Tom 3

KorektaDeneve

Okładka

Setki wyprowadzanych w powietrzu ciosów, piruety, gniewne okrzyki i nazwy ataków zdecydowanie zbyt przekombinowane, jak na gust europejskiego odbiorcy. Klasyka filmów traktujących z różnym poziomem powagi o sztukach walki jest żywa w Nieśmiertelnym Iron Fiście, ale nie tylko z tego wynika atrakcyjność tej serii. Priorytetem jest wciągająca, choć wciąż dosyć typowa fabuła o przezwyciężaniu własnych słabości, honorze, braterstwie. Osadzenie prostych założeń w mistycznej otoczce ułatwiło Mattowi Fractionowi i Edowi Brubakerowi sprawne wprowadzenie Danny’ego Randa do pierwszej ligi bohaterów Marvela. Drugi tom zwieńczył większość wątków, zaczynając jednocześnie nowe – takie, które w sferze podszytego magią kung-fu mogą naprawdę namieszać.

Przykładowa Strona

Przyciągnięty obietnicą wejścia w temat tajemniczego, niosącego nieznane zagrożenia i burzącego znany porządek świata, ósmego Niebiańskiego Miasta, złapałem za tomik od razu po wyjęciu z paczki i niemalże od razu zmarszczyłem czoło z niepokojem. Zawartość trzeciego tomu to przede wszystkim to, co w poprzednich zostało pominięte – poboczne zeszyty opowiadające o historii Żelaznej Pięści. Tak, w sumie mogłem się domyślić ze względu na podtytuł, a jakoś mi się nie udało. Na przestrzeni tych 160 stron będziemy mieli okazję, między innymi, zasmakować ezoterycznego orientu w miłosno-wojennych bolączkach Wu Ao-Shi, która ukochała walkę równie mocno, co pewnego prostego rybaka. Poznamy też Bei Bang-Wena w jego wędrówce ku zrozumieniu własnej mocy i (uwaga, sztampa) prawdziwej przyjaźni. Wejrzymy głębiej w smutną, często dramatyczną przeszłość dosyć znanego Iron Fista, czyli Orsona Randalla wpychającego swoje chi w broń palną. Ostatecznie dotrzemy do teraźniejszości dzięki dwóm, wydanym w 1974 roku zeszytom Marvel Premiere. To w nich do Domu Pomysłów wprowadzono postać Danny’ego Randa i przedstawiono pokrótce jego, jakimś cudem jeszcze niezbyt mocno zretconowane, origin story.

Przykładowa Strona

Całość nie jest jednak tak zupełnie wyrwana z kontekstu, bo zawiera również osadzony w głównym wątku 16. zeszyt serii. Wciśnięte między różnorodne wspominki wprowadzenie do nowego toku fabularnego skutecznie podsyca zainteresowanie, pokazując nam całą ekipę Nieśmiertelnych Broni na Ziemi i zapowiadając nowe zagrożenie wiszące nad głową rześkiego blond mordobijcy. No dobra, ale jak się czyta większość tomu? Pomimo początkowego sceptyzmu muszę przyznać, że naprawdę dobrze. Wbicie narracyjnego klina w spójny tok wydarzeń jest całkiem przydatnym i często stosowanym zabiegiem w konstruowaniu fabuł. Wszystkie przedstawione wątki są ciekawe, poprzedni posiadacze mistycznej mocy mają mocno zarysowane charaktery, a przy okazji możemy dowiedzieć się więcej o postaciach pobocznych, takich jak John Aman, czyli potężny i enigmatyczny Książę Sierot. Przy tomach tworzonych przez wielu autorów nie lubię analizować każdego z osobna, więc nadmienię tylko o drobnych trudnościach, które dzisiejszemu czytelnikowi może sprawić kontakt ze wspomnianymi już zeszytami z lat siedemdziesiątych. Jak wiele komiksów z głównego nurtu superhero, tak i one zestarzały się średnio elegancko. Archaiczna narracja i nadużywanie wewnętrznego dialogu w formie zalewających kadry dymków trochę przeszkadza, ale dla wytrwałego czytelnika nie powinna to być przeszkoda nie do przebycia.

Przykładowa Strona

W przypadku oprawy graficznej muszę polecieć po nazwiskach, bo niektórym należy się namacalna pochwała. Ilustracyjna różnorodność mnie ucieszyła, gdyż doceniana przez wielu kreska Davida Aji bywa dla mnie wyjątkowo męcząca. Rysowany przez niego zeszyt, ten bezpośrednio kontynuujący wątki serii, wypadł akurat bardzo dobrze – mniejsze niechlujstwo przy rysowaniu mimiki pozwoliło w pełni cieszyć się jego talentem w operowaniu cieniami i komponowaniu kadrów. Pod względem tzw. eye candy wygrywa zdecydowanie pierwszy rozdział albumu. Złożona kolaboracja sześciu rysowników (m.in. Leandro Fernandez, Francisco Paronzini, Derek Fridolfs) skutkuje prawdziwym pokazem fajerwerków, w którym każda grafika prezentuje szczyt możliwości swojego twórcy. Od dynamicznych scen batalistycznych, po piękne, statyczne i bogate w szczegóły tła. Na późniejszych stronach też można odnaleźć pełno charakterystycznych smaczków, wśród których szczególnie wyróżnia się sterylna, niemalże kreskówkowa stylistyka zaproponowana przez Nicka Dragottę i przeuroczo nostalgiczne dzieła niestety już zmarłego Russa Heatha, przywołujące wspomnienia ze Złotej Ery komiksu.

Przykładowa Strona

Mówiąc o jakości wydania, muszę przede wszystkim wyrazić radość z powrotu tego, czego brak w drugim tomie bardzo mnie zabolał. Po skończeniu lektury możemy nacieszyć oczy materiałami dodatkowymi, a konkretniej szkicami licznych postaci występujących w tym tomie. To znaczy trzech z nich, bo na więcej najwyraźniej brakło miejsca. Ja wiem, strasznie narzekam, ale przy tak fajnym formacie albumu (wciąż poręczne, a jednak zauważalnie większe 180×275 mm) i takiej różnorodności w środku zdecydowanie dało się wyciągnąć dużo więcej dodatków. Miłośnicy wydań zbiorczych, przynajmniej tak mi się wydaje, zawsze miło patrzą na takie smaczki. Tłumaczenie miejscami ewidentnie nosi gramatyczne znamiona przekładu z języka angielskiego, ale poza tym nie mam większych zarzutów. Mucha poniżej pewnego poziomu po prostu nie schodzi.

Po pogodzeniu się z koniecznością oczekiwania na ciąg dalszy wątków rozpoczętych w poprzednim tomie udało mi się z nowego Nieśmiertelnego Iron Fista wyciągnąć sporo radości. Choć wciąż najbardziej zainteresował mnie ten rozdział, który dotyczył tworzącej się w obliczu zagrożenia drużyny mistrzów sztuk walki, to i pozostałych nie mogę określić mianem pustych zapychaczy. Mistycyzm, magia i historia zawsze idą w parze, więc fragmenty przeszłości rzucone odbiorcom między etapami głównego wątku są kąskiem bardzo apetycznym, mile widzianym i wprowadzonym z całkowicie zrozumiałych powodów. Teraz pozostaje nam tylko czekać na kolejny tom, który może na tej pięknie rozrysowanej osi czasu wprowadzić nieco znaczących zmian.

Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: Nieśmiertelny Iron Fist. Historia Żelaznej Pięści. Tom 3
Wydawnictwo: Marvel Comics / Mucha Comics
Autorzy: Matt Fraction, Ed Brubaker, David Aja i wielu innych
Typ: komiks
Data premiery: 10.2018
Liczba stron: 160

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + doskonałe rysunki<br /> + mnóstwo ciekawych postaci<br /> + sprawna, wciągająca narracja<br /> + zwiększa apetyt na główny wątek<br /> + daje okazję poznać innych Iron Fistów<br /> + różnorodność</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> - mało materiałów dodatkowych<br /> - to wciąż zbiór pobocznych historii</p>Off-top-fu. Recenzja komiksu Nieśmiertelny Iron Fist. Historia Żelaznej Pięści. Tom 3
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki