– Już czas – powiedział cichy głos w mojej głowie, kiedy kolejny tom New X-Men groźnie spoglądał na mnie z szafki (niczym jego autor na zdjęciu z pewnego portalu społecznościowego). W związku z tym włączyłem album My Chemical Romance, który w tym roku świętuje dziesięciolecie swojego istnienia, a w teledyskach do jego utworów pojawił się Grant Morrison, scenarzysta recenzowanej przeze mnie pozycji.
Nie będę ukrywał, miałem sporo obaw. Serię tę czytałem lata temu na Marvel Unlimited i lekturę zakończyłem jeszcze przed etapem historii przedstawionej w tym tomie. Trwogi dodawała też eskalacja zdarzeń, jaka miała miejsce w poprzedniej części cyklu. Problem rosnącej stawki powszechnie występuje teraz w praktycznie każdym medium kulturowym. Na szczęście tutaj udało się tego uniknąć. Scenarzysta nie przejmował się skalą przedstawionych wcześniej wydarzeń, a wręcz udowodnił, że dramat pojedynczego człowieka może poruszać bardziej niż ogólnoświatowe zagrożenie.
Ten komiks to zbiór kilku mniejszych historii, które za sprawą genialnego pióra twórcy łączą się razem w pasjonującą i zapierającą dech w piersiach sagę o przygodach mutantów oraz problemach, jakie ich dotykają. Epicka wędrówka rozpoczyna się od śmierci pewnego popularnego projektanta mody. O ile sama persona nie ma tak wielkiego znaczenia, to ideały za nią stojące już tak. Rzeczona tragedia doprowadza do przemiany Quentina Quire’a w postać, którą wszyscy (a przynajmniej ja) znamy i kochamy — ekstrawaganckiego cynika. Zwątpienie w siebie rośnie i po przemianie oznacza także nieufność do profesora X, jego ideałów, ludzi i świata. Młody buntownik zakłada swój gang. Działalność rozpoczyna od akcji chuligańskich, a kończy na okupowaniu Instytutu Xaviera. Zostają tutaj wplątane dwa wątki, które następnie są szerzej eksploatowane, aby zachować ciągłość narracji przez ekscesy romantyczne Cyclopsa, zagadkę kryminalną, której rozwiązanie nie jest widoczne na pierwszy rzut oka oraz starania Wolverine’a, by dowiedzieć się czegoś o sobie.
Elementem czyniącym tę pozycję wyjątkową jest definitywnie styl pisania. Znamy go już z poprzednich tomów, w których autor przywiązuje dużą wagę do aktualnie rozgrywających się wątków, a zarazem kreuje bazę do kolejnych. Powoduje to stworzenie koherentnej narracji, dzięki której wręcz płynie się wraz z postępującą historią. Scenarzysta jest do tego mistrzem w zabawie dialogami oraz w umieszczaniu mniej lub bardziej subtelnych żartów.
Za szatę graficzną odpowiada w dużej mierze trio: Quitely, Bachalo oraz Jimenez. Styl każdego z artystów jest od siebie tak różny, że ciężko porównywać ich ze sobą. Subiektywnie jestem najbardziej zachwycony tworami ostatniej dwójki. To nie tak, że nie lubię Quitely’ego, ale na etapie trzeciego tomu jego rysunki stały się już po prostu oklepane i jednorakie, a pozostali artyści potrafią wnieść do swoich prac pewną ekstrawagancję.
New X-Men Tom 3: Bunt w Instytucie Xaviera to bardzo dobry komiks, który definitywnie nie rozczaruje nikogo z bogatego grona fanów X-Menów lub Granta Morrisona. Sam proces lektury był elementem zachwycającym i niezwykle płynnym. Całość tworzy wybitny album, nawet lepszy od swojego poprzednika. Dla tych, którzy czytali wcześniejsze historie, jest to pozycja obowiązkowa.
Tytuł: New X-Men 3: Bunt w Instytucie
Wydawnictwo: Mucha Comics
Autorzy: Grant Morrison, Frank Quitely, Phil Jimenez, Chris Bachalo
Typ: komiks
Data premiery: 28.10.2020
Liczba stron: 304