SIEĆ NERDHEIM:

Teatr przypadku. Recenzja komiksu Nasze potyczki ze złem

I tyle Mignolę widzieli.

Pan Higgins wrócił już do domu, ale profesor Meinhardt i pan Knox wiedzą, że licho nie śpi. Sympatyczny duet pierdołowatych łowców mrocznego tałatajstwa wszelkiego rodzaju, z naciskiem na wąpierze, ma pełne ręce roboty. Zło lęgnie się wszędzie dookoła i poczciwy lud nie może nakryć się spokojnie kołderkami bez wsparcia specjalistów, prawda? No nie do końca.

Porzucamy jednolitą strukturę poprzedniego tomu na rzecz trzech, krótszych historyjek. Trzech i pół właściwie. Nadal na pierwszym planie są brzydkie ryje, co to się rzucają ludziom na szyje. Od zakazanej wiochy wypełnionej dziećmi mroku realizującymi skomplikowaną zemstę, przez przekorny los dotykający dwójkę zwaśnionych krwiopijców, aż po konieczność wykaraskania się z pułapki uplecionej włochatymi łapkami. Tak sobie obserwujemy, jak bohaterowie nie robią właściwie nic, aby zasłużyć na sukces.

Pościgi i wybuchy.

Tak, narzekane będzie, ale po kolei. W przeciwieństwie do Pan Higgins wraca do domu, tego komiksu już Mike Mignola nie pisał – Warwick Johnson-Cadwell z głównego ołówkowego awansował na autora totalnego i chociaż nie zmarnował uroku poprzedniej historii, poradził sobie z tematem ociupinkę marniej. To nadal, teoretycznie, laurka dla klasycznych horrorów wytwórni Hammer, laurka zgrabnie sklejona i jak najbardziej udana. Problem w tym, że w dzisiejszych czasach prawie wszystko, co choćby od niechcenia ociera się o grozę, w jakimś stopniu czerpie z tamtych dzieł. Nasze potyczki ze złem są więc lekturą przyjemną, spójną i czasem diabelnie zabawną, ale szansa na wyjątkowość rozpłynęła się przez powszechność stosowanych motywów. Pierwsze skrzypce gra więc inna cecha tego komiksu.

Bad. Ass.

To szaleńcza komedia przypadku, w której protagoniści prawie bezwiednie fruwają między wydarzeniami, działając jedynie jako katalizator nieszczęść dotykających swoich przeciwników. Czy to wada? Absolutnie nie, absurdalność niektórych sytuacji bywa powalająca. Zwracam jedynie uwagę na to, że zebranie w tomie kilku krótszych opowieści podkreśla ten incydentalny charakter fabuły. Pech, który Knox i Meinhardt przynoszą istotom nadnaturalnym sam w sobie zdaje się czasem aż nierealny. Jednocześnie obnaża jednak pewną zmianę w duchu postaci, zwłaszcza w przypadku wąsatego profesora – po ich kompetencjach strzygobójczych nie zostało prawie nic. Wprowadzona zostaje co prawda postać złodupnej, bardziej ogarniętej panny Mary Van Sloane, ale jej udział w większości wątków jest raczej minimalny. Subtelny, elegancki humor z nawiązką rekompensuje brak skupienia na bohaterach, a konwencja nieporadności jest z pewnością zabiegiem przemyślanym, ale w Panu Higginsie te nuty grały trochę mniej nachalnie.

Spodziewajcie się większej ilości „dziabów”.

Johnson-Cadwell doskonale czuje się za to kreśląc swoje własne pomysły, więc bieg (a czasem spacer) wizualnej narracji również nadrabia potencjalne braki scenariuszowe. Komiczne, niezręczne pauzy i zanurzone w dymkowej ciszy wymiany niepewnych spojrzeń są rozbrajające, a okazjonalne sceny akcji porywają z komiczną swobodą. Rysownik więcej pokazuje, niż mówi, co przy dobrym wykonaniu zawsze uważam za plus. Widać też, że Johnson-Cadwell capnął sobie pewne inspiracje z prac Mignoli, ale w jego zmyślnie powykrzywianych bazgrołach nie ma odtwórczości. To radosna, twórcza swoboda, bardzo miła w odbiorze i pełna oryginalnego sznytu.

Na kolana nie padłem, ale przeczytałem z przyjemnością. Trochę uspokaja mnie fakt, że jedyny komiks z nazwiskiem Mike’a Mignoli na okładce, na którego temat nie mam szczególnej ochoty pisać pieśni pochwalnych, nie wyszedł właściwie spod jego ręki. Niestety podobne, umiarkowanie entuzjastyczne wrażenia miałem towarzysząc Panu Higginsowi w powrocie do domu. Oba tytuły są skrajnie sympatyczne, łechtają w szarej masie obszary odpowiedzialne za podane ze smakiem żarciki i rozpoznawanie znajomych motywów horrorowych. Tak jak Meinhardtowi i Knoxowi daleko do miana skutecznych maszyn kołkujących wampiry, tak oba albumy od wybitności dzieli minimalne wrażenie nijakości. Brak specyficznej kuriozalności, która tak wiele dała, na przykład, Niesamowitej Dokręcanej Głowie.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Nasze potyczki ze złem
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Scenariusz: Warwick Johnson-Cadwell
Rysunki: Warwick Johnson-Cadwell
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Typ: Komiks
Gatunek: horror, komedia
Data premiery: marzec 2021

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Pan Higgins wrócił już do domu, ale profesor Meinhardt i pan Knox wiedzą, że licho nie śpi. Sympatyczny duet pierdołowatych łowców mrocznego tałatajstwa wszelkiego rodzaju, z naciskiem na wąpierze, ma pełne ręce roboty. Zło lęgnie się wszędzie dookoła i poczciwy lud nie może nakryć...Teatr przypadku. Recenzja komiksu Nasze potyczki ze złem
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki