Trochę trwało, zanim najnowszy tom Hotelu Dziwnego trafił w moje ręce, ale w końcu ta chwila nastała i mogę się cieszyć. Bo może i seria wygląda bardzo niepozornie i wydaje się być skierowana stricte do dzieci, to jednak w równym stopniu co najmłodszym warto ją polecić także dorosłym czytelnikom. Prawda jest bowiem taka, że to bardzo sentymentalne dzieło, pełnymi garściami czerpiące z najróżniejszych bajkowych i baśniowych źródeł, które dostarcza naprawdę dobrej i wcale nie głupiej zabawy.
W baśniowym świecie nastaje jesień, pora deszczu, chłodu, wiatru i… robienia konfitur! Gdy praca w Hotelu Dziwnym wrze, wydaje się, że naszym dzielnym bohaterom nic nie stanie na przeszkodzie. Czy aby na pewno? Nagle okazuje się bowiem, że zabrakło jeżyn. Marietta postanawia wysłać po nie Kakiego, a ten, niechętnie, bo niechętnie (w końcu pada, a i ogólnie pogoda nie nastraja do wychodzenia gdziekolwiek z przytulnych czterech ścian), rusza do lasu. Jak to w takich przypadkach bywa, ani on, ani pozostali mieszkańcy hotelu nie mają jeszcze najmniejszego pojęcia, co z tego wszystkiego może wyniknąć. Kaki znajduje bowiem berło i koronę, a gdy przystraja się nimi, pojawiają się grzyby, które ogłaszają go swoim królem. Nasz bohater postanawia wykorzystać sytuację i skorzystać z pomocy niezbyt rozgarniętych, ale wiernych nowych poddanych w codziennych obowiązkach. Jego towarzysze nie są zadowoleni z takiego obrotu spraw, ale wkrótce i sam król przekonuje się, że obowiązki głowy narodu nie są do końca tym, czego oczekiwał. To jednak zaledwie początek, bo przecież poprzedni król grzybów został zabity, a to, co go pożarło, wciąż gdzieś tam się czai i czeka…
Nawet jeśli myślicie, że jesteście za starzy na takie historie, ale coś z dziecka w was jeszcze zostało, nie wahajcie się i dajcie szansę Hotelowi Dziwnemu, bo jest tego wart. To zresztą jedna z najciekawszych serii tego typu, jakie miałem w ostatnich latach okazję czytać. I nie ma tu najmniejszego znaczenia fakt, że wszystko to, co ujrzycie na stronach serii, już było. Wręcz przeciwnie, odtwarzanie schematów i granie na naszych sentymentach to jedna z największych sił całości. Kochaliście w dzieciństwie Muminki (kto nie kochał i kto nie kocha nadal? cóż, to pytanie retoryczne), to polubicie i tę serię. W obu przypadkach mamy bowiem do czynienia z baśniowym, nieco szalonym, rządzącym się własną logiką i pełnym niezwykłych stworzeń komiksem. Podobieństw zresztą jest więcej, nawet w szacie graficznej, ale całość na szczęście ma też swój własny charakter.
Oczywiście Hotel i Muminki dzieli sporo, ale niewiele jest dzieł, które mogą równać się z opus magnum Tove Jansson. To konkretne akurat radzi sobie z tematem na naprawdę dobrym poziomie, bawi, nie obraża inteligencji czytelnika i ma znakomity klimat. Nie można tu zapomnieć o świetnej szacie graficznej, w której nie brak muminkowych zapożyczeń (choćby to kreskowe cieniowanie), a także bogatej palety barw. Patrząc na intensywność i dobór barw, mogło to razić w oczy i psuć ilustracje, a jednak autorom udało się zachować świetny balans i stworzyć coś, co w oko wpadnie nie tylko najmłodszym. Jak zwykle zatem polecam, bo to po prostu kawał bardzo, bardzo dobrego komiksu dla całej rodziny.
Dziękuję wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.