SIEĆ NERDHEIM:

I gdzie te demony? Recenzja komiksu Hellblazer Tom 1 (Brian Azzarello)

KorektaLilavati

okładka

Postaci niejednoznaczne cieszą się sporą popularnością w kulturze komiksu. Moorowski V – rewolucjonista w masce Guya Fawkesa oraz enigmatyczny Rorschach, marvelowski Punisher wespół z Deadpoolem to niektóre z nich. Na sukces tych „bohaterów” wpływa nie tylko sposób ich działania (nieraz oscylujący na granicy czystego sadyzmu) czy wygląd, ale również geneza ich powstania i profil psychologiczny. Wśród całej masy herosów spod ciemnej gwiazdy pojawia się jeszcze jeden jegomość, któremu warto poświęcić nieco uwagi. Jego znaki szczególne? Prochowiec, krawat oraz skrywany w ustach papieros.

John Constantine, bowiem o nim mowa, zadebiutował w Sadze o potworze z bagien (#37, 1985 r.) Allana Moore’a. Choć stanowił w niej zaledwie dodatek, stał się dość popularną postacią. Zdecydowano wówczas, by stworzyć osobną serię poświęconą angielskiemu egzorcyście. Powstało wiele historii, a wśród scenarzystów znalazły się takie znakomitości jak Neil Gaiman, Garth Ennis, Brian Azzarello czy znany w Polsce z książkowej serii o przygodach łapacza duchów Felixa Castora Mike Carey.

Pod koniec marca br. za sprawą wydawnictwa Egmont polscy fani komiksu zaczęli zacierać ręce, bowiem na rynek po kilku latach przerwy powrócił temat przygód Constantine’a. Tym razem postawiono na zbiorcze wydanie. Tom 1 Hellblazera to ponad 400-stronicowa pozycja, której zawartość tworzą wydawane w USA zeszyty #146-156. Jak całość prezentuje się pod względem merytorycznym i graficznym? O tym już za chwilę.

co to jest

Opowiadanie otwierające całe wydanie nosi tytuł Ciężki wyrok. John trafia za kratki. I to do nie byle prowincjonalnego więzienia. Skazani podzieleni są na kilka wewnętrznych grup, wśród których prym wiodą mafiosi. Są jeszcze nienawidzący wszystko i wszystkich naziści, gorliwi muzułmanie, grupy Latynosów i typowa gangsterka rodem z Bronxu. Cała historia opowiadana jest z perspektywy Candy’ego – nic nieznaczącego więźnia, upokarzanego na każdym kroku przez czarnoskórych dryblasów. Czy John poradzi sobie w środowisku pełnym przemocy, korupcji i gwałtów? Doświadczenie oszusta i odrobina czarnej magii na pewno mu w tym pomoże.

Drugie z opowiadań, noszące tytuł Dobre chęci, zawiera w sobie elementy retrospekcji. To z nich dowiadujemy się między innymi o muzycznej przeszłości Johna oraz wielkiej miłości, którą spotyka ponownie na swej drodze po upływie wielu lat. Dobre chęci to brudna historia z amatorską porno-branżą w tle i żalem do utraconej przeszłości.

Ostatnim z głównych opowiadań jest Piekło zamarznie. Mroźna zima. John trafia do małej knajpki, gdzieś w zapomnianym przez wszystkich miejscu. Gdy jeden z gości opuszcza na chwilę lokal, przed budynkiem znajduje przebite soplem ciało. Po podzieleniu się informacją z innymi dochodzi wspólnie z nimi do wniosku, że to robota seryjnego mordercy, znanego jako „Lodziarz”. W trakcie ustalania, jak postąpić z ciałem, w knajpie pojawiają się kolejni goście. I to bardzo nieprzyjemni. Od tej chwili nikt nie może czuć się bezpiecznie.

balkonowo

Pierwszy tom Hellblazera zawiera jeszcze dwie krótkie historie zatytułowane …w grobie oraz Pierwszy raz. Stanowią one bardziej zapchajdziurę i nie wnoszą nic szczególnego do całości. Ostatnie z nich jest raczej swego rodzaju ciekawostką dotyczącą jednego z wydarzeń ze szczenięcych czasów Constantine’a.

Za scenariusz do wszystkich opowiadań odpowiada znany między innymi z serii 100 naboi – Brian Azzarello. Kwestie wizualne to już z kolei robota Richarda Corbena (Cage), Marcelo Frusina (Loveless), Steve’a Dillona (Preacher) oraz Dave’a V. Taylora. Każda z historii różni się od siebie pod względem graficznym, ale najlepiej prezentuje się Piekło zamarznie.

Jak dla mnie największą bolączką egmontowskiego wydania Hellblazera są rysunki Richarda Corbena w pierwszym z opowiadań (notabene najlepszym z całego zbioru). Wygląd postaci jest wręcz karykaturalny, a sam John Constantine bardziej przypomina Billie’ego Idola niż samego siebie. Brak proporcji w fizjonomii postaci, widoczny choćby w przypadku przydużych głów, sprawia, że historię czyta się z niesmakiem.

Opowiadania do zbiorczego wydania zostały dobrane tak, że w ani jednej historii nie spotkamy się z tym, z czego John jest znany – egzorcyzmami. Czy stanowi to minus? Niekoniecznie. Ciężki klimat, wątki obyczajowe oraz złożoność postaci sprawiają, że tom 1 Hellblazer to pozycja godna uwagi.

Szczegóły:

Tytuł: Hellblazer Tom 1
Wydawnictwo: DC Vertigo / Egmont
Typ: komiks amerykański
Gatunek: horror
Data premiery: 27 marca 2019
Scenariusz: Brian Azzarello
Ilustracje: Richard Corben, Marcelo Frusin, Steve Dillon, Dave V.Taylor
Liczba stron: 480

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz „Kisiel” Krzeszowiec
Łukasz „Kisiel” Krzeszowiec
Rocznik ’88. Fan komiksu, dobrej książki i filmu. Lubi posłuchać ostrzejszych brzmień. Swój gust muzyczny przyprawia klasyką oraz muzyką elektroniczną. Nie znosi owijania w bawełnę i jak ognia unika „niepracującej szlachty” czy „absolwentów szkół robienia hałasu”. W wolnych chwilach poluje na prawdziwe pokemony, włócząc się z wędką wzdłuż brzegów Królowej Rzek, zdradzając ją chwilami z innymi ciekami i bajorami. Nieuleczalny fanatyk włoskiego futbolu (wierny kibic Interu Mediolan). Wielbiciel dobrego piwa i whisky. Czasem popełnia recenzje, by innym razem nabazgrolić coś z zupełnie innej beczki. Podczas ostatniego remontu w jego domu, jeden z majstrów stwierdził, że ma nierówno pod sufitem.
spot_img
<p><strong>Plusy:</strong></br> + mroczny klimat<br /> + złożoność postaci<br /> + prowadzona narracja<br /> + dramatyzm<br /> + naturalizm</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> - rysunki Richarda Corbena<br /> - momentami chaos <br /> - nierówność opowiadań</p>I gdzie te demony? Recenzja komiksu Hellblazer Tom 1 (Brian Azzarello)
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki