SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja komiksu Harbinger Renegade Volume 1: The Judgment of Solomon

Harbinger Renegade 1

Seria Harbinger jest dla mnie skarbnicą pełną niespodzianek. Pierwszą z nich był fakt, że korzenie komiksu autorstwa Jima Shootera oraz Davida Laphama o drużynie nastolatków obdarzonych nadzwyczajnymi umiejętnościami sięgają aż do 1992 roku. Wtedy to pojawił się pierwszy zeszyt długo jeszcze rozwijającego się uniwersum. Od tamtego czasu postacie ze świata Harbingera pojawiały się w wielu innych tytułach wydanych przez Valiant Comics, a także doczekały się ponownego wkroczenia na rynek. W maju 2017 roku otrzymaliśmy nową serię wydawniczą, Harbinger Renegade. Tu pojawia się druga niespodzianka, gdyż mimo że jest to moje pierwsze spotkanie z marką – szybko poczułem się jak w domu.

Lekturę zaczynamy od wprowadzenia przedstawiającego wydarzenia poprzedzające fabułę komiksu. Dowiadujemy się w nim o Toyo Haradzie, czyli „tym złym, którego trzeba zniszczyć”. Stoi on na czele Fundacji Harbinger, poszukującej osób posiadających ukryte psioniczne umiejętności. Jak wiadomo, takie idee wyglądają dobrze jedynie na papierze, a naszemu antagoniście w głowie tylko chęć władzy nad światem. Po drugiej stronie barykady stają wspomniani przeze mnie bohaterowie: Peter, Kris, Faith, Torque i Flamingo, razem znani jako Renegades. Ostatecznie między stronami konfliktu dochodzi do starcia, w trakcie którego wszystkie informacje na temat ewentualnych harbingerów przedostają się do sieci, Flamingo traci życie, a Harada ściąga maskę dobrodusznego biznesmena. Niestety, cena uświadomienia społeczeństwa o zamiarach fundacji okazała się zbyt wysoka, więc zespół się rozpada, zaś każdy z superbohaterów zrywa wszelkie kontakty i wyrusza w swoją stronę. W taki oto sposób gładko przechodzimy do właściwej fabuły Renegades.

Harbinger Renegade 2

Pół roku po batalii i wycieku danych do sieci świat niestety nie stał się spokojniejszym miejscem. Każdego dnia odkrywane są zmasakrowane ciała ofiar operacji – aktywacji umiejętności za pomocą chałupniczo wykonanej maszynerii. Śmiertelność nie odstrasza jednak przed dalszymi próbami z równie mizernym skutkiem. W obliczu nowego zagrożenia grupa Renegades musi się zjednoczyć i po raz kolejny uratować dzień. Jest to o tyle skomplikowane, że po rozpadzie zespołu każdy z członków ułożył sobie życie, nie jest więc chętny, by ponownie zaczynać wszystko od nowa. Jedna tylko Faith nie zrezygnowała z przywdziewania kostiumu oraz pełnienia roli cichego strażnika. Nie dziwi więc, że to ona inicjuje proces odbudowy składu. Nasi protagoniści muszą nauczyć się znów współpracować i działać jako jedność. Czy ta sztuka im się uda? Cztery zeszyty, na które składa się tom, niestety nie zawarły w sobie odpowiedzi na to pytanie.

Uczciwie przyznam, że komiks od Valiant Comics przekonał mnie do siebie swoją odmiennością. Przy stale reklamowanych herosach ze stajni DC lub Marvela brakowało mi czegoś nowego, nieprzerobionego milion razy wcześniej. Dodatkowo – opisywaną przeze mnie grupę można w skrócie nazwać ludzką. Nie mamy tu chodzących legend, które zawsze stawiają stan wyższej konieczności nad wszystko inne. Renegades – po bigosie, jaki zgotowali udostępnieniem danych – nie kwapią się do rozdrapywania starych ran, chcą tylko życia w cieniu, u boku ukochanych osób. Żaden z bohaterów nie jest ideałem i chwała im za to, bo między innymi dzięki temu Harbinger tak mocno mnie wciągnęło.

Harbinger Renegade 3

W kwestii warstwy artystycznej wymienione zostały nazwiska Daricka Robertsona, a także Juana Jose Rypa. Twórczość pierwszego z nich można zobaczyć w serii The Boys, czy też w Astonishing X-Men: Nightcrawler. Drugi zaś wzbogacił swoimi rysunkami komiksy marki Clone wydawnictwa Image Comics, a także Punisher MAX od Marvela. Wróćmy jednak do tematu recenzji. Harbinger Renegade potrafi cieszyć oko szczegółowością zaprezentowanych postaci, a także mnogością obecnych barw. Ogień, wybuchy czy też kosmos naszkicowany przez artystów wyglądają zachęcająco i z pewnością przekonają osoby stawiające na aspekt wizualny. Standardowo zachęcam do zapoznania się z dołączonymi ilustracjami w celu wyrobienia własnej opinii.

Podsumowując, Harbinger Renegade okazał się dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Spodziewałem się niszowej serii o superbohaterach, otrzymałem za to ciekawą fabułę, a także nowych herosów, których w miarę szybko polubiłem. Artystycznie tytuł również można ocenić na plus. Rysunki cieszą oko czytelnika, przypominając swoim kolorytem stare zeszyty od DC czy Marvela. Z chęcią przeczytam poprzednie komiksy oraz poczekam na możliwość poznania dalszych losów grupy Renegades.

Szczegóły:

Tytuł: Harbinger Renegade Volume 1: The Judgment of Solomon
Wydawnictwo: Valiant Comics
Autorzy: Rafer Roberts, Darick Robertson, Juan Jose Ryp
Typ: Komiks
Gatunek: Science-fiction
Data premiery: 02.05.2017
Liczba stron: 144
ISBN: 9781682151693

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Snah
Snah
W skrócie na mój temat: zmęczony student, zawzięty rzeźbiarz tekstów, entuzjasta dobrej książki, oddany gracz. Urodziłem się w 1995 roku i jestem rówieśnikiem takich filmów jak Desperado i Batman Forever. Wolny czas spędzam przy dobrym kryminale lub innej wciągającej produkcji. Swoją karierę recenzencką prowadzę nieprzerwanie od 2013 roku tworząc mniej lub bardziej udane oceny wszelkiej maści tytułów. Do ekipy NTG trafiłem przypadkiem i zostałem na dłużej. W chwili, gdy to czytasz jestem dumnym redaktorem bloga i troskliwym członkiem ekipy.
<p><b>Plusy:</b><br /> + Dobry komiks o superbohaterach bez loga DC lub Marvela na okładce<br /> + Ciekawi, ludzcy bohaterowie<br /> + Koloryt i szczegółowość ilustracji<br /> <b>Minusy:</b><br /> - Brak (przynajmniej tych istotnych)</p> Recenzja komiksu Harbinger Renegade Volume 1: The Judgment of Solomon
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki