SIEĆ NERDHEIM:

Czas metanastolatków. Recenzja komiksu Generation Zero Volume 1

Generation Zero cover

Osoby urodzone pod koniec poprzedniego milenium i po roku 2000 określa się jako Pokolenie Z. Dorośli psychologowie, socjologowie i przede wszystkim marketingowcy usiłują jakoś je zaszufladkować i w rezultacie oswoić. Bo to są już istoty z innej planety. Cyfrowi tubylcy, egzystujący od zawsze w świecie technologii, internetowych relacji, w strumieniu informacji płynących nieustannie przez wszystkie kanały społecznościowe, podłączeni do sieci przez high-techowe smartfony. Relacje międzyludzkie pielęgnują w obu światach – zarówno fizycznym, jak i tym online. Nie dość, że komiks Generation Zero opowiada o takich właśnie nastolatkach, to na dodatek tytułowi bohaterowie są metaludźmi – czyli dla starszych Pokoleń Y i X są obcy w dwójnasób.

Akcja Volume 1 toczy się w Rook w stanie Michigan (zwanym nawet Michigan Miracle) – modelowej amerykańskiej miejscowości, gdzie wszyscy są szczęśliwi, mają pracę, pieniądze, spokój i bezpieczeństwo. Koncertują tu największe gwiazdy, młodzież spędza popołudnia w salonie gier holograficznych, w szkole zaś uczy się na interaktywnych materiałach,a Wi-Fi wszędzie jest za darmo. Sukces miasta to przede wszystkim zasługa wyznaczonego przez władzę zarządcy kryzysowego, który z upadłego, postindustrialnego zaścianka zbudował utopię. Złośliwcy obdarzyli miejscowość przydomkiem Redneck Dubai (Wsiowy Dubaj), ale mieszkańcy nie wydają się być tym szczególnie zdeprymowani. Każdy Amerykanin z klasy średniej chciałby mieszkać w tym spełnionym American Dream… Coś tu śmierdzi, nie sądzicie?

Generation Zero team

W tym typowym miasteczku jeszcze bardziej typowe nastolatki spędzają czas w typowy sposób – chodzą na koncerty, walczą o popularność w grupie, szukają akceptacji i miłości, podgryzają się nawzajem, imprezują i próbują zniknąć z radarów swoich rodziców. Czegóż mogą szukać tutaj superbohaterowie? Jeśli sami mają dopiero po kilkanaście lat, to z pewnością mogą znaleźć bardzo wiele atrakcji!

Drużyna Generation Zero to zespół nastolatków wywodzących się z rządowego eksperymentu – są potężnymi psiotami (takim mianem Valiant określa mutantów) zbiegłymi z zamkniętego ośrodka badawczego. Teraz pomagają w potrzebie osobom mającym na tyle siły i determinacji, by się z nimi skontaktować. Tak jak Keisha Sherman, której chłopak zginął w tajemniczych okolicznościach. Keisha nie wpasowuje się do końca w strukturę szkolnej, konformistycznej społeczności – zadaje się z „tymi nieprzystosowanymi”, jest outsiderką, co podkreśla także wyglądem – gotyckimi ciuchami, niebieską szminką i podgolonymi z jednej strony włosami, ale jej ojciec – miejscowy szeryf – bardzo pobłaża modowym wyborom i deklaracjom bohaterki.

Generation Zero Archie

Jest to pierwszy komiks z Valiant Entertainment, jaki czytałem i, przyznam szczerze, nie sądziłem, że w tym gatunku można jeszcze wymyśleć coś oryginalnego. Tymczasem Generation Zero autorstwa Freda Van Lentego (scenariusz) oraz Francisa Porteli (rysunki) jak na serię o superbohaterach temat ma niekonwencjonalny – nacisk położony jest nie na popisywanie się mocami podczas efektownych starć, lecz na nastoletnie postacie i ich problemy – przypomina to rozterki znane z Buffy czy Smallville. Przynajmniej połowa członków drużyny wymyka się klasyfikacjom, do których przyzwyczaili nas Marvel oraz DC. O ile ich zdolności psioniczne nie wydają się szczególnie oryginalne w porównaniu z takim – dajmy na to – Profesorem X, to sposób prezentacji mocy oraz subtelne sposoby wykorzystania ich w sytuacjach społecznych wypadają bardzo in plus. Poza tym widać, jak posiadanie nadludzkich umiejętności wpływa na osobowość i zachowanie bohaterów – to nie jest grupa, w której muszą znaleźć się token characters z każdej warstwy społecznej, rasy i subkultury. To banda nieprzystosowanych, dziwnych obcych, z których żaden nie jest zarysowany grubą kreską.

Grafika mieści się w średnich rejestrach tego typu komiksów. Interesująco zaprezentowano dziewięciokadrowe strony, w pojedynczym ujęciuukazujące upływ czasu i gamę emocji na twarzach portretowanych osób. Zaskoczeniem jest odcinek trzeci, gdzie rysunkowa konwencja przeradza się w styl pochodzący prosto z przygód Archiego; nic dziwnego, skoro odpowiada za nie grafik Jugheada – Derek Charm, a akcja tej części rozgrywa się w umyśle jednej ze stereotypowych postaci z Rook High.

Generation Zero Archie

Komiks wpasowany jest w uniwersum Valianta, w związku z czym geneza zespołu nie została przedstawiona ani zrekapitulowana w Volume 1 – drużyna Generation Zero wystąpiła już bowiem wcześniej, w serii Bloodshot. Przez dialogi przewijają się wzmianki o katastrofie w Mexico City, będącej niejako wydarzeniem fundacyjnym teamu, ale dla osoby z zewnątrz, nieobeznanej z mitologią, ma to niewielkie znaczenie. Seria napisana jest jednak na tyle sprawnie, że do śledzenia głównej akcji nie potrzeba znajomości reszty świata przedstawionego. Generation Zero świadczy o tym, że gatunek superbohaterski nie stetryczał i w tej konwencji można jeszcze zaprezentować wiele atrakcyjnych dla czytelnika pomysłów, nieurągających jego inteligencji. W tej chwili (do 20 grudnia) na Bundle od Holding do kupienia jest cyfrowa paczka tytułów z Valiant Universe (w cenie już od 5.95$) do kompletu z grą fabularną, która służyć może za przewodnik po tym komiksowym świecie. Zróbcie sobie prezent na gwiazdkę!

    Tytuł: Generation Zero Volume 1: We Are the Future
    Scenariusz: Fred Van Lente
    Rysunki: Francis Portela, Derek Charm
    Wydawnictwo: Valiant Entertainment
    Rok wydania: 2017
    Liczba stron: 112

NASZA OCENA
8/10

Podsumowanie

Plusy:
+ rzadko spotykana młodzieżowa tematyka
+ świat odmienny od DC oraz Marvela
+ zróżnicowani bohaterowie
+ niestandardowa prezentacja supermocy

Minusy:
– brak wprowadzenia dla czytelnika nieobeznanego z uniwersum

Sending
User Review
4 (1 vote)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Marcin „Martinez” Turkot
Marcin „Martinez” Turkot
Jestem geekiem trzydziestego któregoś poziomu, a także niepoprawnym fanboyem Supermana. W magisterce pisałem o związkach komiksu superbohaterskiego z mitami. W życiu zajmowałem się redagowaniem czasopisma o grach fabularnych i planszowych, tłumaczeniami gier, moderowaniem forów, pisaniem tekstów dla największego polskiego portalu internetowego oraz do "Tygodnika Powszechnego". Obecnie pracuję w reklamie. Uwielbiam komiks, w szczególności frankofoński, oraz animacje wszelakiego rodzaju (może poza anime, na którym się nie znam). Od ponad 20 lat gram w erpegi. Na gry komputerowe nie starcza mi już czasu...
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki