SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja komiksu Fury Max: My War Gone By

1

Zanim w roku 2012 Samuel L. Jackson podbił serca widowni jako Nick Fury, “Twórca i Opiekun Avengers”, postać jednookiego (choć białego) agenta rządowego gościła na łamach komiksów Marvela od 1963 roku. Zaczątek jego historii został stworzony przez legendarny duet Stan Lee – Jack Kirby, a największy sukces seria odnosiła pod piórem Jima Steranko. Wraz z zanikiem mody na opowieści szpiegowskie popularność Nicka Fury’ego również osłabła i w ostatnich latach pojawia się on przede wszystkim jako postać poboczna, swoisty “szef i mentor” najprzeróżniejszych drużyn super (i nie tylko) bohaterów.

2

W 2014 roku ukazało się wydanie zbiorcze 13-częściowej serii Fury: My War Gone By autorstwa Gartha Ennisa i artysty Gorlana Parlova. Jeżeli jednak na słowo “Marvel” macie przed oczami rzucającego tarczą Kapitana Amerykę i strzelającego repulsorami Iron Mana, to… w tym komiksie nie ma nic z tych rzeczy. Fury… opublikowany został jako część imprintu MAX. Zeszyty z jego logo na okładce skierowane są do dojrzałego czytelnika, a historie w nich opowiedziane – odarte z otoczki “superhero”. Dobrym przykładem “dorosłego” Marvela jest popularny ostatnio netfliksowy serial Jessica Jones, którego komiksowy pierwowzór również został wydany nakładem imprintu MAX.

3

Konstrukcja Fury’ego opiera się na czterech częściach składających się łącznie z dwunastu zeszytów, natomiast trzynasty spina całą historię piękną klamrą. Wszystkie rozdziały opowiadają – w formie retrospekcji podstarzałego Nicka – o poszczególnych epizodach wojennych, w jakich brał on udział (Francuskie Indochiny, Zatoka Świń, Wietnam, Nikaragua). W każdym rządowy agent Fury przybywa na miejsce, by dbać o interesy Stanów Zjednoczonych, a ostatecznie uczy się, że to nie jest już jego wojna. Że prosta walka dobrych (alianci) ze złymi (naziści) to przeszłość. Że teraz za wszystkim stoją interesy, walka o polityczne stołki, a nawet handel narkotykami.

4

Miłośnicy historii wojskowości będą usatysfakcjonowani dbałością o szczegóły. Realia pola walki, używany przez żołnierzy sprzęt i tło wydarzeń przedstawione są wzorowo. Gdy Garth Ennis zauważył, że w jednym z zeszytów artysta narysował samoloty złego typu, kazał je poprawić, a niektóre kadry stworzyć od początku. Co jednak, jeśli nie jest się molem książkowym rzucającym z pamięci kalibrem M1 Garanda i pojemnością magazynka Thompsona? Czy ten komiks to coś dla fanów filmów wojennych? Zdecydowanie tak! Nie odważę się na porównania do Cienkiej czerwonej linii, ale co powiecie na Byliśmy żołnierzami minus patos? Bitwy przedstawione są odpowiednio dynamicznie, a dramatyzm pola walki nie raz wywołuje skoki ciśnienia. Jak spodziewać się mogą wszyscy fani twórczości Gartha Ennisa, w omawianym dziele nie brakuje scen przemocy i seksu. Wojna ukazana jest w sposób maksymalnie brudny i odpychający. W ten klimat idealnie wpasowują się rysunki Gorlana Parlova. Równie „brudne”, często niemal szkicowe, ale jednocześnie ich zdecydowana kreska potęguje dynamizm i (zamierzony!) chaos. Na osobną laurkę zasługują okładki poszczególnych zeszytów, z których każda to małe dzieło sztuki.

5

Większość postaci występujących na kartach komiksu to chodzące stereotypy. Spasły jak świnia senator, wykorzystujący poświęcenie żołnierzy do napędzenia własnej kariery politycznej, oddany służbie francuski oficer – świadomy, że zginie za zapomnianą przez Boga dziurę, piękna i niezależna kobieta, z którą Fury’ego coś łączy, ale… wszyscy oni od razu lądują u czytelnika w szufladkach “tego lubię” i “a tego to nie”. Dodatkowo sceny „cywilne” (nie ukazują one wojny, ale występują w nich wszystkie te jednowymiarowe postaci) dłużą się niemiłosiernie. I nawet sam Nick Fury w żaden sposób nie zaskakuje swoją osobowością (aparycją już tak, jeżeli spodziewaliście się, że będzie czarny!). Od początku do końca jego zachowanie odpowiada naszym przewidywaniom. I tu dochodzimy do największej wady omawianej pozycji. Nie jest odkrywcza. Nie jest “inna”. Jest jak kolejny film albo nawet odcinek serialu. Usłyszymy, że wojna jest zła, zobaczymy kilka wybuchów i zanim się obejrzymy, przewrócimy ostatnia kartkę. Jeżeli to Wam wystarczy – można śmiało wysupłać zaskórniaki. Ja bawiłem się świetnie!

6

Ocena: 7.5/10

Plusy
+ charyzmatyczna postać Nicka Fury’ego
+ klimatyczna oprawa graficzna
+ gratka dla miłośników kina wojennego

Minusy
– epizody “cywilne” odstające jakością od “wojennych”
– mało Marvela w Marvelu
– nic naprawdę odkrywczego

Autor: Blaskowitz

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki