SIEĆ NERDHEIM:

Pretensjonalne penisy. Recenzja komiksu Faithless tom 1

Naturalnym i strasznie szkodliwym odruchem jest kojarzenie rozpoznawalnej marki z jakością. Zobaczyłem na okładce nazwisko Briana Azzarello i od razu pomyślałem „O, to będzie coś dobrego!”. Z uśmiechem na mordce spojrzałem na moją półkę, na której obok siebie stoją jego Cage, Joker i pierwsze 4 tomy 100 Naboi, przecież miałem tyle uciechy z tych komiksów! Przeczytałem Faithless i ręce grzmotnęły mi o posadzkę. Przypomniałem sobie, czemu wspomniane 100 Naboi darowałem sobie przy piątym tomie i jak fatalnym bełkotem był Batman. Przeklęty. Parada źle zrealizowanych założeń i loteria jakości, tego można się od Azzarello spodziewać.

Częśćiowo tytułową bohaterką jest Faith – młoda miłośniczka zabaw ezoterycznych, której wypełnione nieskutecznym onanizmem (niewiele więcej wiemy) życie odmienia się, gdy na skutek roztrzepania oblewa kawą Poppy – niebieskowłosą femme fatale. Wtedy stopniowo zaczyna odmieniać się jej monotonne życie, dziewczyna wkracza do dzikiego świata sztuki, rozpusty i imprez. Jej magiczny talent, do tej pory kompletnie niezrozumiany przez najbliższych, również odnajduje podziw. Wszystko ma jednak swoją cenę.

Ja naprawdę dostrzegam drugie dno Faithless. Nic w tym trudnego zresztą, bo jest ono dosyć klarowne – Faith zatraca się w nowych, nieco toksycznych znajomościach i w pogoni za sukcesem poświęca swoje dotychczasowe życie i przyjaciół. Każdy jej krok przybliża ją do zepsucia, do piekła. Tutaj to spierdzielenie się z moralnych schodów jest totalnie dosłowne, grubo ciosane do przesady, na każdej płaszczyźnie komiksowi brakuje subtelności. To nie jest metaforyczna opowieść o niebezpieczeństwach płynących z pokus, to mokry sen młodocianych ezo-grażynek, który za pomocą wyforsowanej pikanterii nieudolnie próbuje nadać sobie charakteru.

Dlatego nie nazwałbym Faithless komiksem erotycznym – wszelkie zbliżenia pasują do treści jak obornik do Luwru i bujają się klimatem między totalną miałkością i niesmaczną przesadą. Chwilami zastanawiałem się, czy nie przemawiają przeze mnie dawne, lekko zaściankowe przekonania, ale wątpię. Wiem, co lubię i dużo odważniejsze dzieła wzbudzały mój podziw. Azzarello chyba starał się faktycznie wykreować jakiś manifest seksualnej swobody poplątanej z okultystyczną tajemniczością, a wyszła mu niespójna fantazja na temat młodzieńczych popędów. Fantazja napędzana stereotypami, w której karanie agresorów gwałtem jest w porządku, a gorący trójkąt miłosny bohaterki, gotyckiego tatuśka i przebojowej Poppy paradoksalnie nie wydaje się efektem szkodliwej manipulacji. Nazwałbym to wszystko ordynarnym, gdyby nie było takie trywialne i bezpłciowe.

Niestety i poza erotyką w tej z założenia mocnej historii brakuje atmosfery ciężaru. Dramatyzm małych tragedii jest praktycznie niezauważalny, niezwykłe talenty bohaterki występują tylko w chwilowych przebłyskach, wszystkie charakterystyczne motywy wiszą od niechcenia na prostym trzonie głównego wątku. Fajnie, że w ogóle tu są, ale autor tylko czasem, jakby od niechcenia, zwraca na nie uwagę. Na szczęście nie brakuje wyrazistych postaci, choć i tu wkrada się klątwa powierzchowności. Napoczynając tyle motywów, wypadałoby chociaż jeden z nich rozpisać konkretniej.

Grafomanię Azzarello, jak to często bywa, ratuje porządna strona wizualna. Styl Marii Llovet charakteryzuje wszystko, czego brakuje fabule – subtelność, jednolitość i ścisła maniera. To delikatne, nieco bazgrołowate ilustracje, które odnajdują przejrzystość w połowie drogi między realizmem i umownością. Nieco więcej mroku i zabaw układem kadrów mogłoby nadać całości potencjalnie naprawczego, psychodelicznego klimatu, ale obecna barwna forma pasuje doskonale do demonów skrywających się za kurtyną obiecującej codzienności. Nie wina artystki, że koncept rozlazł się gdzieś po drodze.

Faithless to nieudany wolnościowy performance, który pod pretekstem okultystycznej tajemniczości bawi się w kontrowersje, oblewając widownię płynami ustrojowymi. Rzecz pięknie narysowana, ale napisana całkowicie niespójnie, niekonsekwentnie i nieciekawie. Wypełniona zalążkami dobrych pomysłów i pozbawiona satysfakcjonującej realizacji któregokolwiek z nich. Zawsze jest jakaś nadzieja na poprawę sytuacji w następnych tomach, ale to fatalne pierwsze wrażenie bardzo trudno będzie zatrzeć.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Faithless tom 1
Wydawnictwo: Mucha Comics
Scenariusz: Brian Azzarello
Rysunki: Maria Llovet
Tłumaczenie: Piotr Czarnota
Gatunek: erotyka, thriller
Data premiery: 22.07.2020
Liczba stron: 160

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
MiriadyD
Miriady
3 lat temu

Chyba w końcu sięgnę po komiksy, bo coraz więcej ich zapowiedzi i recenzji widzę

Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + subtelne, stylowe ilustracje<br /> + sporo fajnych pomysłów</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – powierzchowność<br /> – nierozwinięte pomysły<br /> – erotyka wciśnięta na siłę</p> Pretensjonalne penisy. Recenzja komiksu Faithless tom 1
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki