SIEĆ NERDHEIM:

Obiektywny obiektyw? Recenzja komiksu Dni piasku

Z piachem to nie... przelewki? Przesypki?
Z piachem to nie… przelewki? Przesypki?

Fotograficzne ujęcia czasów wielkiego kryzysu kojarzą nam się głównie z przestrzenią miejską. Place i ulice wypełnione tłumami zdesperowanych, niekończące się kolejki po zapomogową zupę, płachty transparentów naprzeciw frontonów fabryk oraz instytucji. Tymczasem najbardziej ikoniczne zdjęcie-portret dokumentujące ów okres, Migrująca matka, związane jest z konsekwencjami, które dotknęły nie przemysłu, a innego sektora gospodarki USA – rolnictwa. Fabuła Dni piasku, komiksu holenderskiej artystki Aimée de Jongh, skupia się wokół spraw ściśle połączonych z przytoczonym zdjęciem: okresem katastrofy ekologicznej z lat 1931-1938 objętej nazwą Dust Bowl oraz działań agencji rządowej FSA (Farm Security Administration) o fundamentalnym znaczeniu dla rozwoju fotografii dokumentalnej.

Nie będziemy jednak w tym celu śledzić działalności autorki Migrującej matki, Dorothei Lange, lecz losy fikcyjnych bohaterów. Główny z nich to John Clark, młody fotograf z Nowego Jorku, którego w trudnych czasach spotyka cud – dostaje pracę i to związaną z jego pasją. Agencja rządowa wysyła go do Oklahomy, by udokumentował warunki, w jakich znaleźli się tamtejsi farmerzy. Materiał zdjęciowy ma zwrócić uwagę społeczeństwa na dramatyczną sytuację regionu, będącego jeszcze niedawno rolniczą krainą obfitości. Chłopak wyrusza w drogę do Ziemi Niczyjej, zbudowany szansą na przełom w karierze i nadzieją na wydobycie się z cienia nieżyjącego ojca, uznanego fotografa, który jednak nie zasłużył na szacunek jako rodzic. Pobyt pośród ludzi zamieszkujących spustoszone tereny wpływa jednak na kształt życiowych priorytetów Johna.

A gdzie pasy?
A gdzie pasy?

Komiks de Jongh to dowód zaangażowanego podejścia do tematu, w co bezcenny wkład wniosły research przeprowadzony przez autorkę bezpośrednio w Oklahoma History Center i pomoc kilku innych instytucji. Warstwa dokumentalna Dni piasku jest dopracowana i w przemyślany sposób spaja fabułę. Obok wyszczególnienia problemów związanych z samym zjawiskiem „dust bowl” (wyjałowienie i erozja gleby, choroby wywołane wszechobecnym pyłem, fala rozpaczliwej migracji na zachód) mamy też zaznaczoną perspektywę amerykańskiego rasistowskiego Południa. Wątkom społecznym wtóruje kwestia granic reporterskiej uczciwości i emocjonalnej manipulacji, czego przykłady to cytowane w komiksie zdjęcie z czaszką wołu Arthura Rothsteina, no i oczywiście rozterki, jakich doświadcza John w trakcie wykonywania zlecenia.

I tutaj najbardziej odczuwam ryzyko recenzenckiego przywileju oceny. De Jongh zaproponowała fabułę, która próbuje nawiązywać nastrojem do realistycznych powieści Steinbecka, ale w wydaniu odpowiednim raczej dla odbiorcy z niższego przedziału „young adult”. Relacje między postaciami, poziom dylematów, rozwiązania wątków, pamiętnikarskie wstawki mają w sobie więcej pretensjonalności, naiwności i sentymentalizmu niż autentycznego dramatu. Są też miejsca, w których szkielet zamierzonej prezentacji głównego tematu przeziera zbyt wyraźnie i zamiast wspomóc życiową mięsistość fikcyjnych postaci, pozostawia je na poziomie papierowej wycinanki. Szczególnie wątek ojca Johna potęguje wrażenie nadmiaru spłyconych osobistych dramatów. Przewidywalność rozwoju wydarzeń jest wręcz odwrotna do pola widzenia podczas burzy pyłowej. Liczyłem na bardziej surowe ujęcie tematu i takież sylwetki bohaterów.

A gdzie pędzi?
A gdzie pędzi?

Wrażenie nieprzystającego wygładzenia narracji wzmagają rysunki. I jest to dla mnie równie niezręczne odczucie, jak to dotyczące samej fabuły, bo przecież obejrzałem/przeczytałem sporo dzieł, w których uproszczona forma graficzna współgra z ciężką treścią lepiej niż przy realistycznej czy ekspresyjnej oprawie. W Dniach piasku zirytowały mnie jednak niewielki stopień zróżnicowania wieku i charakteru postaci, mimiczna oszczędność, niedopracowanie eksponowanych detali, mających korespondować z fotograficznym wątkiem historii. Może to właśnie ów fotograficzny trop skusił moje oczekiwania w stronę większego bogactwa światłocienia i zagęszczenia linii, obrazu obywającego się bez słów? Kompozycjom przestrzeni i twarzom brakuje samodzielnej siły, jaką z kolei emanują zamieszczone pomiędzy ośmioma rozdziałami oraz w materiałach dodatkowych zdjęcia z archiwum FSA.

Na mój zachowawczy odbiór ma wpływ i zastosowana kolorystyka. Niby wprawnie, niby spójnie, ale jakoś bez charakteru. Może z większą korzyścią wypadłaby wersja czarno-biała lub w sepiowej tonacji, jak w obyczajowych obrazach Nowego Jorku u Eisnera? Tutaj kolor wzmaga ów dysonans, o jakim pisałem w akapicie wyżej. Jedyne kadry, których wymowę wzmacnia, to te, gdzie tworzy rdzawe, ruchliwe tło pędzonej wichrem zawiesiny pyłu i piasku. Ale znów – taką przestrzeń bezkonkurencyjnie przedstawiają wspomniane fotografie. To do nich właśnie wracałem wielokrotnie po lekturze.

A gdzie przepraszam?
A gdzie przepraszam?

Dni piasku jako autorskie dzieło pozostają pod każdym względem w cieniu materiału dokumentalnego, któremu zawdzięczają trzon fabularny. Jest to sytuacja niewdzięczna, gdyż świetnie sprawdzają się jako pozycja popularyzująca wiedzę, przypominają też, że współczesny dialog na temat świadomych metod eksploatacji dóbr naturalnych poprzedzony był wieloma drastycznymi ostrzeżeniami i dowodzą uznania wobec możliwości oddziaływania komiksowego medium ze strony instytucji, coraz liczniej wspierających taki rodzaj współpracy. I, już czysto estetycznie, pięknie prezentują się pod względem wydania – papier został trafnie dobrany, co dotyczy też obwoluty i okładki.

Wydawnictwu Non Stop Comics serdecznie dziękujemy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Dni piasku
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Scenariusz i rysunki: Aimée de Jongh
Tłumaczenie: Bartosz Musiał
Typ: komiks
Gatunek: obyczajowy/dokumentalny
Data premiery: 27.04.2022
Liczba stron: 288
ISBN: 9788382302707

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz "Justin" Łęcki
Łukasz "Justin" Łęcki
Dzieciństwo spędziłem przy komiksach TM-Semic, konsoli Pegasus i arcade’owych bijatykach. Od kilkudziesięciu lat sukcesywnie podnoszę stopień czytelniczego wtajemniczenia, nie obierając przy tym szczególnej specjalizacji. Fascynują mnie mity, folklor, omen, symbole – wszystko, co tworzy panoptyczny rdzeń ludzkiej wyobraźni. Estetycznie i duchowo czuję się związany z modernizmem, ale dzięki dzieciom i znajomym udaje mi się utrzymywać niezbędny poziom cywilizacyjnej ogłady. Nałogowo wizytuję antykwariaty książkowe i sklepowe działy słodyczy. Piszę też dla wortalu i czasopisma Ryms.
Fotograficzne ujęcia czasów wielkiego kryzysu kojarzą nam się głównie z przestrzenią miejską. Place i ulice wypełnione tłumami zdesperowanych, niekończące się kolejki po zapomogową zupę, płachty transparentów naprzeciw frontonów fabryk oraz instytucji. Tymczasem najbardziej ikoniczne zdjęcie-portret dokumentujące ów okres, Migrująca matka, związane jest z konsekwencjami,...Obiektywny obiektyw? Recenzja komiksu Dni piasku
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki