SIEĆ NERDHEIM:

Krytyczne rzuty. Recenzja komiksu Die, tom 1: Fantastyczne rozczarowanie

No piękna okładka no.

Dotarłem do etapu, w którym czasem obija mi się po czaszce myśl, że zbyt pozytywnie oceniam te wszystkie komiksy. Jak na złość, w momencie największego zaostrzenia tych zmartwień, trafia do mnie album o tytule Die. Fantastyczne rozczarowanie. No i co do cholery, koniunkcja gwiazd? Przecież to samo się prosi o komentarz w stylu „no, hehe, już na okładce jest trafna recenzja”. A takiego wała, nie ma szans, znowu mi się (w miarę) podobało.

Mamy sobie ekipę gniewnych nastolatków, których przed zostaniem gwiazdami kolejnej części Lords of Chaos ratuje jedynie totalne znerdzenie, hatfu, papierowymi erpegami. Dzieciakom przytrafia się jednak dokładnie to, przed czym mówcy o szalonych oczach przestrzegają zaniepokojone matki – gra wciąga ich zbyt bardzo, zbyt dosłownie na dodatek. Nie przyjdzie nam jednak śledzić ich radosnej przygody, bo wracamy do nich lata później. W różnym stopniu zniszczeni ewidentnie przerażającym przeżyciem spotykają się ponownie, bo popierdzielona wersja piwnicznej Nibylandii wzywa ponownie.

W takich miłych domach nigdy nie dzieje się nic dobrego.

W kwestii gier fabularnych należę do grona tych średnio entuzjastycznych marud, które pomimo sceptycyzmu żadnej sesji nie przepuszczą. Naturalnie więc większość fikcji traktującej o tym temacie tykam z początku ostrożnie, kijkiem na odległość. Nigdy nie wyszedłem na tym źle i podobnie jest w przypadku pierwszego tomu Die – skrajni maniacy papierowych erpegów raczej nie powinni oczekiwać spełnienia swoich mokrych snów o sensie, balansie i ogarniętej mechanice. To tylko otoczka, usprawiedliwienie dla nieprzesadnie introspektywnej opowieści o radzeniu sobie z problemami. Świat przedstawiony jest wyraźnie zlepkiem luźnych pomysłów i wyobrażeń o grach tego typu zrodzonych w głowie, która za często nie musiała się martwić o potencjalne walnięcie drugiej z rzędu krytycznej porażki na k20. Nie oczekujcie tego, a nie będziecie toczyć piany z pyska.

Nie, to nie origin story pierwszego zespołu shoegaze.

Warto podejść do Fantastycznego rozczarowania w taki zdystansowany sposób, bo Kieron Gillen całkiem sprawnie prowadzi narrację. Przyjemnie odświeżająca jest już sama konstrukcja fabuły – przeskok czasowy nawet nie do etapu odczuwalnych konsekwencji nieznanych do końca wydarzeń, ale wręcz do już zatartej i (teoretycznie) przetrawionej traumy. Komiks nie jest niestety na tyle głęboki w swoich rozważaniach, by pozwolić na totalne ignorowanie tendencyjności mniej istotnych szczegółów, ale nawet całkiem pośpieszny tok akcji wszedł mi całkiem gładko. Choć od kiczowatego patetyzmu czasem dzieli nas tu ledwie włos, to balansowanie na krawędzi nie gryzie aż tak mocno dzięki konsekwencji w utrzymywaniu prawie przesadnie mrocznego klimatu.

Czerpanie satysfakcji z odbioru opowieści ułatwia zdecydowanie robota Stephanie Hans. Monotonnego, standardowego kadrowania jest tu jak na lekarstwo, a właśnie przy tak samodzielnych planszach jest to dobrym krokiem. Strony chłoniemy raczej w całości, ciesząc się kolorami utrzymanymi w jesiennej tonacji i płynnością, która pomimo braku konturów nie pozwala sobie na brak skrupulatnej szczegółowości. Przy mniej porywających scenach ta stylistyka robi się nieco mdła, ale w przez większość albumu doskonale spełnia swoją funkcję – ujednolica troszkę przypadkowo poskładany fundament fabularny.

Czyżby wszystko poszło źle dlatego, że nie grali w piwnicy?

Trudno mi stwierdzić do kogo jest ten tytuł skierowany. Świrom z odciskami od kostek na palcach może wydawać się zbyt dużym kompromisem, a pozostałych wciąż dosyć hermetyczna tematyka raczej nie przyciągnie zbyt skutecznie. Jeśli jednak kumacie trochę erpegową czaczę, ale nie plujecie kwasem w kontakcie z niedociągnięciami, to powinniście być w stanie czerpać satysfakcję z poznawania udręczonych bohaterów Die. Głównym problemem tego komiksu jest powierzchowne skubanie wielu pomysłów przy jednoczesnym braku zdecydowania do dalszego zabrnięcia w którykolwiek z nich. W tym swoim bezpiecznym, wypośrodkowanym grajdołku pozostaje jednak całkiem ciekawą historią ubraną w miłe dla oka ciuszki. Ciekawe tylko czy ten schemat nie zacznie przybierać na miałkości w kolejnym tomie.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Die, tom 1: Fantastyczne rozczarowanie
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Stephanie Hans
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Data premiery: 19.09.2020
Liczba stron: 160

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + ilustracje<br /> + wciągająca narracja<br /> + zaczątki fabularnej głębi</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – wymuszona erpegowość<br /> – mało wyrazistości</p> Krytyczne rzuty. Recenzja komiksu Die, tom 1: Fantastyczne rozczarowanie
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki