SIEĆ NERDHEIM:

Folia na lewą stronę. Recenzja komiksu Departament prawdy, tom 1: Koniec świata

Uprzedzam od razu – jeśli uważacie się za umysły wyzwolone, a „foliarz” to dla was osobista obelga, poniższy tekst może was zirytować. Nie będę się krył ze swoim nastawieniem do szkodliwych pierdół.

Tak, USA znowu w centrum uwagi.

Co za jazda! Byłem pewny, że w obecnych czasach temat teorii spiskowych może u mnie wywołać już jedynie palącą niestrawność. Dosłownie poustawiałem sobie filtry gdzie tylko się dało, sekcji komentarzy pod bardziej publicznymi postami unikam jak ognia, a złapanie nawet kątem oka zwrotów takich jak „włącz myślenie” albo „depopulacja” działa na moje ciśnienie jak kolumbijska amfetamina. No rzygam już tym po prostu, niezależnie od kontekstu, a tu wpada mi w łapy komiks czyniący z foliarstwa temat przewodni i jestem zachwycony. Jak to się udało?

Cole Turner to agent FBI, człowiek inteligentny, dociekliwy, nieco wycofany, gej na dodatek (zostańcie ze mną, później wytłumaczę, czemu musiałem o tym wspomnieć). Jako federalny zajmuje się głównie, a jakże, teoriami spiskowymi. Akcja Departamentu prawdy zaczyna się w momencie, gdy Cole ogarnia, jak bardzo jedynie skrobał powierzchnię problematyki. Niepozorna impreza entuzjastów teorii płaskiej Ziemi prowadzi go bowiem w miejsce, w którym do świata zaczyna wdzierać się nowa prawda. Bo wiecie, faktem jest to, w co wierzy najwięcej osób, tylko tak na serio, dosłownie. Dlatego właśnie istnieje tytułowy Departament prawdy – agencja zajmująca się zduszaniem w zarodku rozrastających się nowych prawd. Czy tajemnicza organizacja nie odwala jednak małego miszmaszu w celu sterowania preferowaną narracją? Kim są czarne kapelusze? No i jaki z tym wszystkim związek ma demon przyczajony we wspomnieniach Cole’a? Na razie kit wie i jeśli klimat tego komiksu się utrzyma, to poznanie odpowiedzi poprzedzą dziesiątki kolejnych pytań.

Spisko Elysium.

No bo słuchajcie, to nie jest tak, że „Departament prawdy” to tylko taka satyryczna, pozornie tylko poważna jazda po zwolennikach teorii spiskowych, o nie! To propozycja wielowarstwowa, zdecydowanie skierowana do (już czuję rozgniewanie niektórych odbiorców) czytelnika, który przynajmniej uważa się za osobę twardo stąpającą po ziemi. James Tynion IV pisze dla ludzi sceptycznie nastawionych do historii o jaszczuroludziach sterujących światem, nazistowskich bazach na Księżycu i czipach w szczepionkach. Dla ludzi takich jak ja. Przy okazji konstruuje fabułę w taki sposób, że wplatając pomiędzy totalne absurdy wątki bardziej wiarygodne, potrafi wytknąć nawet mocno zatwardziałemu anty-spiskowcowi jakiś stopień łatwowierności. Biję się w pierś, złapałem się na tym.

Z drugiej strony, tej już mniej samokrytycznej, nie mogę powstrzymać zachwytu nad tym, jak ten komiks w niektórych miejscach internetu oburza „trzeźwo myślących”. Już sam ten fakt jest wskazówką, że Tynion coś z pewnością robi dobrze. Wnioskując jedynie z treści niektórych komentarzy, Departament prawdy to laurka normalizująca szkodliwą propagandę, lizusostwo najwyższej próby względem ludzi (albo i nie) rządzących tym światem i kolejny przykład lewicowej agresji, bo oczywiście główny bohater jest homoseksualistą i z jakiegoś powodu pieniacze uważają to za wisienkę na torcie swoich pretensji. Nie wiem jak wy, ale ja jestem totalnie zachęcony.

Merytorycznego podpisu brak, podziwiam kolory.

Czym jednak Departament prawdy jest tak na serio, bez odklejeń? Doskonale napisaną intrygą, która przekuwa bolesną dla wielu ludzi kontrowersję w strawną fikcję, jedyną formę tych tematów godną uznania. Tynion zgrabnie łączy chyba najbardziej kluczowe wątki spiskowe, chętnie czerpie z historii i tworzy dzięki temu całkowicie fantazyjny świat, mający jednak wyraźne korzenie w naszej rzeczywistości. Dla przybliżenia tematu w scenariuszu znalazło się nawet miejsce na bardziej osobistą historię pewnej matki zrozpaczonej śmiercią swojego synka, dzięki czemu mamy okazję poznać zasady osobliwego działania prawdy na mniej rozdmuchanym, bardziej bliskim emocjonalnie podwórku. Cała reszta to jednak gra o wielką stawkę, gdzie główny bohater (póki co) miotany jest przez przeważająco potężne siły. Narracyjnie możecie trafić tu na kilka dobrze znanych pomysłów i nawet nieprzewidywalność akcji jest trochę… przewidywalna, ale na tych sprawdzonych ramach udało się zbudować coś naprawdę interesującego.

Najlepsza jednak w tym komiksie jest strona graficzna. Widziałem zarzuty, że to jakieś narkotyczny chaos i trudno się w zawartości kadrów połapać. Nie mówię, że to totalnie nie jest prawda, ale w tym szaleństwie jest metoda. Martin Simmonds to genialny artysta, nawet jeśli w tej formie jego robota może być dla części z was mało czytelna. Trudno nie skojarzyć jego stylu z takimi gigantami jak Dave McKean albo nawet Bill Sienkiewicz i w tych podobieństwach właśnie udało mi się chyba znaleźć sposób na ogarnięcie rewii barwnych kształtów o niewyraźnych granicach. Departamentu prawdy nie wchłonąłem tak, jak chłonę inne komiksy, skupiając się po równi na tekście i rysunkach. Po prostu przeczytałem ten komiks, a oczy mimowolnie kosztowały poszarpaną stronę wizualną. Po wszystkim przejrzałem tom jeszcze raz, by na spokojnie nacieszyć oczy dziesiątkami skrajnie klimatycznych ilustracji. Zdecydowana większość kadrów jest wypełniona małymi dziełami sztuki, a ich układ wspiera sprawną sekwencyjność. Dawno nie byłem tak ujęty rysunkami w komiksie.

Zgadnijcie, kim jest ten miły starszy pan?

Po całym tym tekście możecie mieć wrażenie, że Departament prawdy to jakiś manifest ideologiczny, co to szpilę wbija niektórym ludziom i po główkach głaszcze innych. To nie jest do końca prawda, ale w dzisiejszych czasach nie jest łatwo odbierać go inaczej, przynajmniej dla mnie okazało się to trudne. Nie chciałbym jednak, by to odstraszyło tych z was mniej agresywnie nastawionych do tematu przewodniego. To przede wszystkim kryminalne sztosiwo, mroczne sci-fi z kapitalną oprawą graficzną, którego wątki nie przypadkiem wpisują się w gorący ostatnimi czasy temat. Tynion bierze na tapet wiele różnych wątków i sprawnie łączy je w zawiłą, ale zrozumiałą całość. Może i to eskapizm, ale taka dawka porządku w obliczu przytłaczająco porąbanej rzeczywistości jest niesamowicie odświeżająca.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Departament prawdy tom 1
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Scenariusz: James Tynion IV
Rysunki: Martin Simmonds
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Typ: komiks
Gatunek: kryminał, thriller, science-fiction
Data premiery: 26.01.2022
Liczba stron: 152
ISBN: 978-83-8230-255-4

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Uprzedzam od razu – jeśli uważacie się za umysły wyzwolone, a „foliarz” to dla was osobista obelga, poniższy tekst może was zirytować. Nie będę się krył ze swoim nastawieniem do szkodliwych pierdół. Co za jazda! Byłem pewny, że w obecnych czasach temat teorii spiskowych może...Folia na lewą stronę. Recenzja komiksu Departament prawdy, tom 1: Koniec świata
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki