SIEĆ NERDHEIM:

Straszny dwór. Recenzja komiksu Deadman: Dark Mansion of Forbidden Love

Deadman cover

Pośród wielu superbohaterów DC Deadman zawsze stanowił dla mnie obiekt (nie rozstrzygajmy, czy zdrowej…) fascynacji. Nie wiem, czy sprawił to nieodparty urok czerwonego trykotu z absurdalnie wysokim, sztywnym kołnierzem; białej jak kreda, trupiej karnacji, czy też imponującej łysiny, którą obaj możemy się poszczycić… Dość, że półżywy heros przypadł mi do gustu. Niestety, nie miałem zbyt wielu okazji, by przeczytać jakąś historię z jego udziałem, nie miał bowiem szczęścia do własnych serii. Zadebiutował w roku 1967 na łamach Strange Adventures – kariera cyrkowca-akrobaty Bostona Branda została wtedy gwałtownie przerwana przez kulę mordercy, lecz dzięki wstawiennictwu Rama Kushny stał się Deadmanem, egzystującym w wymiarze duchów i potrafiącym przejmować kontrolę nad ciałami żyjących. Ze względu na swoje zawieszenie pomiędzy światami żywych i umarłych, pojawiał się jako epizodyczna, acz ważna postać podczas takich wydarzeń jak Blackest Night, Brightest Day, w seriach Kingdom Come czy Books of Magic, współpracował nawet ze Spectre’em, Questionem oraz… Scooby-Doo. Jego własna seria z New 52 skończyła się na dziewięciu zeszytach, ale działał również w Justice League Dark. Niewiele jak na superbohatera z półwieczną metryką. Dlatego też z wielką ciekawością sięgnąłem po Deadman: Dark Mansion of Forbidden Love, limited series wydaną w ramach DC Rebirth, choć w żaden sposób niepowiązaną z głównymi wydarzeniami continuum. I nie zawiodłem się wcale – jest dokładnie tak, jak zapowiada tytuł zawierający całe clou intrygi.

Deadman 001

Głównym miejscem akcji jest oczywiście mroczna, dziewiętnastowieczna rezydencja Glencourt, którą niedawno odziedziczył literat Nathan i dokąd wprowadził się ze swą dziewczyną Berenice. Ta ostatnia posiada niespotykaną zdolność postrzegania duchów – a w domu z taką historią o zjawy, widziadła i upiory oczywiście nietrudno. Oprócz domostwa, pary bohaterów oraz pewnej zagadkowej eterycznej kobiety, w obsadzie występuje Sam – niezdeklarowany płciowo antykwariusz z pobliskiego miasteczka; ponadto w progach domu zjawia się wiedziony nieokreślonym przeczuciem Deadman. Jak widać, znajdziemy tu elementy sztafażu idealne do stworzenia gotyckiej opowieści. Wszyscy bohaterowie będą musieli rozwikłać zagadkę ducha Glencourt – a uczynią to przechadzając się po zabytkowych korytarzach i schodach, dotykając tajemniczych antyków, przegrzebując zawartość zakurzonych skrzyń i przeglądając dokumenty oraz wycinki z historii miasteczka i rezydencji. Scenarzystka Sarah Vaughn (znana z Alex+Ada) splata z tych nieco zetlałych wątków całkiem zgrabną fabułę, zaś domieszka superbohaterszczyzny stanowi tutaj gustowny ornament – całość nie przeradza się w tępe łubudu. Realistyczne rysunki Lana Mediny (odpowiedzialnego za grafikę Fables), a przede wszystkim kolory ręcznie kładzione przez Joségo Villarrubię doskonale podkreślają konwencję opowieści niesamowitej – choćby dlatego komiks wart jest przeczytania.

Deadman 002

Rozwiązanie intrygi jest mocno przewidywalne (dość wcześnie można się domyślić, kto jest czemu winien), jednak oryginalne postacie i dynamika relacji między nimi rekompensują konwencjonalne chwyty. Dark Mansion of Forbidden Love wykracza poza superbohaterską stylistykę, eksplorując horrorowe poletko, na które twórcy z największych wydawniczych stajni moim zdaniem zapuszczają się zbyt rzadko. Tom ten udowadnia, że w uniwersum DC jest miejsce dla herosów nienależących do rodziny Supermana bądź Batmana albo do Korpusu Zielonych Latarni.

Deadman 003

Samodzielność tej historii jest zarazem jej wadą i zaletą. Dzięki temu, że jest zamkniętą całością, czytelnik nie musi szukać odwołań do przeszłości postaci ani do aktualnych wydarzeń w uniwersum; z drugiej strony chciałoby się poznać dalsze losy wprowadzonych w Dark Mansion bohaterów, gdyż ich wątki osobiste proszą się o rozwinięcie. Nie chcę tutaj przesadzać z entuzjazmem, ale przy takim poziomie pisarstwa Deadman ma potencjał porównywalny z Lucyferem czy Hellblazerem – pozostaje mieć nadzieję, że trupioblady duch cyrkowego akrobaty doczeka się kiedyś własnej serii tworzonej przez utalentowanych artystów.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: Deadman: Dark Mansion of Forbidden Love
Wydawnictwo: DC Comics
Typ: Komiks
Gatunek: Superbohaterowie, Horror
Data premiery: 6.06.2017
Scenariusz: Sarah Vaughn
Rysunki: Lan Medina
Liczba stron: 162

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Marcin „Martinez” Turkot
Marcin „Martinez” Turkot
Jestem geekiem trzydziestego któregoś poziomu, a także niepoprawnym fanboyem Supermana. W magisterce pisałem o związkach komiksu superbohaterskiego z mitami. W życiu zajmowałem się redagowaniem czasopisma o grach fabularnych i planszowych, tłumaczeniami gier, moderowaniem forów, pisaniem tekstów dla największego polskiego portalu internetowego oraz do "Tygodnika Powszechnego". Obecnie pracuję w reklamie. Uwielbiam komiks, w szczególności frankofoński, oraz animacje wszelakiego rodzaju (może poza anime, na którym się nie znam). Od ponad 20 lat gram w erpegi. Na gry komputerowe nie starcza mi już czasu...
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + połączenie konwencji gotyckiej i superbohaterskiej<br /> + nieszablonowi bohaterowie<br /> + rysunki i kolory podkreślające nastrój<br /> <p><strong>Minusy:</strong><br /> - nieco zbyt przejrzysta intryga<br /> - brak kontynuacji</p>Straszny dwór. Recenzja komiksu Deadman: Dark Mansion of Forbidden Love
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki