SIEĆ NERDHEIM:

Prywatność pod nadzorem – recenzja filmu The Circle: Krąg

The Circle. Krąg

Prywatność jest jednym z tych praw, których bronimy najmocniej – nie chcemy, żeby ktoś wiedział, co robimy w zaciszu własnego domu: czy kromkę chleba przed posmarowaniem nutellą smarujemy jeszcze masłem, czy mamy lepszy, czy gorszy dzień, co oglądamy w telewizji i na jakie strony internetowe zaglądamy, gdy jesteśmy sami. Potrzeba zachowania pewnych rzeczy dla siebie jest jak najbardziej naturalna. A przynajmniej tak było do niedawna, teraz – w dobie Internetu – wszystko zmienia się w zastraszającym tempie. Taką właśnie tematykę porusza film The Circle: Krąg, mający niedawno swoją premierę. Jak tę produkcję odbierają dwie recenzentki – Idris, znająca powieść, na której opiera się produkcja, i Libelo, która z tą konkretną książką nie miała styczności?

Facebook, Instagram, Twitter – to chyba najważniejsze media społecznościowe, z którymi zetknął się już prawie każdy, tak samo jak ze stwierdzeniem, że jeśli nie ma się konta na którymś z nich, to po prostu się nie istnieje. Nie wiemy, co dzieje się u znajomych i rodziny, nie mamy bladego pojęcia jak spędzili wakacje nasi sąsiedzi i ile mlecznych zębów wypadło już dziecku kuzynki. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Niesamowity jest wpływ Internetu na relacje międzyludzkie, sposób, w jaki je zmienia. Socjologowie i psychologowie społeczni wciąż badają to zjawisko, starając się je opisać w wyczerpujący sposób. Śmiało można założyć, że prędko nie skończą. Jedno jest pewne – z masą możliwości, jakie dają nam te rozwiązania, wiążą się też niebezpieczeństwa, na które nie możemy być obojętni.

The Circle. Krąg

Idris: Fabuła filmu jest prosta – oto młoda, ambitna dziewczyna dostaje pracę marzeń w największej firmie informatycznej na świecie i pewnie wszystko byłoby w porządku, gdyby zatrudniające ją przedsiębiorstwo nie robiło coraz bardziej śmiałych kroków w sferę ludzkiej prywatności. Znacie teraz zasadniczo ogólny zarys problemu przedstawionego w filmie, a jedyną niewiadomą jest zakończenie. No dobrze. The Circe: Krąg to faktycznie ostrzeżenie przed tym, jak może wyglądać świat zdominowany przez media społecznościowe. Owszem, z jednej strony dają one masę możliwości, z drugiej jednak aż strach pomyśleć, co by było, gdyby na każdym kroku śledziły nas kamery, drony i cała masa ludzi, którzy uznali za stosowne nagrywać naszą rozmowę z byłym chłopakiem i bez żadnych oporów udostępniać ją w Sieci. Wszystko, co zrobimy, zostaje zapisane na zamkniętych gdzieś pod ziemią serwerach, a my nie mamy na to wpływu. Wizja, która mogłaby wywołać ciarki i gęsią skórkę. Powiedz, tak szczerze – wywołała?

Libelo: Moim zdaniem absolutnie nie. Krąg chce poruszać tematy aktualne i wszystkim nam bliskie, ale żeby to zrobić, wyolbrzymia je tak strasznie, że staje się całkowicie niewiarygodny. Przedstawiona w filmie technologia nigdy nie wydaje się mieć dość pozytywnych aspektów, żeby przekonać do siebie ludzi. Postacie podążające „niebezpieczną” ścieżką przedstawione są jako niezrównoważone i fanatyczne, przez co trudno nam się utożsamiać z bohaterką, która zdaje się tego nie dostrzegać.

Idris: A teraz pomyśl, że to tylko ułamek tego wyolbrzymienia, które czytelnik mógł zauważyć w książce! Tam jednak przynajmniej starano się szerzej przedstawić pozytywne aspekty coraz to dalszego wkraczania w prywatność obywateli. Zasłaniano się ochroną dzieci przed pedofilami i uprowadzeniami, obiecywano zlikwidowanie przemocy domowej, kradzieży, naruszania praw człowieka, obiecując przysłowiowe gruszki na wierzbie. Jeśli tylko zamontujesz u siebie w domu kamerę, czujnik ruchu, nadajnik i kilka innych ustrojstw służących do podglądania i zupełnej inwigilacji. W książce o wiele bardziej uwydatniony był też fanatyzm otoczenia oraz, nie będę przebierać w słowach, głupota głównej bohaterki, która zdawała się tego nie dostrzegać. Owszem, rozumiem fascynację nowym miejscem pracy, lepszą pensją, ambicje i całą resztę, jeśli jednak kilka osób tłucze człowiekowi po głowie deską, krzycząc przy tym: „Hej, w tej firmie coś jest nie w porządku!”, trudno jest to zignorować.

The Circle. Krąg

Libelo: Osobiście bardzo mnie to dziwi, bo pokazanie pozytywnych stron rozwoju technologii wcale nie byłoby trudne. W filmie poruszona jest też kwestia ochrony dzieci – nie trudno sobie wyobrazić, że zatroskani rodzice byliby gotowi sprzedać prywatność swoich potomków, żeby zapewnić im bezpieczeństwo. Jest to argument, który możemy zrozumieć. Nie możemy zrozumieć jednak powodów, które kierują główną bohaterką – jak sama oświadcza, jej główną motywacją jest fakt, że to niesprawiedliwe, że nie wszyscy mogą doświadczyć tego, co ona. Nie jest to żaden argument za sprzedaniem swojej prywatności. Internet to fascynujące i zarazem przerażające miejsce – tysiące osób codziennie doświadczają konsekwencji zbytniej otwartości w sieci. Krąg jednak zamiast pokazać jedną z takich sytuacji, tworzy swoją własną, groteskową i całkowicie niewiarygodną rzeczywistość.

Idris: Zgadzam się: fakt, że ktoś nie może zobaczyć w danej chwili tego, co ja, nie jest żadnym argumentem za sprzedawaniem własnej prywatności, a jednak spójrz, co dzieje się teraz na kontach twoich znajomych na Facebooku – zdjęcia z wyjazdów na wakacje, wypadów do kawiarni, masa zdjęć, które w ten czy inny sposób odzierają nas z odrobiny prywatności. Teraz o tym, że byliśmy w Hiszpanii, wie sześciuset naszych znajomych, a nie tych kilku, którym byśmy opowiedzieli nasze przygody, prawdopodobnie ilustrując je wywołanymi po powrocie zdjęciami. Odnoszę wrażenie, że świat faktycznie może dążyć w stronę tej kuriozalnej rzeczywistości, którą przedstawiono w filmie, nie potrafię się jednak tym faktem zbytnio przejąć… i jednym z powodów jest to, że w The Circle: Kręgu dialogi były często idiotyczne, a wygłaszanie ich z powagą skutkowało tym, że w pewnych scenach nie potrafiłam nie parsknąć śmiechem. Jak chociażby w tej, w której Mae mówi swoim widzom, że wysłali jakiemuś reżimowi miliony smutnych buziek (wyrazów dezaprobaty, odwrotności naszego lajka), co na pewno pomoże w walce z nim. No poważnie?!

The Circle. Krąg

Libelo: Owszem, jednak za sprzedawaniem swojej prywatności stoi przede wszystkim nasza próżność – chcemy pokazać swoim znajomym, jakie wspaniałe wiedziemy życie. Nawet vlogerzy zajmujący się nagrywaniem swojej codzienności, w znakomitej większości tworzą swój materiał tak, żeby dać nam tylko to, czym chcą się z nami podzielić. Do perfekcji opanowują sztukę ukrywania, że jest coś poza tym, co na taśmie i nigdy nie pokazują wszystkiego (bo byłoby to strasznie nudne). Tymczasem Mae dorabia do tego filozofię godną mesjasza. Niemal ze łzami w oczach mówi o tym, jak wiele korzyści przyniesie ludzkości rezygnacja z prywatności, zamiast zwyczajnie karmić swoje ego. Jej problemy nie są problemami osób, które zbyt wiele ujawniają – są problemami skonstruowanymi na potrzeby tego filmu. I zgadzam się, że całości nie służy również powaga, szczególnie w wykonaniu Emmy Watson. Jej interpretacja postaci Mae nie jest szczególnie ciekawa, a dziwaczna postawa bohaterki utrudnia widzowi identyfikowanie się z nią. Przez to śledzenie jej losów ani nie porywa, ani nie angażuje emocjonalnie. Mae pozostaje dziwnym tworem, konstruktem, którego motywacji nie możemy zrozumieć, choć na początku wydawało się, że jest do nas podobna.

The Circle. Krąg

Idris: Powaga jest w tym filmie wybitnie źle wyważona – dialogi o tym, że dzielenie się własnymi doświadczeniami to dbanie o innych, stwierdzenia, że prywatność to kradzież tego, co moglibyśmy światu pokazać. Wszystko wygłaszane z kamiennymi twarzami i z całkowitym przekonaniem sprawiło, że nie potrafiłam nie parsknąć pod nosem. Sam temat, niezwykle ważny w dzisiejszych czasach, został pokazany w tak absurdalny sposób, że nie sposób było przejąć się zagrożeniem, które twórcy starali się nam zakomunikować. Poruszyłaś jednak kolejną, niezwykle ważną rzecz – casting aktorów. Postacie drugo- i trzecioplanowe (Mercer, rodzice Mae czy Annie) odgrywani byli w miarę przyzwoicie, pomimo tego, że ich miejsce w fabule zostało sprowadzone do ról mocno epizodycznych i wygłaszających albo stwierdzenia pełne troski, albo morały, które miały przemówić Mae do rozsądku. Muszę też przyznać, że Hanks świetnie sprawdził się w roli dobrodusznego Baileya, a Patton Oswalt krwiożerczego rekina biznesu, którym w powieści był Stenton, o tyle mam problem z całą resztą obsady. Chociaż lubię Watson, to z bólem serca muszę przyznać, że w tym konkretnym projekcie nie sprawdziła się zupełnie. Mam też mieszane uczucia do aktora wcielającego się w rolę Tya – czytając książkę, nie odniosłam wrażenia, że był osobą czarnoskórą, co więcej, miał siwe włosy, nie mówiąc już o tym, że naprawdę długo ukrywał swoją tożsamość i nie podawał prawdziwego imienia. Niby są to drobnostki, jednak w powieści czuć było o wiele mocniej, że stara się zachować anonimowość, co w firmie zajmującej się włażeniem z butami w prywatność wcale nie było szczególnie łatwe.

The Circle. Krąg

Libelo: Skoro już mówimy o Tyu – ciekawi mnie co masz do powiedzenia o tej postaci jako ktoś, kto zna książkę. W filmie jest on zupełnie zbędny. Jest ważną figurą w świecie przedstawionym, ale jako element historii w gruncie rzeczy mógłby być zastąpiony przez dowolną inna postać, bo nie ma właściwie żadnej istotnej roli. Podejrzewam jednak, że jest to coś, co zostało źle przeniesione na ekran, sądzę, że w powieści jego wątek jest znacznie bardziej rozbudowany. Mam rację?

Idris: Zdecydowanie masz rację. W filmie jego rola została sprowadzona do kogoś, kto ma dostęp do podziemi firmy, a odcisk jego palca otwiera wszystkie drzwi. W książce znacznie mocniej wybrzmiewał fakt, że to on był głównym założycielem Kręgu, a Bailey i Stenton zostali przez niego zatrudnieni, żeby jako osoba z pewnym spektrum autyzmu nie musiał zajmować się prowadzeniem rozmów biznesowych. Jego bunt wobec tego, co robiła firma, wybrzmiewał przez to mocniej – oto działaniom Kręgu sprzeciwia się sam jego pomysłodawca, człowiek, który wynalazł większość stosowanych przez firmę programów. Swoją drogą, zrobił to, jak sam twierdził, w ramach sprawdzenia, jak daleko może posunąć się w ingerowaniu w prywatność zanim ktoś powie „Stop! To już zbyt wiele”. Był autentycznie przerażony tym, że nikt go nie zatrzymywał. Powiedz mi, bo to też jest niezwykle interesujące zagadnienie – co sądzisz o zakończeniu filmu?

The Circle. Krąg

Libelo: Zakończenie to kolejna bolączka tego filmu. O ile na niemożliwość potraktowania poważnie przedstawionej sytuacji można by jeszcze przymknąć oko, o tyle na fakt braku jakiegokolwiek powiązania zakończenia i przedstawionych wydarzeń już się nie da. W każdej historii główny bohater musi rozwiązać jakiś problem (lub polec próbując). Nie chcę zanadto zapuszczać się na terytoria spojlerów, ale w Kręgu Mae rozwiązuje problem, którego nie było. To znaczy, może był, ale w domyśle. Z całkowitym wyzbyciem się prywatności wiąże się wiele różnych zagrożeń, ale to, którego Mae się pozbywa, nie jest tym, które ukazał film. Czy w książce było podobnie?

Idris: Tutaj muszę się zgodzić – ciężko było dostrzec w filmie sam problem, a już w ogóle związek zakończenia z fabułą był mocno… umowny. Zupełnie jakby produkcji brakowało kilku scen łączących moment kulminacyjny z zakończeniem. Nie mówiąc już o tym, że właściwie trudno jest jednoznacznie ocenić, czy produkcja w końcu potępia, czy jednak pochwala takie włażenie w życie prywatne ludzi. Boli to o tyle, że za scenariusz odpowiadał, obok Jamesa Ponsoldta, również Dave Eggers, czyli twórca literackiego pierwowzoru. Co tu dużo ukrywać – w książce zakończenie miało o wiele mocniejszy związek przyczynowo-skutkowy z fabułą. Przede wszystkim było to jednak zakończenie diametralnie inne od tego, które zaserwowało nam Hollywood, na dodatek było o wiele bardziej jednoznaczne, budzące niepokój i lęk przed tym, jak będzie wyglądać przyszłość. Tutaj tego nie było. O ile faktycznie mogę zrozumieć wycięcie pewnych postaci albo wątków (np. romansowych ) jako nieistotnych dla produkcji, o tyle krew się we mnie gotuje za każdym razem, kiedy Fabryka Snów zmienia zakończenie na takie, które byłoby widzowi łatwiej zaakceptować, nawet jeśli z fabułą nie ma nic wspólnego i właściwie jest doszyte tak paskudnie, że każdy chirurg plastyczny na widok tych szwów dostałby apopleksji.

The Circle. Krąg

Libelo: Jak tak o tym mówisz, to książka wydaje się dużo lepsza niż film. Ekranizacja zdaje się jednak całkowicie rozmijać z duchem pierwowzoru, a jednocześnie nigdy nie znajdując swojego własnego ducha, będąc trochę książkowym Kręgiem, a trochę niczym. Jest ładna, całkowicie poprawnie nakręcona (poza jedną sceną rozmowy Mae z Marcerem, kiedy to kamera w każdym ujęciu musi wykonać jakiś całkowicie zbędny ruch, doprowadzając widza do zawrotów głowy), estetyczna i wypełniona dobrymi aktorami. Ale wszystkie szanse zaprzepaszcza źle skonstruowany scenariusz.

Idris: Pod względem ciągu przyczynowo-skutkowego i spójności fabuły książka faktycznie była lepsza od filmu, miała też nieco lepiej skonstruowane przedstawienie problemu, który poruszała, za to również kulała przy zaprezentowaniu niektórych postaci. Mae nie potrafiłabym polubić za żadne skarby świata – była po prostu głupia i ślepa, zupełnie nie dostrzegła idei problemu, a w chwili, w której postanowiła nosić ze sobą kamerkę i stała się czymś na kształt celebrytki, już całkiem odbiło jej na punkcie bycia lubianą i podziwianą. Nie mówiąc już o tym, że książka niebezpiecznie zbliżała się do przedstawienia jej jako osoby, która między nogami miała drzwi obrotowe – chłopak nawet nie musiał jej się podobać, żeby wylądowała z nim w łóżku. Również motywacja Baileya była lepiej pokazana, a Stenton (ten przysadzisty jegomość w garniturze, którzy czasem w filmie wychodził na scenę i miał jakieś przemówienie) też był znacznie lepiej przedstawiony – jako rekin biznesu, który pożerał wszystko, co tylko mogło stanowić dla niego zysk. Mercer stał w mocniejszej opozycji względem tego, co działo się w firmie. Więc film kulał nie tylko z powodu kiepskiego scenariusza, ale również z powodu kiepskiego rozłożenia ciężaru na postacie – część z nich w ogóle mogłaby w filmie nie istnieć, a motywacje reszty były właściwie umowne. Może nawet mniej wyraziste niż to, co faktycznie odebrałam, bo jako ktoś znający książkę mogłam sobie to i owo dopowiedzieć.

The Circle. Krąg

Libelo: Właściwie poza rodzicami Mae i jej przyjaciółką (graną przez Karen Gillan, znaną między innymi ze Strażników Galaktyki i Doktora Who), większość przedstawionych w filmie postaci nie jest szczególnie angażująca. Byłoby to do przełknięcia, gdyby byli oni nośnikami do ciekawego tematu. A jak z tym tematem jest, to już mówiłyśmy. Jako osoba, która książki nie czytała, niestety nie mogę sobie nic o nich dopowiedzieć i pewnie nie jestem w stanie wychwycić niektórych elementów, które mogły być mrugnięciem oka do czytelnika. Podsumowując, film uważam za nieprzemyślany i przez to pozbawiony sensu. Pod względem wizualnym nie można mu nic zarzucić, ale nie jest to wystarczający argument, żeby go zobaczyć. Moja ocena: 4/10, można spokojnie odpuścić i zapomnieć.

Idris: Generalnie film jest przerostem formy nad treścią – trudno identyfikować się z postaciami i zrozumieć powagę przedstawianego problemu, tak samo jak nie sposób jasno określić, jaki stosunek ma produkcja i jej twórcy do zaprezentowanego dylematu etycznego: czy uważają tak dalekie wchodzenie w prywatność za coś dobrego, złego, czy jednak, w pewnych okolicznościach, akceptowalnego? Również uważam, że film można sobie spokojnie darować, nie czując przy tym wyrzutów sumienia – nie jest warty naszego czasu, nie zmusza do refleksji. Jako produkcję mijającą się z celem oceniam go na 4/10.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: The Circle: Krąg
Produkcja: Imagenation Abu Dhabi FZ, Likely Story, Playtone
Typ: Film
Gatunek: thriller, sci-fi
Data premiery: 19.05.2017
Reżyseria: James Ponsoldt
Scenariusz: James PonsoldtDave Eggers
Obsada: Emma Watson, Tom Hanks, John Boyega, Karen Gillan

Nasza ocena
4/10

Podsumowanie

Plusy:
+ niezła obsada
+ przyzwoita gra aktorska
+ dobra realizacja
+ usunięcie kilku niepotrzebnych wątków z książki (np. romansowego)

Minusy:
– słabe przeniesienie treści książki na ekranizację
– chaotyczny scenariusz
– problem przedstawiony w sposób mocno umowny
– nierealna motywacja bohaterów
– niejasne zakończenie

Sending
User Review
0 (0 votes)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Martyna „Idris” Halbiniak
Martyna „Idris” Halbiniak
Geek trzydziestego poziomu. Wyznawca Cthulhu i zasady, że sen jest świetnym substytutem kawy dla ludzi, którzy mają nadmiar wolnego czasu. Kiedyś zginie przywalona książkami, z których zbudowała swój Stos Wstydu™. W czasie wolnym od pochłaniania dzieł popkultury, pracuje i studiuje, dorabiając się już odznaki Wiecznego Studenta™. Znajduje się również w zacnym gronie organizatorów Festiwalu Fantastyki Pyrkon. Absolwentka psychokryminalistyki i studentka psychologii, nałogowo przetwarzająca kawę na literki.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki