Moje oczekiwania dotyczące komiksów wraz z wiekiem przeszły znaczącą metamorfozę. Kiedyś traktowałem je jako rysunkowe historyjki dla dzieci, natomiast obecnie są dla mnie złotym środkiem między książką a filmem. Mimo papierowej formy powinny moim zdaniem posiadać fabułę i narrację na poziomie hitów ze srebrnego ekranu. Dark Corridor miało być właśnie takim „obrazem” sensacyjnym do czytania. Coś jednak poszło nie tak.
Komiks jest złożony z dwóch mniejszych części: The Red Circle i 7 Deadly Daughters. Pierwsza opowiada o mafijnym zabójcy na zlecenie o imieniu Pete, który pewnego dnia zauważa pokrytego krwią psa na swoim podwórku. Z jego pomocą dociera do właścicieli czworonoga – zabitych we własnym domu. Od tego momentu akcja komiksu nabiera tempa, ale równocześnie w fabułę wdziera się chaos pogłębiający się ze strony na stronę. Historia cofa się, zmienia narratora, nagle znowu dzieje się w teraźniejszości. Zabieg ten prawdopodobnie miał dodać nieco dynamiki przedstawionej opowieści, lecz jedynym efektem jest fakt, że momentami musiałem wracać się do poprzednich kart zeszytu, by zorientować się w zależnościach między rozdziałami. Niestety ciężko uznać to za plus w końcowej ocenie komiksu.
Pochwalić jednak muszę drugą część Dark Corridor, a mianowicie 7 Deadly Daughters. Każdy odcinek poświęcony jest jednej z tytułowych zabójczyń i przedstawia motywy, które sprowadziły je na krwawą ścieżkę zemsty. Historie są opowiedziane w sposób spójny i stanowią miłą odskocznię od chaosu z The Red Circle. Pomagają również w odbiorze całego komiksu, gdyż oba wątki przeplatają się ze sobą i tworzą jedną, spójną całość.
Odchodząc od tematu fabuły warto skupić się na drugim ważnym aspekcie każdej historii rysunkowej, a mianowicie części artystycznej. Trzeba tutaj nadmienić, że zarówno teksty, jak i obrazki są tworem tej samej osoby – artysty Richa Tomasso. Przed napisaniem recenzji sprawdziłem inne prace autora w celu przekonania się, czy zastosowany przez niego styl jest zabiegiem celowym, czy też używa go również w innych produkcjach. Po upewnieniu się, że kreska nie ma szczególnego powodu, by być taka, a nie inna, mogę z czystym sercem powiedzieć, że skutecznie zniechęcała mnie do kontynuowania lektury komiksu. Postacie swoim wyglądem przypominały mi moje marne próby rysowania autoportretów w młodszych latach, szczególnie w sposobie tworzenia oczu. Może za tę opinię zostanę zmieszany z błotem, ale jest to jedyna rzecz, do jakiej potrafię porównać Dark Corridor. Tomasso nie oszczędza się również, jeżeli chodzi o rysowanie damskich kształtów – żadna kobieta obecna na stronach opowieści nie ma się czego wstydzić w kwestii swoich krągłości. Jest to jednak komiks wyłącznie dla osób dorosłych, więc autor nie musiał bawić się w stosowanie ugrzecznień.
Dark Corridor, a głównie The Red Circle, w moim przekonaniu jest widowiskowym zlepkiem scen, składających się na kilkanaście stron ogólnego chaosu – jeżeli chodzi o narrację. Sytuację broni jedynie druga część zeszytu, która teoretycznie powinna być tą poboczną, rzucająca nowe światło na historię z głównej fabuły. Postacie rażą po oczach topornością swojego wykonania i w żaden sposób nie przekonują do przeglądania kolejnych stron komiksu. Osobiście nie czuję się zachęcony do zapoznania się z kolejnymi zeszytami, lecz ludzka chęć dowiedzenia się co będzie dalej prawdopodobnie wygra z niedoróbkami i błędami debiutującej serii.
Tytuł: Dark Corridor: Volume 1
Scenariusz: Rich Tomasso
Rysunki: Rich Tomasso
Wydawnictwo: Image Comics
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 196