Typowy, weekendowy wieczór 15-20 lat temu. Ciemność za oknem, rodzice zajęci swoimi sprawami i ja, względnie mały berbeć posadzony samopas przed telewizorem. Dla wszystkich drugoplanowych stacji telewizyjnych istniało wtedy tylko kilka gatunków filmowych i jednym z nich było to, co chyba określa się jako „hood movies”. Akcja tych wyrosłych z nurtu blaxploitation dzieł rozgrywała się praktycznie wyłącznie, tu niespodzianka, na osiedlu. Na tym ściśle określonym terenie główny bohater próbował odnaleźć się w świecie rządzonym przez gangi. Było to zdecydowanie karygodnie nieodpowiednie kino dla dziecka w moim wieku. Ekran zalewały przenikające się fale rozpusty, rany postrzałowe, przestępstwa i używki.
Czemu poświęcam tak wiele cennego miejsca na anegdotkę z pamiętnika domorosłego kinomana? Wydany w zeszłym roku przez Mucha Comics Cage to kropka w kropkę odwzorowanie takich obrazów. Skojarzenie napadło mnie od razu i nie odpuszczało aż do końca lektury. Brian Azzarello (100 naboi, Loveless) ponownie potwierdził swój elastyczny geniusz pisząc ten scenariusz, ale to może nie być z początku oczywiste. Luke Cage w marvelowskim imprincie MAX nie jest tym samym sympatycznym, lekko oschłym siłaczem, którego pokochali fani seriali Netflixa. To przede wszystkim najemnik, który za odpowiednio wysoką cenę podejmie się każdego zadania. Historia zaczyna się, gdy niechętnie godzi się pomóc matce dziecka przypadkiem zastrzelonego podczas gangsterskich porachunków. Ciężki do polubienia osiłek dystansuje się od wszystkich, razi zimnym cynizmem i zachwyca się tylko przemocą, pieniędzmi i swoim własnym odbiciem w lustrze. Rzeczywistość jest zupełnie inna i tak samo jak Luke kryje się za pozorami. Nieskomplikowana historia służy tu jako tło dla fabularnego przedstawienia profilu psychologicznego bardzo złożonej postaci. W tym celu nawet aspekt supermocy jest znacznie wyciszony (bo i zbędny), co zwiększa alienację tytułu od głównego nurtu superhero
Mógłbym właściwie napisać tylko, że za rysunki odpowiadał Richard Corben i to by wystarczyło. Ilustrował już dla Marvela np. Punisher: The End, czy też Banner (wydany w 2006 roku przez Mandragorę, jeden z lepszych komiksów o Hulku); jednak na szczęście charakterystyczny styl jego kreski zachował dystans do ogólnie przyjętego sposobu kreślenia superbohaterów. Kropkowane cienie, wzmocnione kontury i dbałość o szczegóły eksponują brud, który przesiąka wszystkie ilustracje. W połączeniu z wyrazistością karykaturalnych wręcz twarzy i sylwetek sprawia to, że każdy kadr niesie ze sobą spory i zrozumiały ładunek informacji. Wyłupiaste oczy obserwują szorstkie, zanieczyszczone ulice i ściany pokryte graffiti. To zachwycające, jak stricte heavymetalowy styl rysunku udało się zaadaptować do tak hip-hopowej treści.
Dopełnieniem perfekcyjnej trójcy twórców tego komiksu jest, chwalony już przeze mnie, José Villarrubia. Ciężko mi wyobrazić sobie, jak wielkim wyzwaniem jest dopasowanie kolorów do specyficznych konturów Corbena tak, by ich nie spłycić. Koloryście udało się osiągnąć harmonię z pracą kolegów. Wypełniające ten tom barwy są wręcz mdłe, przepuszczone przez filtr miejskiej szarości i niejednolicie teksturowane. Żywa jest jedynie czerwień, używana dosyć oszczędnie pomaga nam dostrzegać istotne elementy oczami Cage’a, przez okulary o szkłach krwistej barwy.
Ludzie z Muchy porządnie wykonali swoją robotę wydając pięć zeszytów jako solidny, zbiorczy hardcover. Zarówno druk, jak i papier są wysokiej jakości i niechętnie przyjmują odciski palców. Jako anglista muszę pochwalić Piotra Czarnotę. Specyficzny slang ulicy został przetłumaczony tak, że brzmi naturalnie. Kwestie ludzi o różnym podłożu kulturowym różnią się między sobą, a zapożyczenia pojawiają się tam, gdzie ma to sens. Nie miałbym nic przeciwko większej ilości materiałów dodatkowych, ale przy takiej objętości wydania to i w tej kwestii naprawdę nie jest źle.
Dobrego komiksu nie trzeba polecać, ale nawet oczywistą rekomendację można doprecyzować. Zabrzmię pretensjonalnie, ale Cage to według mnie komiks dla ludzi lubiących choć troszeczkę pomyśleć. Może się również podobać w charakterze czystej rozrywki. Wysoki poziom oprawy graficznej w połączeniu z gangsterską tematyką i erotyzmem satysfakcjonują w prosty sposób. Nie ma w tym nic złego. Warto jednak obciążyć synapsy i pozwolić sobie na domysły i kreślenie kontekstów. Większość opowieści o superbohaterach nosi na okładkach ich imiona lub przydomki. Inne historie tytułują się często tak, aby częściowo chociaż zobrazować główny wątek. Obie opcje pasują do tej miniserii, a wybór którejkolwiek z nich zaowocuje różniącymi się interpretacjami. Zgodnie z tą myślą Cage pozostanie dla mnie historią o metaforycznej Klatce, w której główny ulicznik stajni pomysłów skrywa swoje wrażliwe wnętrze.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Cage
Wydawnictwo: Marvel Comics/Mucha Comics
Typ: Komiks
Gatunek: Komiks superbohaterski
Data premiery: 04.2017
Autorzy: Brian Azzarello, Richard Corben, Jose Villarrubia
Liczba stron: 128