SIEĆ NERDHEIM:

Wbrew tytułowi, ten kot wspina się tylko wyżej. Recenzja komiksu Blacksad: Upadek, część pierwsza

KorektaJustin

Trzymając nowy tom przygód czarnego kocura w rękach, najpierw musiałem przetrawić fakt, że upłynęło już osiem lat od ostatniej części serii. Nie minęła jednak chwila i pozostała jedynie euforia: nowy Blacksad, nowy Blacksad! Utrzymała się ona ze mną do ostatniej strony i to tylko częściowo zasługa tęsknoty: Hiszpanie udowadniają, że koci detektyw najlepiej poluje w miejskiej dżungli.

Po muzycznym Nowym Orleanie (Piekło, spokój) i krajoznawczej wycieczce (Amarillo) wracamy do Nowego Jorku, prosto w gęstą intrygę. Tutaj ciężko nacieszyć się chwilą dla siebie, nawet niewinne przedstawienie Shakespearowskiej sztuki w parku przyciąga uwagę władz, co spotyka się z jawnym oburzeniem widzów. Szczęśliwie John Blacksad jest na miejscu, aby rozładować napięcie i przemówić mundurowym do rozsądku, a tym niewinnym obywatelskim gestem zyskuje nową sprawę do rozwiązania. Razem z dziennikarzem Weeklym trafiają w sam środek walki o pieniądze, przyszłość i duszę miasta oraz jego mieszkańców, a z przeciwnej strony, z wysokości placów budowy, łypie dosłownie sokolim wzrokiem radny Solomon.

Jam jest Ozymandiasz, król królów.

Rysunki i kolor zawsze były ogromną zaletą tego hiszpańskiego kryminału i nie uległo to zmianie. Guarnido rozpoczyna od pełnych detali zbliżeń na ekspresyjne twarze aktorów, odkrywając kadr za kadrem panoramę Central Parku jesienią i żywy tłum wypełniający polanę… a zaraz po dynamicznych scenach starcia z policją trafiamy w swojskie klimaty noir. Atmosfera Upadku jest bliska początków serii. Nad każdą stroną można spędzać długie minuty, aby wyłowić wszystkie szczegóły, mistrzowskie zabawy światłocieniem i nasycić wzrok barwami tak żywymi, że aż czuje się zapach metropolii oraz chłodny jesienny wiatr… i to nawet gdyby nie dmuchał mi przez nieszczelne okno. Absolutnie kocham tę serię za graficzne popisy Guarnido, w Upadku poziomem wracające do artyzmu z albumu Piekło, spokój. Kiedy wyszło Amarillo,odważyłbym się powiedzieć, że rysownik zaliczył lekki spadek formy, ale trzymam w rękach dowód, że potrafi wspiąć się jeszcze wyżej. Szczególnie zapamiętałem sceny ukazujące miasto od podszewki: pustka i błękit horyzontu, gdy z Solomonem stoimy na szczycie konstruowanego mostu; poblask palników w montażowni wozów metra; surowość placu budowy zalanego szarością jesiennego nieba. Oglądamy niemalże fotografie, odtworzone ludzką ręką i wypełnione antropomorficznymi zwierzętami.

Postacie jak zwykle są ekspresyjne i autorom nie wyczerpuje się pula pomysłów na dobór gatunków fauny, a do tego zręcznie wplatają to w scenariusz i świat przedstawiony, jak wątek gryzoni pracujących w metrze. Cieszą detale i zachowane specyficzne atrybuty zwierzyńca, jak nastroszona w gniewie kakadu czy nietoperz, trzymający niezdarnie wizytówkę z powodu błon między palcami. Antropomorfizm w rękach Hiszpanów podkreśla charaktery i emocje, nie przeszkadzając w żaden sposób w budowie scen poważnych i ujmujących za serce – jak przedstawienie szpitala z dziecięcymi pacjentami, zamkniętymi w żelaznych płucach. Poruszenie tematu epidemii polio zgrywa się z bieżącymi wydarzeniami i to dobra przypominajka, że mogą być rzeczy gorsze niż maseczka.

Wspaniałe ujęcia.

Nowi bohaterowie mają więcej miejsca dla siebie (dzięki podziałowi fabuły między albumami) i lepiej ich poznajemy. Wyróżnia się lisiczka-bitniczka Rachel, wnosząc powiew świeżości swoją młodzieżową energią. Aktorka wywołuje nowy poryw serca biednego Weekly’ego i odgrywa znaczącą rolę w ukazaniu nam jednej z warstw kryminału. Obecność Rachel pozwala poruszyć wątki społeczno-obyczajowe, jak seksizm i rola mediów, tematy niezmiennie na czasie. Równie barwną postacią jest jej przełożona, lama Iris, a wątek trupy aktorskiej ciekawie kontrastuje z ostrym sokołem Solomonem. Wstawki z cytatami angielskiego dramaturga robią za komentarz do historii ukrytej w cieniach metropolii. Nie jestem miłośnikiem „Trzęsiwłócznia”, ale muszę przyznać, że autorzy nieźle wpisali jego dzieła w klimat komiksu.

Komiks zyskuje dzięki zmianie tempa; chyba sami autorzy czuli ulgę, że mogą wyjść poza ramy sześćdziesięciu stron. A do tego fabuła nie zwalnia na tyle, by kocisko rozłożyło się leniwie – ciągle coś się dzieje w rytm historii, akcja rozgrywa się naturalnie, a Blacksad chodzi, gdzie chce, a nie gdzie scenarzysta pomacha mu wędką, aby szybciej pobiegł. Wiem, że to nieładnie pokazywać palcem, jednak po lekkim chaosie w Amarillo witam to rozwiązanie z szeroko otwartymi ramionami. Podział scenariusza martwi mnie wyłącznie pod kątem wydawniczym (ostatnia przerwa między tomami była zatrważająca), ale już widać, że wychodzi to serii na dobre. Dostajemy rasowy kryminał noir z całym bagażem motywów – śledztwo, praca dziennikarska, korzystanie z przebrań, szantaże, bójki oraz (a jakże) szokujące morderstwa. Przeżywałem emocje aż do ostatniej strony, a jakby jeszcze było mało, Canales dodał ich dodatkową porcję za pomocą kilku zwrotów akcji, przez które będę wyczekiwał kontynuacji z większą niecierpliwością niż moje kotki napełnienia michy.

Janusz! Czy to się liczy jako polski akcent? Jak dla mnie tak!

Wbrew temu, co mówi o sobie sam John Blacksad, bohater to zdecydowanie miejski kocur. Powrót do Wielkiego Jabłka jest imponujący i zostawia czytelnika proszącego o więcej, a wyjście z fabułą poza jeden tom obiecuje nam kolejną obfitość wydarzeń w wielowarstwowej intrydze. To wszystko zilustrowane w dużych planszach, wypełnionych pięknymi, żywymi kadrami i wyrazistymi postaciami, które nie opuszczą fanów na długo. Czego chcieć więcej? Ach, tak: jak najkrótszej przerwy przed częścią drugą!

Tytuł: Blacksad: Upadek, część pierwsza
Tytuł oryginału: Todo Cae, tomo 1
Wydawnictwo: Egmont
Scenariusz: Juan Díaz Canales
Rysownik: Juanjo Guarnido
Tłumaczenie: Joanna Jabłońska
Gatunek: komiks europejski, czarny kryminał
Data premiery: 10.11.2021
Liczba stron: 64
ISBN: 978-83-281-5212-0

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Sebastian "Kerberos" Luc-Lepianka
Sebastian "Kerberos" Luc-Lepianka
Pod obliczami maski trifaccia kryje się student dziennikarstwa, dumny koci tata, a także pasjonat mitologii greckiej oraz wielu aspektów popkultury. Jak Cerber strzegę swojej kolekcji gier, książek, komiksów, figurek Transformersów i Power Rangers. Kiedy tylko jest szansa, oddaję się urban exploringowi z ekipą Pniak, po drodze próbując głaskać uliczne sierściuchy. Najczęściej gram z padem lub kostkami w garści. Piszę, słuchając muzyki ze starą duszą, a kawałek serca bije w Wenecji.
Trzymając nowy tom przygód czarnego kocura w rękach, najpierw musiałem przetrawić fakt, że upłynęło już osiem lat od ostatniej części serii. Nie minęła jednak chwila i pozostała jedynie euforia: nowy Blacksad, nowy Blacksad! Utrzymała się ona ze mną do ostatniej strony i to tylko...Wbrew tytułowi, ten kot wspina się tylko wyżej. Recenzja komiksu Blacksad: Upadek, część pierwsza
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki