SIEĆ NERDHEIM:

Conan sam w Nowym Jorku. Recenzja komiksu Berserker Uwolniony

False advertising na okładce troszeczkę.

„Bardzo ładnie, siadaj, trója z plusem”. To pierwsze, co przyszło mi do głowy po lekturze komiksu Berserker Uwolniony. Naprawdę lubię Jeffa Lemire i przykro mi za każdym razem, gdy muszę do tej sympatii dopisywać jakieś „ale”. Trafiają się jednak tytuły, które zwyczajnie plamią imidż gościa uważanego za jednego z najzdolniejszych scenarzystów ostatnich lat. Nie muszą być w tym celu nawet specjalnie kiepskie, wystarczy im totalna przeciętność.

Tytułowy Berserker to rudowłosa góra mięsa wyrwana żywcem ze świata lochów i smoków, z dodatkiem sporej szczypty Cymerii. Na pierwszych stronach, tak by motywacji protagoniście nie brakło, dzikusy niedobre zabijają jego rodzinę i naprawdę mam ogromną nadzieję, że nie do tego faktu odnosi się podtytuł. Słusznie rozwścieczony zabijaka, po posiekaniu znacznej ilości skąpo odzianych szeregowców morderczej armii przeciwnika, dostaje porządnego dziabonga między żebra i skrywa się w okolicznej jaskini. Tam, jak to często w jaskiniach bywa, odkrywa runy. Magiczne symbole przenoszą Pana Pokonana do naszego świata, gdzie jego kompanem i przewodnikiem zostaje pewien uroczy, udręczony bezdomny.

Przepiękny synchroniczny skok w wykonaniu drużyny wilkogłowych.

Teoretycznie jest to komiks akcji w realiach, mniej więcej, fantasy. Jako taki radzi sobie średnio, bo poza całkiem oczywistą i nieco sentymentalną kalką najbardziej znanego barbarzyńcy całego świata fikcji oferuje niewiele świeżości. Jeff Lemire jednak, swoim zwyczajem, postarał wszczepić w narrację coś, co miałoby potencjał chwytać za serce. Tym razem postawił na naprawdę uroczą relację między brutalnym osiłkiem i jego przypadkowym towarzyszem niedoli. Panowie całkiem szybko znajdują wspólny język, choć nie dosłownie, zostają prawdziwymi ziomkami od kielicha i motywowani podobnymi traumami wzmacniają swoją więź. Naciągane to jak cholera, ale przyjemne w odbiorze i całkiem strawne.

No sieka jest porządna, widowiskowa też.

Poza tą lekko wymuszoną chemią dwójki bohaterów, no i oczywiście bardzo widowiskową rozwałką, Berserker Uwolniony nie powala na kolana. Szybciutka i lekka lektura wycisnęła na mojej gębie kilka uśmiechów, skutecznie kupiła moją ulotną atencję, ale nie pozostawiła po sobie żadnych konkretnych odcisków. Nie tego oczekuję po scenariuszach Lemire’a i w sumie, od jakiegoś czasu, nie do końca tego szukam ogólnie w komiksach. Dramatyzm utraty rodziny potraktowano tu bardzo powierzchownie, potencjalne walory humorystyczne absurdalnej sytuacji też zostały jedynie nadgryzione. Trudno oprzeć się wrażeniu, że dostaliśmy właściwie zarys pomysłu, do którego pełnej realizacji sporo zabrakło.

Takie niedopracowanie zawsze mnie dziwi przy zaangażowaniu znanych nazwisk. Do ogarnięcia grafik i kolorów w Berserkerze Dark Horse zaprosiło bowiem Mike’a Deodato i Franka Martina. Znanych w takim sensie, że obaj natrzepali naprawdę sporo porządnej roboty, pracując przy takich tytułach jak Dark Avengers, Infinity Wars, Venom Donny’ego Catesa, czy Absolute Carnage. Choć nigdy wcześniej nie zmotywowali u mnie opadu szczęki, no i nadal nie motywują, ilustrując fantastyczne bajania Lemire’a dali z siebie wszystko. Cały tom jest wyraźnie konsekwentny kolorystycznie, wydarzenia śledzi się naturalnie, a sceny walki przyciągają wzrok dynamiczną mieszaniną splątanych w boju ciał. Kolejny kontakt z cyfrowo ulepszanym efekciarstwem trykotowej sztampy może być trochę nużący, ale przy solidnym warsztacie artystów ja to niezmiennie kupuję.

Rozkminy przy ognichu.

Mogło być lepiej, mogło być gorzej – w obie strony pozostało spore pole do manewru. Berserker Uwolniony to zbyt prędko wypuszczony pęd z nasionka prostego, ale fajnego pomysłu. Do świetności zabrakło mu obudowania się wątkami odbiegającymi od gatunkowej sztampy i porządniejszego rozwoju wątków już rozpoczętych. W dalszym ciągu może bawić jako dobrze narysowany akcyjniak, a cudaczny bromans testosteronowego kolosa z nędzarzem o wielkim sercu bywa urzekający. Zupełnie nie czułem jednak, że czytam coś napisanego przez Jeffa Lemire. Takie wtopy do tej pory zdarzały mu się tylko przy chałturniczych zleceniach peleryniarskich.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Berserker Uwolniony
Wydawnictwo: Mucha Comics
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Mike Deodato Jr., Frank Martin
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Gatunek: akcja, fantasy
Data premiery: 28.08.2020
Liczba stron: 136

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + fajnie narysowane<br /> + relacja bohaterów<br /> + proste w odbiorze</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – pośpieszne, niedopracowane<br /> – nieco zbyt proste</p> Conan sam w Nowym Jorku. Recenzja komiksu Berserker Uwolniony
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki