Kiedy DC po Flashpoincie odmieniło oblicze wydawanych przez siebie serii, to właśnie Batman: Detective Comics z New 52 okazał się tym gorszym tytułem spośród komiksów o Nietoperzu. Teraz role się odwróciły – i o ile nowy Batman jest pozycją dość przeciętną, o tyle Detective Comics prezentuje się naprawdę znakomicie. Ciekawie skrojona fabuła, intrygujące pomysły i dobra szata graficzna oferują ciekawy album. Rozrywkowy? Tak, ale w dobrym tego słowa znaczeniu.
Wszystko zaczyna się od Azraela. Wojownik zakonu Św. Dumasa przegrywa starcie z Batmanem, a przynajmniej kimś, kto wygląda jak Batman. Oto bowiem nagle na scenę wkracza prawdziwy Człowiek Nietoperz, który próbuje dowiedzieć się kto go zaatakował zrobił. „Ty”, taka odpowiedź pada z ust pokonanego. Dwa dni później Bruce kontaktuje się z Batwoman, chcąc z nią pomówić o pewnej sytuacji. Opowiada jej, jak przez wiele tygodni śledził Azraela, który sądził, że ktoś na niego poluje, a w samym Gotham zawiązał się spisek zagrażający życiu tysięcy ludzi. Batman uważał to za paranoję, dopóki na miejscu pojedynku Azraela z tajemniczym napastnikiem nie znalazł drona. Jak się okazuje obecnie, maszyna w kształcie batrangu o dekadę wyprzedza najnowocześniejszą technikę wojskową, nawet sam Człowiek Nietoperz nie jest w stanie wyprodukować podobnego urządzenia. Skąd więc się wzięło? Czemu służy? Wiadome jest tylko jedno: takich dronów jest całe mnóstwo, a na dodatek każdy z nich śledzi gotahmskich herosów. Bruce nie zamierza czekać, chce zacząć działać i prosi Batwoman o pomoc w wyszkoleniu nowej generacji bohaterów. The Spiler, Red Robin, Orphan, nawet Clayface. Każdy z nich czegoś dokonał, każdy coś osiągnął, ale są niezorganizowani i niewytrenowani. Nadszedł czas by to zmienić i przygotować ich i siebie na to, co nadciąga…
Rise of the Batmen to historia mogąca konkurować z Trybunałem sów. Tamta fabuła otwierała przygody Batmana w ramach New 52, ta zapoczątkowuje jego dalsze losy po odrodzeniu się dawnego uniwersum DC. Trybunał nie był wielką opowieścią, chociaż w ciekawy sposób odświeżył serię. Z podobnym przypadkiem mamy do czynienia teraz, może nieznacznie słabszym (głównie jeśli chodzi o grafikę, bo prace Capullo przedstawiały się o wiele lepiej), nadal jednak oferującym dużo dobrej i zmierzającej w całkiem ciekawe rejony zabawy. Co z tego wyjdzie, czas pokaże, ale pierwszy tom nowego Batman: Detective Comics naprawdę wart jest polecenia każdemu miłośnikowi tej postaci.
Fabuła skrojona przez Jamesa Tyniona IV (Batman vol. 2, Constantine: The Hellblazer, Batman and Robin Eternal) jest sprawna i dynamiczna. Sama zagadka natomiast intryguje, chociaż nie tak bardzo, jakby mogła. Zasadniczy mój zarzut brzmi w tym przypadku następująco: to wszystko już było, łącznie ze szkoleniem przez Batmana własnej armii. Współczesne komiksy są jednak niestety skazane na odtwórstwo. Wszystko zależy od wykonania, a to w tym przypadku jest niezłe. Podobnie zresztą jak grafika. Album na tym polu prezentuje wprawdzie nieco efekciarstwa, ale za to czytelnicy kochali choćby Miecz Azraela. Wspomnienia tamtej historii ożywają w trakcie początkowej sekwencji, i chociaż dalej nie ma już tego klimatu, pewne miłe uczucia pozostają. Jeśli więc lubicie Batmana, przeczytajcie Rise of the Batmen, na kolana nie padniecie, ale będziecie bawić się naprawdę dobrze. A o to chyba chodzi., prawda?
NASZA OCENA
Podsumowanie
Plusy:
+ ciekawa fabuła
+ nieco odświeżenia
Minusy:
– wszystko to już było