SIEĆ NERDHEIM:

Aldobrando, czyli tam i z powrotem. Recenzja komiksu Aldobrando

Run, Aldebrando, run!
Run, Aldebrando, run!

Pamiętacie pośpiech, z jakim Bilbo Baggins opuścił swoją norkę, by dopędzić drużynę krasnoludów? Pośpiech dla statecznego hobbita niewytłumaczalny, nielogiczny, niezgodny z jego naturą, któremu jednak się poddał? Podróż Aldobranda, bohatera komiksu do scenariusza Gipiego z rysunkami Luigiego Critone, zaczyna się w podobnie gwałtowny sposób i podobnie z udziałem pewnego rozumnego czarodzieja, a i pierścień będzie w niej obecny, ale po kolei.

Tytułowy bohater jako dziecko zostaje powierzony właśnie opiece czarodzieja przez ojca, który zbrojnie udaje się dopełnić honorowej sprawy i wie, że nie wyjdzie z tego żywy. Starzec, związany z rycerzem długiem, ma dopilnować, by chłopiec stał się mężczyzną, godnym potomkiem wygasającego rodu. Lata spędzone w leśnej chacie na domowej praktyce u czarodzieja niewiele jednak mają wspólnego z dworską edukacją. Ponadto Aldobrandowi zbywa na przymiotach ułatwiających drogę do sławy i szacunku – jest chuderlawym, niezbyt lotnym, ufnym poczciwiną i z tym politowania godnym uposażeniem musi niespodziewanie ruszyć na poszukiwanie wilczego ziela mającego uratować jego zranionego opiekuna. Sprawdzian botaniczny przeradza się szybko w sprawdzian życiowy, a w roli przygodnych preceptorów naszego bohatera wystąpią donkiszoterski i butny wyrostek Gennaro, zwany siewcą śmierci zwalisty przestępca Beniamino, jego będąca królewską niewolnicą ukochana – Wiola oraz królewna Bianka. Zaś tymi, którzy bardziej bezwzględnie przeegzaminują charakter Aldobranda, będą król Brudagon i inkwizytor Szpetlic.

Czas wyjść z cienia, Aldobrando.
Czas wyjść z cienia, Aldobrando.

Tak, tu nie będzie zaskoczenia – te relacje przeniosą nas do pojęć miłości, przyjaźni, zdrady, honoru, przeciwstawią czyste serca intryganckim charakterom, potwierdzą rozdzielność prawości i władzy, wykażą przewrotność wyroków losu oraz ryzyko podejmowanych decyzji, uczynią to jednak z przejmującą subtelnością. Gipi nie pominął żadnej szansy na psychologiczne zbalansowanie portretów wszystkich wymienionych postaci. Oczywiście nie zostawia wątpliwości co do barw, jakie reprezentują one w podstawowej czarno-białej tonacji baśni, ale każda z nich dostaje – przynajmniej ode mnie – część zrozumienia wobec intencji, które nią powodują. Jeśli archidiakon Frollo z Katedry Najświętszej Marii Panny w Paryżu jawił się wam choć przez chwilę jako człowiek fatalnie zakochany w Esmeraldzie, a nie tylko jako bezlitosny sędzia, to niuansowania godnego powieści Hugo znajdziecie w Aldobrandzie pod dostatkiem.

Gipi jako scenarzysta udowadnia, że tradycyjną strukturę baśni można wciąż czytać na nowo, przy czym nie musi to oznaczać metatekstowej licytacji, brutalizacji czy zwulgaryzowania. Spojrzał na baśń w sposób głęboko liryczny, a przy tym zreinterpretował epickość poematu rycerskiego. Oba te zabiegi mają w sobie to coś, co pozwala powiedzieć, że prezentują znane motywy nieco na odwyrtkę, ale nie wykolejają ich i nie ograbiają z wartości po zbójecku. Wóz z opowieścią toczy się na pozór spokojnie i bez ponagleń, a Gipi zwraca uwagę na chwile, w których pojazd podskakuje w koleinach i wtedy zatrzymuje go w tym zawieszeniu – dlatego też momenty powrotnego kontaktu z podłożem mają w sobie większy impet.

A o tobie co stanowi, Aldobrando?
A o tobie co stanowi, Aldobrando?

Tempo i płynność tak snutej historii urzekają. Jej baśniowo-romansowy (w znaczeniu romansu rycerskiego) charakter odbija się, co jasne, w wątkach naiwnego prostaczka, skrępowanej statusem społecznym królewny, czułego olbrzyma, pyszałkowatego władcy, pokrzywdzonego bękarta, przebiegłego doradcy, ale i w kompozycji. Znany z urozmaiconych rozwiązań graficznych Gipi tym razem imponuje wykorzystaniem jednolitej formy – zaledwie dwukrotnie wychodzi poza regularny układ kadrów w formie trzech poziomych pasków, z których każdy zazwyczaj mieści dwa lub trzy okienka. I choć nie jest to w świecie komiksu niczym wyjątkowym, w tym przypadku stało się dla mnie odpowiednikiem metrum wiersza. Podobnie odbieram zamykanie poszczególnych partii narracji w taki sposób, by przejścia między nimi nie odbywały się na sąsiadujących stronach, a dopiero po przewróceniu kartki – odstępstwa od tej zasady nabierają od razu dodatkowego znaczenia.

Odbieram te zabiegi bezpośrednio jako wizję Gipiego, pomimo że to nie on jest odpowiedzialny za rysunki. Ich autor, Luigi Critone, zapytany o szczegóły współpracy powiedział, że dostarczony mu scenopis miał właściwie formę dokładnego scenariusza filmowego. Będąc fanem prac Gipiego, samą możliwość współpracy odebrał jako wyróżnienie i nie zawiódł zaufania kolegi. Styl, jakim posługuje się Critone, tworzy monolit z treścią historii – bliski frankofońskiej czystej linii delikatny kontur, wyrazista choć uproszczona mimika, nic, co by mogło odciągnąć uwagę od słów i milczenia. Udało mu się oddać naturalność i odrębność rysów (w tym czysto charakterologicznych) postaci przy ich jednoczesnej posągowości i karykaturalności – Bianka oraz Wiola są piękne, ale każda inaczej, Szpetlic mrozi wyniosłością rzymskiego trybuna, Brudagon śmieszy nadętą miną na pucołowatej twarzy (choć nie odważylibyśmy się tego zamanifestować w jego obecności) i tak dalej. Każdy portret nasycony jest konkretną energią i podatny na wzajemne wibracje.

Biednemu zawsze wiatr w oczy, a tobie i śnieg, Aldobrando.
Biednemu zawsze wiatr w oczy, a tobie i śnieg, Aldobrando.

Równą (jeśli nie większą) część splendoru przynależnego za warstwę plastyczną komiksu odbierają koloryści – Francesco Daniele i Claudia Palescandolo. Zapewne i tutaj Gipi przedstawił realizatorom szczegółowe wytyczne, ale niezależnie od tego efekt jest powalający. Samo określenie techniki – akwarela, do której mam wielką słabość – tutaj nie wystarczy. Tak zmysłowo angażująca paleta odcieni oparta na oddających porę dnia, pogodę, charakter wnętrza monochromach zwiększa poziom emocjonalnego współuczestnictwa. Czułem się przez nią odpowiednio ogrzewany, chłodzony, owiewany, mrożony, moczony – niemal bezpośrednio, w sposób czysty i surowy. Ujęcie przestrzeni co rusz przypomina, że mamy z jednej strony do czynienia z drogą, wędrówką, z drugiej zaś z różnymi typami zastoju i uwięzienia. Zachwyca sposób, w jaki zespołowi twórców udało się stworzyć tak precyzyjną i soczystą iluzję świata.

Jego namiastkę Gipi stworzył już wcześniej, opracowując koncepcyjnie i graficznie grę karcianą Bruti, skąd zresztą wywodzi się główny bohater komiksu i kilka innych postaci. Ich podobieństwo wyczerpuje się jednak w imionach i wizerunkach – w przypadku Aldobranda i Gennara dodatkowo odmłodzonych, bo w grze przedstawieni są jako dorośli mężczyźni. Nie da się jednak tej okoliczności całkiem zlekceważyć jako tropu interpretacyjnego, szczególnie w połączeniu z opinią o poziomie brutalności rozgrywki wspomnianej karcianki. Komiks wobec niej świadomie oszczędza czytelnikowi rozpasania w obrazach przemocy, jakiego można by się spodziewać po stylistyce medieval fantasy, i tak też podkreśla ważność planu duchowych wyborów dla całej fabuły. Najbardziej wymownie pod tym względem prezentuje się scena, w której Beniamino wkracza na arenę „kotła” (zbudowanego na wzór Koloseum), by walczyć z czwórką przeciwników. Zamiast walki widzimy tylko reakcje na twarzach bohaterów oraz finał starcia i jest to dużo bardziej wstrząsające, niż gdybyśmy obserwowali samą jatkę.

Niewinność mężczyzny zwie się honorem, honor kobiety zwie się niewinnością, Aldobrando.
Niewinność mężczyzny zwie się honorem, honor kobiety zwie się niewinnością, Aldobrando.

Aldobrando zdumiał mnie otwartym starciem prostodusznej szlachetności z wyrachowanym okrucieństwem, pobudził do błazeńskiego śmiechu (bezcenne „To nie farsa. To nasza tradycja” Szpargałusa, królewskiego doradcy, komentujące sytuację, której tutaj nie zdradzę), wzruszył wielogłosem na temat miłości i finałem uzasadniającym moją parafrazę tytułu powieści Tolkiena. Ten bezpretensjonalnie i przewrotnie opowiedziany komiksowy chanson de geste to krzepiące zwycięstwo idei rycerskości, przykład baśni, w którą chce się wierzyć.

Wydawnictwu Kultura Gniewu serdecznie dziękujemy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Aldobrando
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Scenariusz: Gipi
Rysunki: Luigi Critone
Kolory: Francesco Daniele & Claudia Palescandolo
Tłumaczenie: Krzysztof Umiński
Typ: komiks
Gatunek: fantasy
Data premiery: 27.09.2021
Liczba stron: 206
ISBN: 9788366128781

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz "Justin" Łęcki
Łukasz "Justin" Łęcki
Dzieciństwo spędziłem przy komiksach TM-Semic, konsoli Pegasus i arcade’owych bijatykach. Od kilkudziesięciu lat sukcesywnie podnoszę stopień czytelniczego wtajemniczenia, nie obierając przy tym szczególnej specjalizacji. Fascynują mnie mity, folklor, omen, symbole – wszystko, co tworzy panoptyczny rdzeń ludzkiej wyobraźni. Estetycznie i duchowo czuję się związany z modernizmem, ale dzięki dzieciom i znajomym udaje mi się utrzymywać niezbędny poziom cywilizacyjnej ogłady. Nałogowo wizytuję antykwariaty książkowe i sklepowe działy słodyczy. Piszę też dla wortalu i czasopisma Ryms.
Pamiętacie pośpiech, z jakim Bilbo Baggins opuścił swoją norkę, by dopędzić drużynę krasnoludów? Pośpiech dla statecznego hobbita niewytłumaczalny, nielogiczny, niezgodny z jego naturą, któremu jednak się poddał? Podróż Aldobranda, bohatera komiksu do scenariusza Gipiego z rysunkami Luigiego Critone, zaczyna się w podobnie gwałtowny sposób...Aldobrando, czyli tam i z powrotem. Recenzja komiksu Aldobrando
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki