Obsidian Entertainment to studio posiadające w portfolio tytuły, które uwielbiam, ale także i znienawidzonego Fallouta New Vegas. Usłyszawszy o zapowiedzi The Outer Worlds, podchodziłem do niego z rezerwą. Z jednej strony gra zapowiadała się na bardzo ciekawą i wykonaną na wysokim poziomie, z drugiej jednak smród po współpracy z Bethesdą pozostał, a nowy twór łudząco go przypominał. Zapewne gdyby nie Microsoft, który udostępnił tę pozycję w dniu premiery w ramach abonamentu Xbox Games Pass, to bym w ten tytuł nie zagrał i tym samym popełnił wielki błąd.
Tak jak każdy RPG, tak i ten rozpoczyna się od procesu tworzenia postaci. Nie będę rozpisywał się zbytnio nad nim, ponieważ dla dalszej gry nie ma on zbytnio znaczenia, bo nasza twarz skrywana jest najczęściej przez hełm. Po przejściu tego rozbudowanego (ale nie do przesady) etapu, budzimy się w kapsule, w której szalony profesor Phineas Welles spoglądający na nas z ekranu tłumaczy cały status quo świata. Tak oto dowiadujemy się, że wylądowaliśmy w beznadziejnej, ale nieubłaganej wizji przyszłości, opanowanej przez korporacje, które stanowią najwyższą władzę. Po wysłuchaniu przydługiego monologu zostajemy wysłani na pierwszą planetę, na której paser ma nam pomóc się zaaklimatyzować. Na nasze nieszczęście, a może wprost przeciwnie, ginie uderzony przez naszą kapsułę. Od tego momentu jesteśmy już zdani na siebie. Daje nam to możliwość zapoznania się ze światem od innej strony niż ta przedstawiona przez naszego wieszcza.
Główna oś fabularna rozgrywa się według konkretnych punktów, których dostępność zależy od podejmowanych od nas decyzji i tego, komu bardziej sprzyjamy. Niestety nie ma co się oszukiwać, wybór jest raczej binarny i sprowadza się do decyzji, czy bardziej przemawia do nas jedno podejście czy drugie. Co prawda gra daje nam pewien potencjał niezależności, powodujący niejako udawanie sprzyjania obu ruchom, jednakowoż jest to raczej podane na pozór, bo ostatecznie sprowadza się to do obrania jednego kluczowego stanowiska. Na szczęście gracz ma realny wpływ na pomniejsze wyzwania stojące przed nim i to one sprawiają, że czujemy immersję w trakcie rozgrywki. Przykładowo, mając do wykonania pewne zlecenie, musimy podjąć decyzję, co począć z pewnymi postaciami. Oczywiście w tym wypadku można polegać na rozwiązaniu dla leniwych i wybrać jedną z podstawowych dróg, czyli najczęściej pomoc lub zabicie, ale można też rozgrywać dużo kreatywniejsze podejścia w stylu: ratunek przed innym zagrożeniem, wyłudzenie nagrody za pomoc, morderstwo. W tym przypadku także nie zostajemy siłowo zablokowani fabularnie, bo gdy zdarzy się, że postać, od której coś potrzebujemy, żąda od nas czegoś, co wymaga nie lada wysiłku, możemy po prostu się jej pozbyć.
Tu niestety leży pies pogrzebany, bo o ile z początku zależy nam na wykonywaniu zadań pobocznych oraz budowaniu pozytywnych relacji ze wszystkimi, o tyle później popychanie poszczególnych elementów fabuły poprzez dokonywanie zbrodni staje się normą. Będąc z początku zafascynowanym światem oraz jego bogactwem, gracz jest mocno skłonny do odkrywania, eksplorowania i poznawania go. Niestety gdy już to zrobi, zauważa, że praktycznie wszystkie wyzwania opierają się na modelu „załatwię Ci to, ale mam prośbę, załatw to u…”, a w każdej misji ten schemat iteracyjnie się powtarza.
Wspomniałem o zafascynowaniu światem – przedstawione planety, pomimo że stosunkowo podobne do siebie, są po prostu śliczne: fenomenalna flora, postapokaliptyczny, kosmiczny klimat, ale żywszy w porównaniu do tego prezentowanego w Falloucie. W dalekiej perspektywie wygląda to fenomenalnie, niestety diabeł tkwi w szczegółach i przy bliższym przyjrzeniu się można zauważyć niższy budżet i niedopracowania w produkcji. Przejawia się to choćby w tym, że zakres awatarów twarzy dla postaci niezależnych ogranicza się raptem do kilku. Można też zauważyć znaczącą powtarzalność modeli oraz schematów architektonicznych w tworzeniu lokacji.
Muszę jeszcze wyróżnić w tej recenzji pomocniczkę Parvati, jest to lepiej napisana postać niezależna, jaką spotkałem w grach od dłuższego czasu. Reprezentuje ona dosyć szeroki zakres mniejszości, które w żaden sposób nie są nader eksponowane. Z pozytywnych rzeczy oferowanych przez tytuł jest jeszcze bardzo klimatyczna muzyka, pozwalająca wczuć się w ten świat, a także nadająca się idealnie do słuchania poza samą produkcją. Ostatnim atutem, nie podchodzącym każdemu, jest model strzelania. Jest ono całkiem przyjemne, ale bardzo proste i niewymagające szczególnej zręczności.
The Outer Worlds może nie jest pozycją bez wad, ale jest to bardzo dobra produkcja, która zasługuje na uwagę. Nie zdziwi mnie, jeśli zdobędzie ona tytuł gry roku pomimo szerokiej konkurencji. Choć gra jest zrobiona w starym stylu i nie wprowadza nic rewolucyjnego na rynku, to stanowi źródło świetnej rozrywki, która – choć później jest trochę nużąca – to z początku daje ogrom zabawy.
SZCZEGÓŁY
Tytuł: The Outer Worlds
Producent: Obsidian Entertainment
Data premiery: 25.10.2019
Dostępne na platformach: PC, PS4, XONE, Switch (2020)
Recenzowany egzemplarz: PC