W czasach, kiedy w pudełku z grą klient najczęściej nie znajduje nic poza płytą (ewentualnie kluczem do ściągnięcia cyfrowej wersji zamiast niej), tytuły takie jak The Long Journey Home wyróżniają się jak najbardziej in plus już samą edycją (mowa oczywiście o wersji premium), oferującą solidną porcję dodatków. Może nie jest to najlepsza kwestia do poruszenia na samym początku omawiania danego produktu, ale skoro pierwsza rzuciła mi się w oczy – i wywarła przy tym tak pozytywne wrażenie, postanowiłem tym się nie przejmować. Jak jednak przedstawia się sama gra i poszczególne jej elementy?
Zacznijmy od fabuły. Ta, jak na pozycję science fiction przystało, jest dość klasyczna. Oto zaczął się dziewiczy rejs prototypowego statku kosmicznego, który może pochwalić się posiadaniem pierwszego w historii napędu nadświetlnego. Cóż za cudo! Cóż za możliwości! Ale oczywiście zawsze coś musi pójść nie tak. Pierwszy lot, który miał być skokiem na niewielką odległość, kończy się rzuceniem statku gdzieś w nieznane rejony galaktyki, zdecydowanie zbyt daleko niż to planowano. Kapitan jednostki musi odnaleźć się w obecnej sytuacji. Zagubiony w kosmosie wraz z załogą, o którą musi dbać, stara się wraz ze swoimi ludźmi przetrwać tę podróż, stając się jednocześnie odkrywcą nowych światów i nieznanych dotąd ludzkości cywilizacji…
I już powyższy opis w dostatecznym sposób mówi nam o tym, co czeka na graczy w trakcie zabawy. Wcieliwszy się w dowódcę i stworzywszy własną załogę (do wyboru mamy archeologa, pilota oblatywacza, inżyniera, botanika, fizyka, badacza, astronautę, planistę misji, dyrektora wykonawczego, obserwatora cywilnego – ekipa jednak składać się może tylko z czterech członków, więc wybierać trzeba rozważnie), zaczynamy nasze życie kosmicznego zdobywcy. To, co czeka nas od tej chwili, jest wiadome. Galaktyka jest rozległa, światów nie brakuje, trzeba je odwiedzać (ale żeby nie było zbyt łatwo, same dotarcie do powierzchni nie jest proste, trzeba wyznaczyć orbitę, kurs podejścia, to przyspieszać, to hamować… a paliwa szybko ubywa), zdobywać różne dobra (dotarcie do nich bywa równie problematyczne, jak na planetę – w tym wszystkim przydaje się symulator, więc warto przejść samouczek przed właściwą rozgrywką) czy kontaktować się z obcymi cywilizacjami (tu mamy nawet opcję obrażania kosmitów, ale i bez tego rozmowy często mogą się potoczyć nie po naszej myśli).
Nie zawsze wszystko idzie nam jednak pod górkę. Przede wszystkim jako załoga posiadamy całkiem sporą ilość zapasów, dzięki czemu nie musimy (aż tak) martwić się o nie, a kiedy wpadniemy w kłopoty, szybko trafiamy na kosmicznych handlowców i naprawiaczy, od których możemy uzyskać pomoc. Przede wszystkim jednak, mimo podobnych rozwiązań w stylu deus ex machina, zabawa z The Long Journey Home jest realistyczna, autorzy zadbali o takie detale jak prawa fizyki, którym nieubłaganie podlegamy. W całość gra się przyjemnie, przynajmniej jeśli zasiada się do produkcji w krótkich sesjach, ale ma też swoje minusy.
Pierwszym z nich jest sterowanie, którego opanowanie zajmuje sporo czasu. Nie żeby było jakieś wymagające, nie mamy dziwnych kombinacji klawiaturowych, ot myszka i kilka podstawowych klawiszy, a jednak pokierowanie lądownikiem do celu jest trudne. Zważywszy na fakt, że sama gra nie należy do szczególnie wymagających, taki drobiazg potrafi momentami zirytować, ale po pewnym czasie i przyzwyczajeniu się do warunków, przestaje to przeszkadzać. Na kolana nie powala także strona graficzna. To, co się dzieje na ekranie, mimo pozornej głębi, jest w rzeczywistości dwuwymiarowe. Jak na współczesną produkcję to trochę mało, szczególnie, że bardziej złożony świat (nawet z mniejszą różnorodnością i za cenę skrócenia rozgrywki) zrobiłby większe wrażenie. Z drugiej strony jest to produkcja niezależna, na dodatek debiutancka, więc można przymknąć na to (i na pewną monotonność, jaka wkrada się przy dłuższej zabawie) oko – czy też może podciągnąć pod chęć powrotu do olschoolowych symulatorów? Bo to taki właśnie kosmiczny symulator strategiczny z elementami RPG, a dokładniej roguelike, galaktykę mamy w końcu generowaną losowo.
Grywalność, sterowanie i grafika za nami, fabuła tak samo, przyjrzyjmy się zatem jeszcze muzyce. A to akurat element, który należy docenić, bo został świetnie dobrany do całości. Nastrojowa, przestrzenna, z pobrzmiewającą w niej nutką tajemnicy, pozwala się poczuć jak zdobywca niezmierzonego kosmosu. Dźwięki w klimatach instrumentalno-elektronicznych, podlane marszowym rytmem, znakomicie budują klimat. W pełni pozwala to poczuć dołączona do zestawu płyta z soundtrackiem. Słucha się jej przyjemnie niezależnie od gry, a to dowodzi tylko, jak dobrą robotę wykonał kompozytor.
Oczywiście na CD z muzyką nie kończą się dodatki do tej edycji. Mamy tu emblemat misji, pocztówki z odległych światów, plakat, a także książeczkę stanowiącą połączenie artbooka z poradnikiem. Z tym, że to nie tyle poradnik w klasycznym tego słowa znaczeniu, ile wprowadzenie do misji dla nowego członka załogi. Dowiadujemy się z niej, czym jest projekt, jak wyglądać będzie nasze życie na pokładzie, podstawy korzystania ze statku i lądownika, wywiad z członkinią załogi, kilka słów na temat kontaktów z istotami pozaziemskimi. Mamy także pewne spoilery, więc część broszurki lepiej zostawić na później.
I to właściwie tyle. The Long Journey Home to niezła gra, niepowalająca na kolana, ale mimo pewnych błędów, studio Daedalic West dało radę. Kto lubi takie klimaty, nie będzie zawiedziony.
A wydawnictwu Techland dziękuję za udostępnienie gry do recenzji. A Agnieszce Przybysz za pomoc w napisaniu opinii.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: The Long Journey Home
Platforma: PC
Producenci: Daedalic Entertainment, Daedalic Entertainment Studio West
Wydawca: Daedalic Entertainment
Wydawca PL: Techland
strong>Gatunek: kosmiczna gra akcji z elementami roguelike
Premiera: 2017