SIEĆ NERDHEIM:

Nostalgiczne urywanie gluteusa maximusa. Recenzja gry Mortal Kombat 11: Ultimate

KorektaJustin
Mortal Kombat 11: Ultimate – okładka gry.

Od premiery Mortal Kombat 11 minął już ponad rok. Nowe wydanie zawiera w sobie trzy dodatki (dwa DLC z postaciami oraz Aftermatch wraz ze stosem skórek), a także ulepszenia graficzne z myślą o konsolach nowej generacji. Ultimate skierowano przede wszystkim do posiadaczy tychże zaczynających przygodę z serią. Dlatego też recenzuję jedenastkę od podstaw, plus na Nerdheim jeszcze recki Mortali nie było. Ci, którzy nabyli grę wcześniej, zainteresowani będą głównie Kombat Pack 2 (wprowadza Raina, Mileenę, a także… Rambo) i rozgoryczeni kosztami DLC – MK11: Ultimate jest o niebo lepszą inwestycją niż oddzielny zakup dodatków.

Tym razem motywem przewodnim są podróże w czasie. Zawsze, kiedy twórcy sięgają po to narzędzie, należy się spodziewać, że wszystkie zasady i logika lecą za okno, co sprawdza się bardzo dobrze w MK i służy za pretekst do wyciągania masy postaci z różnych zakątków linii czasowej uniwersum. W Ultimate otrzymujemy łącznie trzydziestu siedmiu mocarzy, z czego piątka to gościnne występy, a debiutuje trójka (bogini natury Cetrion, wskrzeszany mocą czasu Geras i wieloręki Kolektor).

Cyborgi, bogowie, księżniczki, czarodzieje, ninja, mistrzowie kung-fu i nawet cowboy – możemy odtworzyć zabawy wszystkimi figurkami, które miało się w szafie. Ja najwięcej czasu spędziłem ze Skarlet, Kotal Kahnem, Nightwolfem i Jax’em.

Nowa jest też oprawa graficzna i zasady walki. Ta pierwsza miażdży lepiej niż niejeden cios – to najładniejsza odsłona gry, która jeszcze zyska na potężniejszych konsolach. Plansze do bitki są szczegółowe i pełne atrakcji, a postacie wizualnie stają się bardzo realistyczne. Każdego bohatera możemy wystroić jak lalkę z ogromnej puli stale poszerzanych opcji kosmetycznych. Pojedynki dublują się jako pokaz mody, gdzie modele i modelki próbują sobie nawzajem łamać kończyny. A stroje należy pochwalić nie tylko za ilość, ale i za jakość. Niektórym wojownikom zafundowano kompletny lifting i wyglądają lepiej niż kiedykolwiek. Taka Sheeva w końcu pozbyła się bikini Borata na rzecz strojów godnych królowej rasy shokan. Wokalnie bohaterowie również trzymają poziom, aktorów dobrano starannie. Wśród fanów zasłużoną opinię za najlepszy występ zbiera nasza rodaczka, Beata Poźniak Daniels, która użycza fantastycznego głosu hemomantce Skarlet.

Jedna z nowych zasad: jeśli spełnisz wymagania do określonych ciosów, zadadzą „Crushing blow” – jednorazowo na walkę zwiększą zadawane obrażenia.

Sama bijatyka znacznie zmieniła tempo – jest wolniejsza w porównaniu do poprzednich odsłon, ale dużo bardziej taktyczna. Precyzja i znajomość ciosów są kluczem do zwycięstwa, zapomnij o widowiskowym naparzaniu w przyciski. Jeśli liczysz na efekciarstwo i szczęście, to przegrywasz. Już samouczek stawia poprzeczkę wysoko, za to rzetelnie opisuje podstawową mechanikę gry i oswaja gracza z typowymi terminami mordobić oraz uczy niuansów, jak branie pod uwagę szybkości animacji ataku. Pozwala też zapoznać się z każdą dostępną postacią i potrenować z SI, a dzięki rozbudowanej liczbie opcji dopasować kukłę treningową do pełni naszych potrzeb. Warto potrenować trochę czasu, żeby się rozkręcić.

Gore, gore, szabadabada amore!

Paski zasobów podzielono między obronę i ofensywę, z kolei mechanikę „X-ray” z poprzedniej części zastępuje teraz specjalny atak „Fatal Blow”. Przy niskim poziomie zdrowia możemy go aktywować, odpalając długą animację, która dewastuje pasek życia przeciwnika i poniewiera nim wizualnie. Chciałbym, żeby dało się przyśpieszyć to widowisko, bo z tego ataku korzysta się regularnie, a oglądanie w kółko tych samych sekwencji szybko traci urok. Wreszcie dla każdej z postaci zostawiono sloty na alternatywne ataki, tworzące tzw. warianty. W rozgrywkach sieciowych są dopuszczalne tylko trzy z góry ustalone kombinacje.

Wieże czasu – można w nich wykorzystywać dodatkowe używki, dające podczas walki leczenie albo wzywające wsparcie innej postaci. Nagrody za pokonywanie wyzwań to min. dodatkowe animacje, odblokowanie finiszerów, skórki… czy więcej jednorazowych przedmiotów.

Dopiero pisząc recenzję, zyskałem perspektywę, jaka z Mortal Kombat 11 studnia bez dna. Duża pula fajterów, rozbudowane mechaniki, masa atrakcji zarówno online, jak i dla samotników. Odpalając grę, człowiek nie wie, od czego najpierw zacząć. Znajdziemy i typowe wieże do zabawy à la arcade, ale i wyspecjalizowane, służące do zdobywania kosmetycznych bajerów albo do pokonywania ciekawych wyzwań (np. wyjątkowo silny przeciwnik, którego zwalcza się przy wsparciu innych graczy). Jakby tego było mało MK11 to gra-usługa i twórcy ciągle potęgują atrakcje, np. unikatowe skórki za granie w sezonach rozgrywek sieciowych. W przyszłości nie są też wykluczone kolejne dodatki z postaciami czy nowe wątki fabularne, aby przedłużyć grze życie na maszynach dziewiątej generacji.

Jako NPC w kampanii powracają Cyrax i Sektor. Aż szkoda, że tylko oni, czekam aż klasyczne bijatyki zaczną wykorzystywać częściej bohaterów niezależnych i pozwolą nam lać hordy minionów. Pooglądamy za to bardzo widowiskowe sceny w kampaniach.

Obecnie dwie kampanie starczą na osiem-dziesięć godzin zabawy. Shinnoka pokonano i rozstrzygnięto wojnę domową w Outworld, tymczasem na arenę zdarzeń wkracza tytanka Kronika, architekt czasu. Łotr z poprzedniej części okazuje się jej synem, a jego klęska nie pasuje do planów potężnej mamusi. Przedwieczna postanawia więc złamać zasady i naprostować historię wedle własnego widzimisię. Przeszłość miesza się z przyszłością, postacie wstają z martwych i zmieniają strony konfliktu: fabularna wolna amerykanka. Wisienką na torcie jest scenariusz Następstwa, kontynuujący główny wątek. Pierwsze skrzypce gra w nim przebiegły Shang Tsung, twarzy i głosu użyczył mu Cary-Hiroyuki Tagawa, który wcielał się już w złoczyńcę w filmie z 1995 roku. Czarnoksiężnik dominuje każdą scenę dzięki świetnej grze aktorskiej i solidnej dawce czarnego humoru.

Dla samego Shang Tsunga warto zapoznać się z fabułą Następstw.

Kontrowersyjna Mileena

W kampanii nie ujrzymy jedynie (oprócz gości) dwóch świeżo wydanych postaci: Raina i Mileeny. Oboje są dynamiczni, zrealizowani bardzo kreatywnie i urozmaicają pulę wojowników, byli długo wyczekiwani przez wiernych fanów. Nawet zbyt wiernych. Zdeformowana bliźniaczka Kitany zdobyła taką popularność po MK X (w której zginęła), że pewna głośna część fandomu domagała się jej powrotu od pierwszych zapowiedzi jedenastki. Motyw podróży w czasie tylko dodawał zagorzalcom wigoru, dochodziło wręcz do nękania prywatnych kont Eda Boona, autora serii. W grze Mileena, odnosząc się do tych wydarzeń, rzuca tekstem, że „milion dusz jęczało o jej powrót”.

Mlem!

W przerwie między meczami z przyjemnością zwiedzałem Kryptę. W minigrze eksplorujemy lokacje znane z klasycznego filmu czy poprzednich osłon, a oprócz podróży po wspomnieniach służy ona do odblokowywania elementów kosmetycznych, stanowiąc obok wież główne źródło tychże. Mamy do tego trzy różne waluty – niestety grind nie zniknął, ale jest też mniej nachalny niż w poprzednich produkcjach NetherRealms. Po długiej serii rozgrywek online albo w wieże każdy gracz powinien mieć przyzwoitą pulę zasobów do plądrowania Krypty. Nawet jeśli komuś nie zależy na ozdóbkach, wciąż polecam chociaż raz odwiedzić to miejsce, choćby dla samej nostalgii.

Przyznaję się – przy całej mojej niechęci do gościnnych postaci, nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdy postawiłem tych dwóch przeciw sobie.

Ta zaś to siła potężniejsza niż podróże w czasie, a dowodem tego jest pięć postaci gościnnych. Trudno mnie zaliczyć do fanów tego typu atrakcji w bijatykach. Zawsze, gdy w puli wojowników widzę ikonę popkultury, mam gorzkie poczucie, że na tym miejscu mogłaby się znaleźć brakująca (jak Reptile, którego w tej części nie uświadczymy) kultowa postać z serii. W MK 11 pojawia się piątka z innej bajki: Joker, Rambo, Robocop, Spawn i Terminator. I są ekstra! Duża w tym zasługa dopracowania ich bardziej niż całej reszty bohaterów – Warner Bros doi swoje licencje do ostatniej kropli nostalgii. Od charakterystycznych ataków, przez odzywki i finiszery, które momentami nawet rekonstruują kultowe sceny z filmów bądź komiksów. Intertekstualność pełną gębą, a w dodatku przy użyciu gwiazd. NetherRealms zaszalało z budżetem, tak więc Spawn przemawia głosem swojego aktora z filmu animowanego, Rambo i Robo mają twarze i głosy własnych odtwórców, a T-800 wygląda jak Arnold (głosu, niestety, nie użyczył). W dodatku oba cyborgi cieszą oczy unikatowo wyglądającymi szkieletami, a Joker wspomina wydarzenia z Injustice. Fani są wprost rozpieszczani.

Koteł Kahn.

Zmierzając do końca, wypada wspomnieć o elementarnych w serii finiszerach. Fatality, tak przesadzone, że zabawne, dostępne są w ilości dwóch na postać (plus Fatality areny), a dodatek Aftermatch przywrócił serdeczne Friendship’y. Możemy też przeciwnikowi okazać litość i oddać ułamek zdrowia dla szansy rewanżu (tzw. Mercy). Prawdziwym czarnym koniem jest za to mechanika Brutality. Starsi fani mogą pamiętać sekwencje, gdzie zwycięzca szybko naparzał przegranego, a ekran zalewały hektolitry krwi oraz worki kości. Teraz Brutality to unikatowe zakończenie rozmaitych ciosów, ale by je osiągnąć, trzeba spełnić określone wymagania (np. wykończyć przeciwnika trzema rzutami z rzędu). Oprócz tych jawnych i możliwych do odblokowania w znajdźkach Krypty gra zawiera ukryte sekwencje, a znalezienie nowej zapewnia sporo radości. Niektóre są rozbudowane na poziomie porównywalnym do Fatality. Nie zdziwię się, jeśli w MK12 klasyczne finiszery zupełnie ustąpią tej mechanice.

Nie jest łatwo je wykonać, ale gdy się udają dają więcej satysfakcji niż ograne Fatality.

Czy od czegoś zabolał mnie gluteus maximus? Ano. Wspomniane już powtarzające się animacje Fatal Blow i wąska pula Fatality. Brakuje mi przewijania ekranu zwycięstwa. Trzeba też czekać, aż po każdej walce gra nieśpiesznie podliczy zdobytą walutę, co frustruje przy dłuższych rozgrywkach. Tak samo po pewnym czasie może dokuczać grind i losowość Krypty, gdy komuś zależy na odblokowaniu jakiegoś konkretnego elementu stroju albo animacji. Mam też uwagi do muzyki – jak na poziom produkcji, jest jedynie „ok” i stanowi zwyczajne tło, bez większego polotu. Zabrakło mi tu pazurów. Te wady to jednak wciąż drobiazgi, które można zbyć machnięciem ręki.

Wykonuję ostatnie dramatyczne, silne uderzenia w klawisze… i kończąc recenzję, mógłbym rozrzucić konfetti oraz wypuścić baloniki, układające się w napis „Friendship”. Mortal Kombat 11: Ultimate to świetna, acz wymagająca bijatyka z mnogością opcji zabawy i szalenie dobrą szatą graficzną. Mimo bycia grą-usługą nie rzuca się bezczelnie do portfela, mając przy tym dobrą cenę w stosunku do pękatej zawartości. Wymarzona dla miłośników mordobić, którzy chcieliby mieć krwawą grę na nową konsolę. A jeśli ktoś wcześniej zwlekał z sięgnięciem po serię, to z tym pakietem nie ma już wymówek. Ultimate jest praktycznie wyłącznie dla takich osób, a wierni od premiery fani mogą westchnąć z żalem i zastanowić się czy wciąż warto brać poszczególne DLC, kiedy wychodzą, czy może poczekać do kolejnej zbiorczej edycji.

Friendship Skarlet nawiązuje do zawodu Beaty Poźniak, która jest artystką.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Mortal Kombat 11: Ultimate
Wydawca: Warner Bros. Interactive Entertainment
Producent: NetherRealm Studios, Shiver Entertainment, QLOC, Shiver
Data premiery: 23.04.2019 (Mortal Kombat 11), 17.11.2020 (MK 11: Ultimate)
Platformy: Google Stadia, Nintendo Switch, PC, PS4, PS5, XONE, XSX|S
Recenzowany egzemplarz: PS4

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Sebastian "Kerberos" Luc-Lepianka
Sebastian "Kerberos" Luc-Lepianka
Pod obliczami maski trifaccia kryje się student dziennikarstwa, dumny koci tata, a także pasjonat mitologii greckiej oraz wielu aspektów popkultury. Jak Cerber strzegę swojej kolekcji gier, książek, komiksów, figurek Transformersów i Power Rangers. Kiedy tylko jest szansa, oddaję się urban exploringowi z ekipą Pniak, po drodze próbując głaskać uliczne sierściuchy. Najczęściej gram z padem lub kostkami w garści. Piszę, słuchając muzyki ze starą duszą, a kawałek serca bije w Wenecji.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + 37 postaci z mnogością opcji<br /> + świetnie dopracowane gościnne występy<br /> + dwie rozrywkowe kampanie<br /> + dużo atrakcji do mordobicia solo i w towarzystwie<br /> + rozbudowany system walki<br /> + przyjemna w zwiedzaniu Krypta<br /> + świetna edycja dla nowych graczy albo na nowe konsole<br /> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – grind jest konieczny, gdy chce się urozmaicić postać<br /> – muzyka mogłaby być lepsza <br /> – brak przewijania animacji Fatal Blow i ekranu zwycięstwa<br /> – moje wyrazy współczucia, jeśli ktoś kupuje dodatki od początku<br /> Nostalgiczne urywanie gluteusa maximusa. Recenzja gry Mortal Kombat 11: Ultimate
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki