SIEĆ NERDHEIM:

Naleśniki z urokiem. Recenzja gry Helltaker

KorektaJustin
Helltaker – okładka gry

Budzisz się jednego dnia z marzeniem. Nie jest łatwe do zrealizowania, ale w jego imieniu postanawiasz rzucić wyzwanie piekłu. W przeciwieństwie do innego bohatera gier, który sieje popłoch wśród demonów, ty udajesz się tam, by zabrać je na randkę.

Helltaker to ręcznie rysowany w 2D indyk, za całość produkcji (nie licząc oprawy muzycznej) odpowiedzialny jest jeden człowiek: Vanripper aka Łukasz Piskorz. To jego pierwsza samodzielna gra, w dodatku dostępna za darmo na Steam. Projekt jest nieduży, ktoś jest obeznany z grami rytmicznymi poradzi sobie w dwadzieścia minut.

Zamknięte restauracje i dyskoteki… w poszukiwaniu walentynki pozostaje tylko piekło.

Tytułowy Helltaker jest mięśniakiem rodem z lat 90., który, wzorem protagonistów z romansideł anime, chce wypełnić swoją posiadłość atrakcyjnymi diablicami. Dlatego sobie znanymi metodami rusza prosto do piekła. Miejsce to stereotypowo wypełniają ogień, siarka i kamienie, a w dodatku jest ono korporacją zarządzaną przez szkieletory i kobiety w szykownych garniturach. W swojej romantycznej misji Helltaker przesuwa głazy, bije wspomniane kościeje i przekracza pułapki, a z każdym ruchem zużywa część siły woli z ograniczonej puli. Kiedy ta się wyczerpuje, poziom jest resetowany. By wygrać, trzeba odnaleźć dziewczynę przez wykonanie odpowiedniej kombinacji ruchów. Gameplay jest prosty, gra jest rzeczywiście maleńka, acz mimo to autorowi udało się wypełnić ją przyjemnymi drobiazgami, a nawet zmieścić sekret i alternatywne zakończenia.

Rozgrywka nie narzuca żadnej presji czasowej i pozwala wręcz ominąć puzzle, jeśli komuś zależy na dialogach i uroczych dziewczynach. Zagadki nie są specjalnie trudne, nawet dla osoby nigdy wcześniej nie próbującej tego typu gier. Wyzwaniem jest dopiero ostatni etap, który zmienia zasady rozgrywki na bardziej zręcznościowe i podnosi poprzeczkę. Finałowe starcie można również skrócić (potrafi zabrać drugie tyle czasu, co reszta gry), ale traci się wtedy dialogi pomiędzy etapami. Całości rozgrywki towarzyszy rytmiczna muzyka (wykonawca: Mittsies), do której kiwają się animowane figurki postaci na planszy. Wszystkie kwestie podawane są wyłącznie po angielsku, ale autor umieścił na Steam instrukcję do tworzenia fanowskich tłumaczeń.

Róż brak, kolców dostatek.

Zajmijmy się teraz Belzebubem w salonie. W zależności od oczekiwań odbiorcy co do elementów romantycznych gra może przyjemnie zaskoczyć albo gorzko rozczarować. Fanservice ograniczono do minimum – w zasadzie skoncentrowany został na Judgement, która stylistycznie odbiega się od reszty i pełni funkcję końcowego bossa. W grze temat budowania haremu jest tylko pretekstem, na pierwszy plan wysuwają się wyraziste charaktery dziewczyn – mają paskudne przywary, bywają złośliwe (a czasem wręcz mordercze), za to nadrabiają urokiem osobistym. Sprawiają wrażenie osób, z którymi fantastycznie byłoby wyskoczyć nawet na zwykły spacer. Pomysły na diablice nie są może wybitnie oryginalne, ale ostra, żywa kreska Vanrippera oraz kwieciste osobowości postaci bardzo dobrze ze sobą współgrają w konwencji anime.

Malina ma swojskie imię, ale jej polskie korzenie bardziej poznałem po piekielnej miłości do Heroes of Might and Magic 3

W czasie rozmów (stylizowanych na visual novel) padają seksualne sugestie, na obrazkach widać czasem kawałek rysunkowej piersi, ale dużo ciekawsze są nostalgiczne wspominki o Heroes 3 albo wspólne smażenie naleśników. Jest tu więcej miejsca na sympatyczne spędzanie czasu i fajne towarzystwo. Bardziej pikantne opcje dialogowe kończą się dla bohatera źle. Trochę jak flirty Johnnego Bravo. Swoją drogą mam przeczucie, że gdyby ów muskularny blondas spotkał się z Helltakerem, dogadaliby się z miejsca.

Ciężko jest powiedzieć coś więcej bez spojlerowania wszystkich smaczków, gra jest po prostu krótka. To miło i lekko spędzony czas z sympatycznymi postaciami oraz zdrową dawką humoru. Same puzzle są przyjemnym zabijaczem czasu, jeśli macie wolne pół godziny. Gdy komuś po samym Helltakerze będzie za mało, autor oferuje również płatną zawartość do pobrania z artbookiem oraz przepisem na naleśniki w formie komiksu (można akurat przyrządzić sympatii na Walentynki). Te bonusy można też odblokować przez znalezienie sekretu w grze, więc płacenie za nie jest opcjonalne. Na twitterze Vanrippera pojawiają się również małe paski komiksowe z bohaterami (polecam), rozwijające dwa zakończenia.

Trafił swój na swego.

I nie, smażenie naleśników to nie eufemizm. Są faktycznie pyszne.


SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Helltaker
Wydawca: Vanripper
Producent: Vanripper
Data premiery 11.05.2020
Platformy: PC
Recenzowany egzemplarz: PC

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Sebastian "Kerberos" Luc-Lepianka
Sebastian "Kerberos" Luc-Lepianka
Pod obliczami maski trifaccia kryje się student dziennikarstwa, dumny koci tata, a także pasjonat mitologii greckiej oraz wielu aspektów popkultury. Jak Cerber strzegę swojej kolekcji gier, książek, komiksów, figurek Transformersów i Power Rangers. Kiedy tylko jest szansa, oddaję się urban exploringowi z ekipą Pniak, po drodze próbując głaskać uliczne sierściuchy. Najczęściej gram z padem lub kostkami w garści. Piszę, słuchając muzyki ze starą duszą, a kawałek serca bije w Wenecji.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + przesympatyczne postacie<br /> + humor<br /> + muzyka do potupania<br /> + można przeskakiwać zagadki<br /> + darmowy zabijacz czasu<br /> + przepis na naleśniki<br /> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – mało!<br />Naleśniki z urokiem. Recenzja gry Helltaker
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki