SIEĆ NERDHEIM:

Niezwykle seksowna wiedźma kopie tyłki wrogom. Recenzja gry Bayonetta

Tytułowa wiedźma na okładce
Tytułowa wiedźma na okładce

Bayonetta to tytuł, który zawitał wpierw na konsole. Tam w 2009 roku zawojował rynek slasherów. Zarówno recenzenci, jak i gracze w zdecydowanej większości piali z zachwytu nad grą, a ja tylko mogłem zaciskać zęby, niecierpliwie czekając, aż gra ukaże się w wersji na dostępną mi platformę, czyli poczciwego PC-ta. Moje liczne modły zostały nareszcie wysłuchane w 2017 roku. Praktycznie w dniu premiery dokonałem zakupu i gra zagościła na stałe w mojej bibliotece platformy Valve. Czy zachwyty nad nią były słuszne? Jeszcze jak! Otwarcie mogę powiedzieć, że Bayonetta wciągnęła mnie absolutnie i ostatecznie jest to produkt bliski ideału.

Pierwszy poważniejszy przeciwnik w grze.
Pierwszy poważniejszy przeciwnik w grze.

Zacznijmy może od stwierdzenia, że gra w każdym swoim aspekcie jest przesycona japońską stylistyką. Można ją określić jako krzykliwą, kolorową i abstrakcyjną. Dodatkowo tak odmienne projekty przeciwników mogły wyjść tylko spod ręki grafików z Kraju Wschodzącego Słońca. Kto nie jest otwarty na takie doznania, może sobie grę od razu odpuścić. Mnie to nie przeszkadzało. Ogólnie rzecz biorąc, Bayonetta wizualnie dostarcza przepięknych doznań oraz bogatych w detale widoków wraz z modelami adwersarzy czy też postaci. Wiele razy zatrzymywałem się w różnych lokacjach po prostu w celu ich podziwiania. Do tego są one zróżnicowane: mamy miasto w niebie czy też czyśćcu, autostradę, wieżowiec… przykłady można mnożyć. Nie zapominajmy także o efektach naszych ciosów, strzałów czy akrobatycznych wygibasów, gdzie też mamy do czynienia z szeroką cieszącą oczy paletą barw. Animacje są bardzo płynne oraz czytelne, zwłaszcza te dotyczące tytułowej bohaterki dopracowano do granic możliwości. Cutscenki, które występują tutaj często i gęsto, również nie zawodzą. Wprawdzie  te robione na modłę starego kina lekko irytują, ale ten stan na szczęście szybko mija.

Muzycznie jest znakomicie. Remix piosenki Fly me to the Moon Franka Sinatry , w której twórcy ewidentnie się zakochali (i to na zabój), jest zrobiony pieczołowicie oraz efektownie. Przez to, że świetnie się sprawdza jako tło do ciągłych potyczek, towarzyszy nam właściwie non stop. Co ważne, ta powtarzalność w ogóle nie przeszkadza. Oczywiście nie jest to jedyny utwór wykorzystany w grze, pojawiają się też inne. One również spełniają swoją funkcję, wprowadzając odpowiedni nastrój. Dźwięki naszych ataków, broni czy odgłosy przeciwników też prezentują wysoki poziom, nie mogę się do nich przyczepić. Voice acting, zwłaszcza głównej bohaterki, jest solidny, może nie ma się czym zachwycać, ale narzekać na co też specjalnie nie ma. Pozostali bohaterowie to również kawał dobrej roboty w tym konkretnym aspekcie.

Satysfakcjonujący Torture Attack kończący jednego z przeciwników.
Satysfakcjonujący Torture Attack kończący jednego z przeciwników.

Mechanika Bayonetty może być wymagająca dla stawiających pierwsze kroki w tym gatunku. Gra jest niesamowicie szybka, wymaga natychmiastowych reakcji czy decyzji. Mamy wiele rodzajów broni palnej, która jest montowana przy szpilkach naszej bohaterki (tudzież trzymana w rękach, jeśli tak zdecydujemy), ale zamiast strzelb lub pistoletów w dłoniach lepiej umieścić broń do walki wręcz, jak na przykład katanę. Starcia to natychmiastowy zastrzyk adrenaliny. Trzeba się w tym wszystkim szybko połapać, bo jeśli nie, to zapłacimy za to wysoką cenę. Sporą atrakcją jest tryb Witch Time (moc naszej wiedźmy), który powoduje zatrzymanie czasu, przez co mamy możliwość swobodnego wyprowadzenia ciosów. Do jego aktywacji potrzebne jest wykonanie uniku w ostatnim możliwym momencie. Mamy jeszcze coś o nazwie Torture Attack, czyli finisher (atak na wykończenie wroga), aktywowany gdy unikniemy kilku ataków i dodatkowo kilka razy z rzędu skutecznie uderzymy przeciwnika. Do zniszczenia szczególnie silnych oponentów nasza bohaterka przyzywa demony, które najczęściej efektownie rozrywają go na strzępy tudzież miażdżą.

Efektowne przyzwanie demona
Efektowne przyzwanie demona

Jak widać, narzędzi destrukcji mamy sporo. Każdy pokonany przeciwnik wyrzuca z siebie aureole. Kolejne rozdziały oraz walki są też oceniane (od brązowego trofeum do czystej platyny). Im wyższa ocena, tym  bardziej lub mniej, w zależności od naszej efektywności, zwiększa się dostępny zasób nagród; tak czy siak, jakieś aureole do nas trafiają. Mamy też szansę na dodatkowe święte pierścienie, jeśli będziemy skuteczni w minigierce, która występuje między rozdziałami. Polega ona na zestrzeliwaniu mniejszych tudzież większych aniołów. Do dyspozycji jest tylko kilka pocisków, więc trzeba nimi oszczędnie dysponować. Stanowią one środek płatniczy (można je od razu wydać lub zachomikować)  potrzebny do zakupu różnych artefaktów, technik czy kosmetycznych rzeczy w postaci elementów stroju. Kolejną opcją jest także zakup  lizaków, które natychmiastowo nas uleczą o pewną określoną wartość, nałożą tarczę wchłaniającą obrażenia bądź zwiększą siłę naszych ciosów. Bronie natomiast odblokowujemy, zbierając całe lub pokawałkowane płyty winylowe. Arsenał zabawek jest naprawdę spory.

Szybko wspomnę jeszcze o sprawie ważnej dla graczy używających klawiatury i myszki. Ja w ten sposób przeszedłem grę bezproblemowo, naprawdę wszystko da się wygodnie ustawić. Nie ma potrzeby wykręcania sobie palców czy nadwyrężania stawów, aby dotrzeć do najlepszych kombinacji. Zatem nie musicie się bać, że nie dacie sobie rady bez dodatkowego akcesorium w postaci pada. Możecie spać spokojnie.

Jedna z najpiękniejszych lokacji w grze
Jedna z najpiękniejszych lokacji w grze

Jeśli chodzi o fabułę, to jest ona niesamowicie zakręcona, pełna różnych retrospekcji sprzed pięciuset lat, wizji przyszłości, dialogów, które początkowo mogą zdawać się nie mieć zbyt wielkiego sensu. Niestety dość łatwo się w tym wszystkim pogubić, ale ostatecznie, gdy już się wszystko rozgryzie, to całość daje radę. Co ciekawe, historia jest osadzona w wierzeniach chrześcijańskich. Mamy tu konflikt między piekłem a niebem ze wsadzonym jeszcze w to wszystko czyśćcem. Ewidentnie japońskie projekty postaci występują na tle wydarzeń inspirowanych wierzeniami zachodnimi. Tworzy to niezwykle intrygującą mieszankę. Protagonistka  sama w sobie jest ciekawa przez swoją osobowość i chce się ją oglądać. Z postaci pobocznych, które zwróciły moją uwagę, chcę wyróżnić  Jeanne, czyli przyjaciółkę naszej bohaterki. Niespodziewanie wkracza ona na arenę wydarzeń i przez długi czas możemy się tylko domyślać, kim ona właściwie jest. Kolejne warstwy tajemnicy odsłaniają się wraz z rozwojem akcji, a całą prawdę poznajemy dopiero w epilogu. Zdaje się być ona podobna z charakteru do Bayonetty, w związku z tym ją też obdarzyłem swoją sympatią, a ta cała aura niewiedzy, której jest środkiem i powodem, tylko dodała jej uroku. Reszta postaci, które się pojawiają, jest dość sztampowa, ale to mi jakoś szczególnie nie przeszkadzało. Fabuła, jak by nie patrzeć, pełni tu jednak rolę poboczną. Mimo wszystko głównym celem rozgrywki jest jednak frajda z masakrowania bossów i watah przeciwników. Wracając jednak do meritum – spośród elementów istotnych dla opowieści mogę jeszcze wymienić pewną dziewczynkę, która pojawia się mniej więcej w połowie gry, ale jej tajemnicę musicie odkryć sami.

Jest jeden aspekt, o którym muszę wspomnieć, mianowicie erotyzm głównej bohaterki, który jest akcentowany właściwie na każdym kroku. Cutscenki są pełne zbliżeń na nogi, pośladki czy dekolt. Podczas przyzywania demonów protagonistka „ściąga” z siebie kostium, złożony notabene z jej własnych włosów, które następnie rozwijają się w piekielne istoty. Oczywiście newralgiczne partie ciała Bayonetty są zawsze zasłonięte. Do tego wszystkiego momentami dochodzi przepełniony erotyzmem voiceacting czy fiksacje oralne z kompulsywnym trzymaniem lizaka w buzi. Ruchy jej nóg czy przybierane pozy też nie są do końca niewinne. Twórcy, przesycając grę takimi elementami, tworzą swego rodzaju manifest. Tak, nasza bohaterka jest mega seksowna, jesteśmy tego świadomi, nikt nam nie zabroni wykorzystywać tego w grze do granic możliwości. Podoba mi się ta swoboda twórcza.

Kolejne ładne miejsce
Kolejne ładne miejsce

Muszę za to Bayonetcie  wytknąć jedną rzecz, która notorycznie pojawia się w grach z gatunku slasherów, zwłaszcza produkowanych w Azji, czyli coś, co osobiście nazywam recyklingiem bossów. Jest to dla mnie niezwykle irytujący proceder, który polega na ponownym wykorzystaniu tego samego bossa, tylko na przykład w innym środowisku czy do jego pokonania potrzeba innych narzędzi. Wolałbym, żeby to zjawisko w ogóle nie występowało (Devil may Cry 4 w ogóle zastosował je na potęgę). Czy naprawdę tak trudno zaprojektować coś nowego? Ostatecznie można po prostu zrezygnować z tej walki. Wiadomo, że gra będzie przez to krótsza, ale może ciekawsza.

Z kolei dużą zaletą Bayonetty jest niebanalne poczucie humoru. Znajdziemy tutaj sporo różnych gagów mających na celu – z bardzo dobrym skutkiem –rozśmieszenie nas (przede wszystkim w cutscenkach). Gra często puszcza do gracza oko, z autoironią traktując chociażby wspomniany wcześniej erotyzm. Nie sposób nie lubić za to „Platinum Games”. Cały ten aspekt jest niewymuszony, śmiech przychodzi naturalnie. Ma się wrażenie, że twórcy, pracując nad Bayonettą, sami nieźle się bawili.

Jeden z przyzwanych demonów
Jeden z przyzwanych demonów

Czy ta gra ma jeszcze jakiejś wady poza wymienionymi? Ostatecznie można się czepiać niespecjalnie ambitnej, za to nadmiernie zagmatwanej fabuły czy też faktu, że Bayonetta dla odblokowania wszystkich możliwości zmusza gracza do tak zwanego grindu (wielokrotnego powtarzania pewnych czynności tylko po to, aby uzbierać potrzebną ilość jakiegoś surowiec czy  punkty doświadczenia) i to w niemałej dawce. Można również wytknąć buga ze sterowaniem (na starcie gry czysta karta, którą od początku sami uzupełniamy definiując klawisze), ale są to małe rzeczy, które nie mają większego znaczenia w ogólnym rozrachunku. Mamy ciekawą, piękną główną bohaterkę, świetnie zaprojektowanych przeciwników, cudne otoczenie, dużo możliwości robienia rozwałki, widowiskowe techniki. Czy trzeba czegoś więcej? Myślę, że w tym konkretnym gatunku gier – nie. Poza tym nikt nas nie zmusza do odblokowywania wszystkiego lub testowania nowych technik. Jest to całkowicie opcjonalne. Ja przykładowo całkowicie to pominąłem. Jeśli ktoś szuka szybkiego, szalonego slashera, to myślę, że obecnie nie znajdzie niczego lepszego.

SZCZEGÓŁY
Tytuł: Bayonetta
Platformy: X360,PS3,WiiU,PC,Switch,PS4,XONE
Producent: Platinum Games
Wydawca: SEGA
Data Premiery: 29.10.2009
Recenzowany egzemplarz: PC

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Niepoprawny optymista, do tego maniak fantastyki. Czyta i kupuje kompulsywnie wiele książek. Gra we wszelakie tytuły (przede wszystkim RPG, strategie, można tu też wymienić parę innych gatunków). Nie patrzy na datę wydania danego dzieła i pochłania wszystko, co ma na swej drodze. Przekroczył magiczną trzydziestkę. Po cichu liczy, że go ominie kryzys wieku średniego.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + dużo technik walki, duży wybór broni<br /> + witch time oraz torture attack<br /> +świetne animacje<br /> +piękne, wypełnione detalami lokacje<br /> +bardzo dobra muzyka<br /> + główna bohaterka i Jeanne<br /> + sporo dobrego humoru<br /> + wygodne sterowanie</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – dla niektórych japońska estetyka przeciwników<br /> – parę mniejszych bugów<br /> – fabuła mogłaby być bardziej przejrzysta i ambitna<br /> – lekko irytujące cutscenki na kinową modłę<br /> – dla ambitniejszych graczy masa grindu<br /> – recykling bossów<p> Niezwykle seksowna wiedźma kopie tyłki wrogom. Recenzja gry Bayonetta
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki