SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja gry Anna’s Quest

1

Recenzja napisana na podstawie wersji cyfrowej.

Liczyłam na wielką przygodę. Spakowałam plecak, zrobiłam kanapki, pożegnałam pluszowego pingwina i przekroczyłam próg z uśmiechem na ustach tylko po to, by tuż za nim rozczarować się dotkliwie. Przygoda zakończyła się bowiem prędzej, niż zdążyła się zacząć. Liczyłam, że najnowsze dziecko Daedalic Entertainment – Anna’s Quest – zachwyci mnie równie mocno, co jego starsze rodzeństwo. Niestety, marzenia i nadzieje nie przetrzymały zderzenia z rzeczywistością, rozpaćkując się malowniczo na ścianie.

Historia jest prosta i przewidywalna – mała dziewczynka żyje spokojnie z dziadkiem na odseparowanej od reszty świata farmie. Dziadek bardzo dba o to, żeby wyrosła na grzeczną młodą damę o dobrym sercu, nieskażoną złem czającym się za wielkim lasem, który odgradza od niego ich małą farmę. Niestety, pewnego dnia dziadek podupada na zdrowiu, a bohaterce nie pozostaje nic innego, jak podwinąć kiecę i ruszyć na poszukiwanie lekarstwa. Jednak, jak to bywa, nie wszystko idzie gładko, bowiem po drodze przyjdzie nam zetrzeć się z paskudnymi wiedźmami, znaleźć w zasadzie zbędnego przez większość gry towarzysza, trafić do więzienia itd. ,że by w końcu odkryć źródło choroby dziadka i wyleczyć go w wielce spektakularny sposób, prócz niego ratując masę ludzi i nie tylko. A, i są też nadprzyrodzone moce bohaterki, bo przecież bez nich to już żadna zabawa.

2

Na point’n’clicki poświęciłam wiele czasu w swoim życiu. Jest to moim zdaniem znacznie lepszy gatunek przygodówek, niż hidden object, który wkurza ciągłą koniecznością wyszukiwania bezsensownych śmieci z jeszcze większej góry śmieci. Na szczęście Anna’s Quest pod tym względem oszczędziła moje zszargane nerwy i obdarowała całkiem fajnymi zagadkami w starym dobrym stylu point’n’click. Choć z początku przy niektórych należało się nieźle nagłowić, to potem rozwiązanie okazywało się banalne. Wystarczyło niekiedy użyć telekinetycznych zdolności Anny bądź odpowiednio poprowadzić dialog, żeby zagadka rozwiązała się sama. Ot, przygodówkowa codzienność.

3

Jeżeli chodzi o samą bohaterkę i niegrywalne postaci – daję ogromnego minusa. Rozumiem, że małe dziewczynki żyjące w odosobnieniu z dziadkiem mogą być naiwne, ale, do diabła, są granice. Kiedy podejrzany barman sugeruje ci, żeby szukać czarodzieja w ciemnej uliczce albo jakaś stara, zramolała wiedźma mówi ci, że żąda potężnego grimuaru w zamian za funta kłaków wartą informację, to chyba każdemu myślącemu człowiekowi powinna się zapalić w głowie czerwona lampka. Podobnie równie irytująca jest postać wielce-zbędnego-towarzysza Bena – zaklętego pluszowego misia, który przez 95% gry boi się, nic nie wie i trzeba wszystko robić za niego. Gdyby była możliwość, zostawiłabym futrzaka w miejscu, w którym go znajdujemy, żeby nie podnosił nikomu ciśnienia swoją bezużytecznością. Reszta postaci prezentuje się różnie. Jedne są skraje durne (patrz: strażnicy królewscy), inne nadmiernie wyidealizowane (Królowa), a paradoksalnie najciekawszymi i najbardziej złożonymi okazują się te negatywne. Och, jakże okrojone i niesprawiedliwe okazują się historia i los Winfridy. Zmarnowano taki potencjał! A mógł być z tego kawał dobrej historii. Bez tego otrzymaliśmy opowieść pełną licznych nieścisłości, irytujących niedopowiedzeń i różnorako upośledzonych emocjonalnie bohaterów. Ponadto czytałam wiele recenzji zachwalających rzekomy humor Anna’s Quest. Dla mnie wypadał on w większości infantylnie i mało przekonująco. Przypomina słuchanie dowcipów na kiepskim kabarecie, podczas którego śmiejemy się głównie z grzeczności i żeby występującym nie było przykro.

4

Całą tę wpadkę z postaciami i dość nędznym humorem w miarę rekompensuje oprawa graficzna. Rysowane przygodówki mają ten specyficzny urok, który rozgrzewa nawet moje małe czarne serduszko. Tylko sami twórcy mogą dokładnie określić, ile czasu poświęcili na ożywienie świata 2D, żeby nabrał przy okazji kolorów, kształtów i duszy. Za to wykonanie wielki plus, choć momentami można odnieść wrażenie, że cała sceneria składa się głównie z najpotrzebniejszych elementów.

Co się zaś tyczy ścieżki dźwiękowej, tu także bez owacji. Choć niekiedy doskonale komponuje się z otoczeniem i wprowadza przyjemny klimat, tak momentami można odnieść wrażenie, jak gdyby ktoś na siłę wstawił jakieś naprędce przygotowane smęty, byle grało gdzieś w tle. Ot, zapychacz, żeby nie zostawić gracza w kompletnej ciszy, sam na sam z umierającym głosem protagonistki i jej pomrukującego towarzysza.

5

Oczywiście nie możemy być przecież okrutni i całkowicie skreślić tę krótką przygodę małej Anny. W grze znajdziemy wiele niezwykle smakowitych odniesień do baśni i legend. Sam tytuł – Anna’s Quest – odnosi się do wypraw rycerzy okrągłego stołu i nie tylko, zwanych w literaturze angielskiej właśnie questami. Oprócz tego nie raz uśmiechniemy się znajdując postaci znane z ukochanych baśni braci Grimm, np. muzykantów z Bremy, Babę Jagę, Kopciuszka czy Łabędziego Księcia. Wychwytywanie tych odniesień sprawiło mi nie lada przyjemność.

Mówiąc najoględniej, Anna’s Quest nie powaliło mnie na kolana. Większość gry spędziłam na rzucaniu złośliwych uwag na temat głupkowatych kartonowych postaci bądź jak najszybszym przełączaniu dialogów, żeby nie musieć już słuchać głosu protagonistki. A choć grafika i sympatyczne nawiązania do legend i baśni osłodziły nieco całą tę przeprawę, w ustach wciąż pozostał mi gorzki posmak. Jedno pytanie wciąż odbija mi się o wnętrze czaszki: kierowniku, to co z tą przygodą?

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji serdecznie dziękujemy wydawnictwu IQ Publishing

6

Ocena: 4/10

Plusy
+ śliczna grafika
+ fajne smaczki
+ zagadki
+ ciekawe postaci negatywne…

Minusy
– …które jednak zostały potraktowane strasznie po macoszemu
– irytująco naiwni i głupi bohaterowie
– przewidywalna, pełna nieścisłości fabuła
– krótka
– usypiające i nieprzekonywujące głosy
– cenę to chyba też wzięli z bajek
– miała potencjał, ale po drodze coś się skiepściło

Autor: Angi

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Julia „Angi” Świerczyńska
Julia „Angi” Świerczyńska
Z wykształcenia filolog, z fachu SEM, a prywatnie pingwin z chrapką na władzę nad światem. Chciałam zostać tłumaczem, ale po drodze urodziło się milion innych pomysłów i wyszło jak wyszło. Spektrum moich zainteresowań zdaje się nie mieć końca. Uwielbiam pisać opowiadania i poezję, czytać, grać w gry komputerowe. Fascynuje mnie mitologia, szeroko rozumiana metafizyka, sny i inne zjawiska niewytłumaczalne. Muzyki słucham dobrej; moja ścieżka dźwiękowa jest bardzo zróżnicowana i często skaczę z jednej melodycznej skrajności w drugą. Podobnie w życiu. Jestem albo paskudną, złośliwą bestią, albo uchylę nieba, lecz to zależy od humoru, temperatury, ciśnienia, nagromadzenia poszczególnych zjawisk atmosferycznych i meteorologicznych. W skrócie, nigdy nie wiesz, czy dostaniesz kwiatka, czy może kwiatkiem.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki