Bycie perfekcyjną nie jest wcale takie łatwe, wie o tym każda kobieta. Oczywistością jest, że im więcej rzeczy masz na głowie, tym trudniej im wszystkim podołać – praca, w której większość obowiązków scedowana jest na ciebie; dom, o który dbasz praktycznie sama, sprzątając, robiąc zakupy i gotując, a do tego dwójka dzieci, które musisz zawieźć do szkoły, a potem z niej odebrać, by dowieźć je na przeróżne zajęcia dodatkowe, a potem jeszcze odrobić z nimi lekcje, wziąć udział w kiermaszu wypieków, pojawić się na zebraniach rodziców, a na dodatek czasem wypada też znaleźć czas na bycie idealną kochanką dla swojego małżonka. Bycie matką to nie bułka z masłem, a ciężki kawałek chleba, zwłaszcza gdy za męża masz kogoś, kto zachowuje się raczej jak trzecie dziecko, a nie jak partner z prawdziwego zdarzenia – pomagający, wspierający, wyręczający w niektórych obowiązkach. Na pierwszy rzut oka brzmi jak tragedia życia codziennego, z której nie sposób zrobić dobrej komedii – nic bardziej mylnego! Właśnie ten temat na warsztat wzięli twórcy Kac Vegas – Jon Lucas i Scott Moore – udowadniając nam, że wszędzie znajdą coś, co rozbawi widzów zgromadzonych na sali kinowej, wywołując u nich niepohamowane salwy śmiechu i wesołość utrzymującą się jeszcze jakiś czas po seansie. Jeśli więc szukacie lekkiego filmu, na którym będziecie chcieli się zrelaksować i odsapnąć od nawału codziennych obowiązków, to szczerze polecam tę właśnie produkcję, i to nie tylko kobietom.
Złe mamuśki to typowa amerykańska komedia – nie odbiega schematem od tego, co już wielokrotnie widzieliśmy na ekranach kin, nie jest to jednak zarzut pod adresem filmu, ten bowiem nie cierpi na tym w żaden sposób. Życie głównej bohaterki – Amy Mitchell (w tej roli, znana z komedii To tylko seks, Mila Kunis) – doskonale wpisuje się w kierat, który opisałam na samym początku. Nadmiar obowiązków i brak wolnego czasu skutkują tym, że Amy zawsze i wszędzie jest spóźniona, wiecznie zestresowana i sfrustrowana, a nerwy puszczają jej przynajmniej raz dziennie, wtedy zaś obwinia się o bycie najgorszą matką na świecie i daje upust emocjom, płacząc w samochodzie. Nic więc dziwnego, że po odkryciu internetowego romansu swojego małżonka i przeżyciu dnia, w którym wszystko sprzymierza się przeciwko niej, nie wytrzymuje i postanawia wyzwolić się z tego błędnego koła, w którym im bardziej się stara, tym bardziej nic jej nie wychodzi. Z odsieczą przychodzą jej dwie inne matki – również mające po dziurki w nosie dążenia do perfekcji, czego wymagają od nich zapięte pod szyje paniusie z komitetu rodzicielskiego. Jednak nie tak łatwo wypowiedzieć wojnę komuś, kto od sześciu lat trzęsie szkołą, wykorzystując do tego swoją pozycję i niemal zastraszając pozostałe matki, nie mające dość odwagi potrzebnej do przeciwstawienia się tyranii doskonałości. Starcie to nie będzie jednak łatwe – w ruch pójdzie broń najcięższego kalibru, uderzająca nie tylko w Amy, ale również w jej dzieci, których ta postanowi bronić jak lwica.
Jak sami widzicie, scenariusz nie jest wcale szczególnie oryginalny, a to samo można powiedzieć o głównych bohaterkach – z jednej strony wiecznie przepracowane matki, z których każda wpisuje się w inny model zachowania, mamy więc: łączącą wychowanie dzieci i pracę Amy, samotnie wychowującą syna, wyzwoloną Carlę (w tej roli Kathryn Hahn, znana z filmu Zupełnie jak miłość) oraz kurę domową, podporządkowaną mężowi i dzieciom Kiki (w którą wciela się, grająca w produkcji Chłopaki też płaczą, Kristen Bell), z drugiej zaś perfekcyjne matki pod przywództwem Gwendolyn (Christina Applegate, zapewne kojarzoną przez wielu z roli Kelly Bundy w serialu Świat według Bundych) i dwóch innych przyklaskujących jej na każdym kroku kobiet. Wszystko to daje ciekawą mieszankę charakterów i osobowości, których spotkania dają niesamowity pretekst do radosnych wybuchów śmiechu, rozbawiając publiczność. Wszystkie bohaterki są przerysowane, nie są jednak przez to mniej zabawne – ich losy ogląda się z zaangażowaniem, ani przez chwilę nie nudząc się. Całkiem dobre żarty sytuacyjne i gagi sprawiają, że film stanowi doskonałą rozrywkę dla wszystkich, balansując przy tym na granicy dobrego smaku, nie przekraczając jej jednak. Wbrew pozorom, nie jest bowiem adresowany wyłącznie do kobiet i matek. Jak większość komedii, tak i ta cierpi na pewne fabularne uproszczenia, a niektóre wątki szyte są grubymi nićmi, jednak pomimo tych narracyjnych skrótów wszystko działa pierwszorzędnie.
Prawdziwą siłą filmu nie jest jednak scenariusz, a pełna energii gra aktorek, które doskonale odnajdują się w swoich rolach, dając z siebie wszystko. Mila Kunis zaskakująco dobrze odgrywa przekorną matkę dwójki nastolatków, której w pewnym momencie potrzebna jest chwila wytchnienia od obowiązków, zaś Kristen Bell jest bezbłędna jako kura domowa, która ostatecznie postanawia postawić się mężowi i wygrzebać się z pieluch, soczków i potrawek, znajdując przyjaciółki i w końcu mając z życia coś więcej niż pranie, sprzątanie i gotowanie dla zgrai urwisów i małżonka. Na szczególną uwagę i uznanie zasługuje jednak Kathryn Hahn – pomimo drugoplanowej roli jaką odgrywa, to właśnie Carla jest postacią, która kradnie dla siebie większość scen, zawłaszczając uwagę widza bezpardonowo. Bezpruderyjna i bezpośrednia postać jest źródłem większości niewybrednych żartów i żarcików, a każde jej pojawienie się na ekranie skutkowało wybuchami śmiechu i entuzjazmem widowni, której do gustu przypadło prezentowane przez nią poczucie humoru. To nieskrępowany niczym żywioł, stanowiący przeciwwagę dla pozostałych bardziej statecznych postaci. Christina Applegate również staje na wysokości zadania, wlewając wiele życia i autentyczności w apodyktyczną i perfekcyjną Gwendolyn, której doskonałość i żądza panowania nad wszystkim, co dzieje się w szkole również zostały przedstawiona w sposób humorystyczny.
Niektórzy zapewne będą się w tej produkcji doszukiwać drugiego dna i próby poruszenia za jej pomocą tematu sytuacji kobiet we współczesnym świecie – dla jednych będzie to zaleta filmu, który nie przechodzi obojętnie koło tej, bądź co bądź, ważnej kwestii, inni zaś najpewniej będą podnosić argument, że kino rozrywkowe nie powinno mieszać się w tego typu sprawy, zostawiając to bardziej poważnym produkcjom. Osobiście ni mnie to ziębi, ni grzeje, wszystko to jest bowiem kwestią fabularnie drugorzędną, stanowiącą raczej tło i pretekst dla całej historii, a twórcy filmu oszczędzają nam prawienia morałów i kazań na ten temat. Produkcja zdecydowanie nie wpasowuje się w odwieczną walkę pomiędzy feministkami i gospodyniami domowymi, nie dając broni do rąk żadnej ze stron tego konfliktu. Film ma stanowić po prostu dobrą rozrywkę, a wszelkie obyczajowe skutki tej produkcji są raczej kwestią drugoplanową, niż zamierzonym przez twórców zabiegiem, na co warto mieć wzgląd przed wybraniem się do kina na ponad półtoragodzinny seans. Nie jest to produkcja o wysublimowanym poczuciu humoru, być może nie trafi do każdego widza, a już na pewno nie do tych, którzy spodziewać się będą komizmu wyższych lotów – amerykańskie komedie lubią czasem posłużyć się żartami rodem z Familiady, lecz pomiędzy tymi mniej udanymi gagami można znaleźć kilka perełek. Jednym słowem – każdy możne znaleźć tu coś, co go rozbawi. Warto tylko spojrzeć na fabułę z przymrużeniem oka, a sam film potraktować tak, jak zapewne chcieliby tego twórcy – jak rozrywkę.
Wychodząc z sali kinowej byłam zadowolona z tego, że wybrałam się właśnie na Złe mamuśki. Zwiastuny, które zwykle zawierają w sobie najlepsze sceny z filmu, mające zachęcić do obejrzenia go i zdradzające co ciekawsze momenty , tym razem co lepsze kawałki zostawiają dla tych, którzy wybrali się do kina. Osobiście tę konkretną komedię odebrałam jako znacznie zabawniejszą niż sugerowałby materiał promocyjny, co nie zdarza się często. Polecam też wsłuchać się w muzykę w tle, doskonale podkreślającą nastrój niektórych scen i wpadającą w ucho – całkiem dobrze nadaje się ona do puszczenia na imprezie czy późniejszego odsłuchania. Z miłym zdziwieniem przyjęłam fakt, że na seansie pojawiło się przynajmniej kilkanaście osób (od czego zdążyłam odwyknąć, zwykle nie spotykając się z taką frekwencją i będąc jedyną osobą na sali), większość z nich była zaś produkcją szczerze rozbawiona, co można było zauważyć po wybuchach śmiechu przy co zabawniejszych scenach. Polecam też poświęcić te kilka chwil po ostatniej scenie produkcji, by posłuchać matek przyznających się do własnej niedoskonałości – pozwala to nabrać dystansu do własnych potknięć i zrozumieć, że każdy popełnia błędy, które niekoniecznie okazują się być katastrofą wychowawczą.
Ocena: 7/10
Plusy:
+ ścieżka dźwiękowa
+ kreacja głównych bohaterek
+ obsada aktorska
+ poczucie humoru
+ brak moralizatorstwa
Minusy:
– schematyczność filmu
– uproszczenia wątków fabularnych
– różny poziom żartów i gagów
Autor: Idris