SIEĆ NERDHEIM:

Gdy wielki spotyka większego. Recenzja filmu Rampage: Dzika Furia

KorektaLilavati

Dwayne Johnson i Jason Statham na planie Szybkich i wściekłych przenieśli rywalizację o tytuł największego osiłka współczesnego kina na zupełnie nowy poziom. Liczba identycznych odegranych postaci na ich kontach nieubłaganie wskazuje na remis. Strzelanie po pyskach w rytm zmian biegów w sportowych samochodach również nie przyniosło jednoznacznego rozstrzygnięcia. Dlatego panowie postanowili rozwiązać sprawę, podejmując się iście herkulesowego zadania. Obaj wybrali gigantyczne zwierzę, z którym postanowili się zmierzyć w morderczej walce. W tej konkurencji Johnson wygrał na punkty.

Rampage już w pierwszej scenie w pełni prezentuje, jaki rodzaj rozrywki ma do zaoferowania. Trafiamy na kosmiczną stację badawczą, akurat w momencie, gdy zostaje dotkliwie zdewastowana przez genetycznie zmodyfikowanego gigantycznego szczura. Wszystko się więc rozlatuje i znika w imponujących eksplozjach. Chyba nie można dobitniej dać do zrozumienia widzowi, że ma właśnie do czynienia z bezstresowym, odmóżdżającym i relaksującym kinem spod znaku wielkiej rozpierduchy, w którym raczej próżno szukać głębi i logiki. Co prawda później film już nie wjeżdża już na równie absurdalne wyżyny, ale nadal jest radośnie i całkiem satysfakcjonująco.

Wskutek wspomnianej eksplozji na Ziemię spadają próbki eksperymentalnej broni biologicznej. Jedna z nich trafia na wybieg najlepszego przyjaciela i przyszłego sparingpartnera Dwayne’a Johnsona. Niegroźny i przyjacielski goryl albinos imieniem George nieopatrznie zaciągnął się zieloną chmurką wyprodukowaną przez niegodziwą korporację. Naczelny pod wpływem specyfiku zaczyna się zachowywać, jakby właśnie rozpoczął cykl sterydowy – robi się coraz większy, staje się nadpobudliwy, a niszczenie i miażdżenie okazuje się głównym sposobem na rozwiązywanie problemów… cóż, jeśli z Rockiem przystajesz, to Rockiem się stajesz. Toksyczną chmurką zaciągnęły się w tym czasie również inne przypadkowe zwierzęta. Wszystkie zgodnie rozpoczynają podróż do centrum pełnego ludzi miasta, by na wzór japońskiego praprzodka Georga zacząć wspinać na budynki i łapać statki powietrzne.

Brad Peyton w banalnie prostym scenariuszu umieszcza wszystkie elementy, bez których kino z pogranicza akcji, science fiction (z naciskiem na fiction) oraz kryptozoologii nie mogłoby się obejść. Zła korporacja coś zmalowała, cierpi na tym przypadkowo długoletnia przyjaźń – jednemu odbija, a drugi próbuje go ratować – cywilom zagraża wielkie niebezpieczeństwo i przede wszystkim nadarza się okazja do nadużywania materiałów wybuchowych oraz slow motion – w skrócie wszystko zmierza do wielkiej rozwałki z udziałem stworzeń w rozmiarze King Konga. Pomysły tego pokroju często wywołują bóle głowy oraz rytmiczne plaśnięcia wykonywane metodą ręka-czoło. Jednak z drugiej strony potrafią dostarczyć beztroskiej, wręcz dziecięcej radości. Stanowią często widowiskową symulację młodzieńczych zabaw, których polem był dywan w salonie, a bohaterami niezmordowane figurki akcji – Rampage idealnie pasuje na taką właśnie półkę. Przy okazji jest jednak całkiem udanym i przyjemnym akcyjniakiem.

Scenariusz może i jest prosty, jednak zrealizowany w proporcjach, o które mógłby prosić każdy wakacyjny blockbuster. Akcja pędzi od punktu do punktu, ilość pseudonaukowego bełkotu – próbującego przekonać nas, że ktoś naprawdę dłużej zastanawiał się nad przedstawionym pomysłem – ograniczona jest do minimum, a dynamiczną całość dopełniają przyzwoicie napisani bohaterowie. Może i nie wszyscy są zachwycający, ale przynajmniej daleko im do irytującej, pozbawionej charakteru i silącej się na luz tektury – patrz drużyna, którą do pomocy dostał Statham w The Meg. Przede wszystkim bawią stopniem swojego przerysowania i przypominają, że to przecież tylko zabawa.

Dwayne Johnson jak zwykle wciela się w błyszczącego od potu mięśniaka, którego serce jest miękkie niczym wnętrzności aniołka i wielkie jak uskok San Andreas. Rock już dawno nauczył się obracać swoją tężyznę fizyczną i związane z nią stereotypy w żart, a granie kolejnej niemal identycznej postaci w ogóle mu nie przeszkadza, bo po prostu dobrze się przy tym bawi – no spójrzcie na ten jego szeroki śnieżnobiały uśmiech. Towarzysząca mu dr Kate Caldwell (Naomie Harris) niestety całkiem znika w cieniu mięśni i uroku osobistego swojego partnera. Nie miała nawet okazji zaprezentowania czegokolwiek ciekawego. Silnym wzmocnieniem drużyny tych dobrych z całą pewnością jest Jeffrey Dean Morgan odgrywający krzyżówkę cowboya i agenta federalnego bimbającego na procedury. Jako że charakter produkcji nie wymagał od niego zbyt wiele, korzysta z okazji i najwyraźniej bawi się nastoletnimi fantazjami o makaronowym westernie – a rusza przy tym biodrami z luzem, którego mogłaby mu pozazdrościć niejedna początkująca modelka. U tych złych też jest całkiem przyzwoicie. Rodzeństwo ze złej korporacji tworzy duet, którego inspiracją musiał być Pinky i Mózg – ona jest zimna, wyrachowana i bezwzględna, on ma problem ze zrozumieniem bardziej złożonych zdań. Filmy pokroju Rampage nie potrzebują zbyt złych ani zbyt głupich czarnych charakterów, dlatego ten dostał obu, aby wzajemnie się dopełniali i równoważyli.

Dostajemy napakowanego przystojniaka, męską przyjaźń, trochę dwuznacznych żartów, zaczątki romansu i przede wszystkim wybuchy oraz walące się budynki. Mieszanka w sam raz, by pozwolić odpocząć pewnym partiom mózgu i nawet zaśmiać się raz czy dwa. Brad Peyton wszystkie składniki miesza bez przesadnych szaleństw. Stara się trafić w przyzwoity i znośny środek. Nie ogłusza nadmiarem eksplozji, jak ma to w zwyczaju Bay, nie sili się na logiczne uzasadnienie wątku science w rozrywkowym fiction, tworzy sympatycznych, przerysowanych bohaterów (chociaż Johnson już dawno sam narysował dla siebie idealny szablon) niepopadających w idiotyczną śmieszność i prawie całkiem wyzbywa się głupiutkich żarcików. Trochę żal, że zwierzaki zdewastowały tak mało miasta, ale z drugiej strony Rampage wyszło tak w sam raz. Szczęka może nie opadnie, ale styki od nadmiaru absurdu też się nie poprzepalają. Z czystym sumieniem można pogłaskać tego małpiszona. Krzywdy nie zrobi.

Szczegóły:

Tytuł: Rampage: Dzika Furia
Data premiery: 11.05.2018
Reżyseria: Brad Peyton
Scenariusz: Ryan Engle, Ryan Condal, Ryan Condal i Adam Sztykiel
Typ: SF, akcja
Obsada: Dwayne Johnson, Naomie Harris, Malin Åkerman, Jeffrey Dean Morgan i inni

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Wojciech Bryk
Wojciech Bryk
Student dziennikarstwa, który ma w sobie Zagubionego Chłopca. Uwielbia intertekstualność, easter eggi, zabawy skojarzeniami, popkulturowymi tropami oraz wszelkie dwuznaczności. W wolnych chwilach rozmyśla, co stało się z baśniowymi postaciami, oraz regularnie dokarmia rosnącego w nim geeka. Z radością wsiąka w fantastykę każdego rodzaju. Nieustannie pragnie odkrywać nowe rzeczy i dzielić się znaleziskami z innymi... a jeżeli przy tym wywoła u kogoś uśmiech, będzie całkiem spełniony. Stara się dorosnąć do prowadzenia własnego bloga. O horrorach pisze na portalu Mortal, a o popkulturze dla #kulturalnie.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + uśmiechnięty Dwayne Johnson<br /> + Jeffrey "Cowboy" Morgan<br /> + wyważony scenariusz<br /> + niegłupie postacie<br /> + niewielka liczba głupot i absurdów... jak na taki film<br /> + kawał prostej i porządnie zrealizowanej rozrywki</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – brak porządnej relacji między ekranową parą<br /> – Johnson brzydko wklejony w finałowe starcie</p>Gdy wielki spotyka większego. Recenzja filmu Rampage: Dzika Furia
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki