SIEĆ NERDHEIM:

No to chlup! Recenzja filmu Jak utopić doktora Mraczka

Jak utopić doktora Mraczka – plakat filmu
Jak utopić doktora Mraczka – plakat filmu

Choć moja cicha miłość do czechosłowackich produkcji ma już parę lat, film Jak utopić doktora Mraczka polecano mi dużo, duuużo wcześniej. Że zabawny, że oryginalny, że – jak to mawiają – klasyka. I niby człowiek gdzieś miał ten tytuł odnotowany, ale dopiero era wciągania seriali od braci Czechów oraz pragnienie oglądania co sympatyczniejszych twarzy stamtąd pchnęły mnie do seansu. Na szczęście nie trzeba było długo czekać na odpowiednią okazję: ktoś na TVP Kultura uznał, że sezon ogórkowy to doskonała pora na przypomnienie paru zabawnych rzeczy zza południowej granicy.

Tytułowy doktor Mraczek jest prawnikiem, pracującym jako urzędnik mieszkaniowy, który podejmuje decyzję o wyburzeniu pewnej zawilgoconej, stojącej nad rzeką kamienicy i przeniesieniu jej lokatorów w nowe miejsce. Jeszcze nie wie, że tym samym popełnia jeden z najpoważniejszych błędów w swoim życiu. W budynku rezyduje bowiem rodzina wodników, dla której wyprowadzka do ogrzewanego mieszkania w bloku jest równoznaczna z wyrokiem śmierci. Gdy próby pertraktacji z doktorem spełzają na niczym, familia postanawia załatwić sprawy w bardziej brutalny sposób. Dowiadują się, że Mraczek lubi o stałej porze pływać sobie łódką po Wełtawie. Cóż za wygoda! Nie będzie trudno wciągnąć go do wody i zrobić tak, by to wyglądało na wypadek…

I wszystko by się udało, gdyby nie najmłodsza wodniczka, Jana. Odpoczywająca na brzegu rzeki z koleżankami dziewczyna jest świadkiem całego zajścia i – kompletnie nieświadoma planu krewniaków – ratuje nieszczęsnego doktora przed pewną śmiercią. Ba, co gorsza zakochuje się w nim. Z wzajemnością! Co oczywiście jest kompletnie nie w smak wodnikowej rodzinie, która nie spocznie, póki nie pośle Mraczka do krainy wiecznych połowów.

Jak utopić doktora Mraczka – kadr z filmu
Jak utopić doktora Mraczka – kadr z filmu

Powyższy opis z grubsza tłumaczy tajemnicę sukcesu tego filmu. Coś, co w kinematografii absolutnie uwielbiam i zawsze uważam za bardzo odświeżające – wprowadzenie do zastanej rzeczywistości elementu fantastycznego, niepodlegającego zasadom realnej logiki czy psychologii. W środku Pragi lat 70. mamy bajkowe stwory o czarodziejskich mocach, próbujące znaleźć sobie tutaj odpowiednie miejsce dla siebie. Wynikające ze zderzenia światów konflikty, pomyłki i zamieszania stanowią istotny element fabuły. A że Czesi słyną z poczucia humoru, cała ta konfrontacja przebiega w atmosferze niezłego absurdu, równie mocnego robienia sobie jaj oraz odrobiny smacznie podanego czarnego dowcipu. Taka baśń dla dorosłych, co zresztą zapowiadają już prześmieszne, animowane napisy początkowe. Albo to, że kilku co sympatyczniejszych przedstawicieli wodnikowej braci wykorzystuje swoje zdolności do uczciwej pracy, chociażby jako ratownik czy płetwonurek.

Przy okazji trzeba twórcom oddać honor, że filmowa rzeczywistość jest frapująca i całkiem spójna zarazem. Wodniki potrafią zamieniać się w ryby. Zasadniczo żyją z topienia ludzi, których dusze potem zamykają w dzbanuszkach z najlepszej porcelany. Im więcej masz takich naczynek z odpowiednią zawartością, za tym bogatszego uchodzisz wśród swoich. Ponadto wodniki są nieśmiertelne, co ma wiele zalet i jedną wadę: trzeba wystrzegać się czynności grożących utratą owego błogosławieństwa. Toteż wodne stwory muszą unikać kontaktów seksualnych z ludźmi, transfuzji krwi oraz jej spożywania – żadnej kaszanki czy czarnego salcesonu! To wszystko normalnie aż się prosi o jakieś spin-offowe fanfiction osadzone w tym uniwersum czy coś (halo, czy pisarze fików mnie słyszą?).

Rok pański 1974, kraj bloku wschodniego i budżet daleki od hollywoodzkich superprodukcji – taka mieszanka może u niektórych widzów wzbudzić strach. Zupełnie niepotrzebnie, bo techniczna strona tego filmu zestarzała się bardziej niż godnie. Wręcz można by zakrzyknąć: oto jest triumf tradycyjnych efektów! Te wszystkie schodzenia pod wodę, spłynięcia zlewem czy pokrewne numery udało się bardzo dobrze zrealizować za pomocą wielkich akwariów, luster i sprytnego montażu. Niby dość banalne chwyty – ale działają. Wiadomo, że baśniowa konwencja pozwoliła tu na pewną umowność, co nie zmienia faktu, że twórcy nie mają się czego wstydzić. Podobać się może również ścieżka dźwiękowa, doprawiona piosenkami w wykonaniu gwiazd czechosłowackiej muzyki. Najbardziej wpada w ucho wyjątkowo przyjemny kawałek Znala panna pána, czyli duet Heleny Vondráčkovej i Václava Neckářa. Tak, to jeden z tych, które potem chodzą za człowiekiem i nie chcą mu wyjść z głowy.

Jak utopić doktora Mraczka – kadr z filmu
Jak utopić doktora Mraczka – kadr z filmu

Obsada – bez mała gwiazdorska. Przynajmniej w skali czeskiej sceny aktorskiej. Wśród wodnikowej rodziny mamy chociażby Miloša Kopeckiego – niezapomnianego doktora Štrosmajera ze Szpitala na peryferiach, Vladimíra Menšíka – bez którego nie mogła się obyć chyba żadna porządna czechosłowacka produkcja, czy Libuše Šafránkovą – jedną z najbardziej lubianych postaci ichniej kinematografii. Na pewno ogromną przyjemnością było dla mnie oglądanie wcielającego się w tytułową postać Jaromíra Hanzlíka, którego totalnie uwielbiam od czasu zetknięcia się z Karetką pogotowia. Doktor Mraczek nie jest może jego najwybitniejszym występem komediowym (ten tytuł twardo dzierży wuj Pepin z Postrzyżyn), ale to na pewno jedna z jego lepszych ról. Pierwszorzędna pierdoła z nadopiekuńczą matką! Którą zresztą odtwarza kolejna dobra znajoma z ekranu – Stella Zázvorková, pani Majerová z serialu Arabela. Ogólnie mamy tu ekipę sympatyczną, bardzo swojską. Zarówno przez skojarzenia z innymi produkcjami, jak i przyjazny polskiemu widzowi styl gry.

Trudno się nie zakochać w tak stukniętym, a jednocześnie uroczym filmie – toteż się zakochałam. Można powiedzieć, że to trochę taka Arabela na koksie, co nie będzie aż tak dalekie od prawdy, bo oba tytuły mają tego samego reżysera. Jak utopić doktora Mraczka jest idealną pozycją dla ludzi stęsknionych za odrobiną pierwiastka baśniowego w codzienności – ale taką doprawioną lekkim przekąsem, żeby nie było za nudno. A po seansie na wszelki wypadek zaopatrzcie się w trochę kaszanki lub czegoś podobnego. Nigdy nie wiadomo, może wasz nowy znajomy o nazwisku podejrzanie kojarzącym się z wodą ma wobec was niecne plany…

Tytuł polski: Jak utopić doktora Mraczka
Tytuł oryginalny: Jak utopit Dr. Mráčka aneb Konec vodníků v Čechách
Producent: Filmové studio Barrandov
Reżyser: Václav Vorlíček
Scenarzysta: Petr Markov, Miloš Macourek, Václav Vorlíček
Platforma: –
Gatunek/typ: komedia, fantastyczny
Data premiery: 1 marca 1975 (świat), styczeń 1976 (Polska)
Obsada: Libuše Šafránková, Jaromír Hanzlík, Miloš Kopecký, František Filipovský, Vladimír Menšík, Zdeněk Řehoř i inni.

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Dagmara „Daguchna” Niemiec
Dagmara „Daguchna” Niemiec
Absolwentka filologii polskiej na UWr, co tłumaczy, dlaczego z czystej przekory mówi bardzo potocznie i klnie jak szewc. Niedawno skończyła Akademię Filmu i Telewizji i została reżyserem. Miłośniczka filmu, animacji, dobrej książki, muzyki lat 80. i dubbingu. Niegdyś harda fanka polskiego kabaretu, co skończyło się stustronicową pracą magisterską. Bywalczyni teatrów ze stołecznym Narodowym na czele. Autorka bloga Ostatnia z zielonych.
Choć moja cicha miłość do czechosłowackich produkcji ma już parę lat, film Jak utopić doktora Mraczka polecano mi dużo, duuużo wcześniej. Że zabawny, że oryginalny, że – jak to mawiają – klasyka. I niby człowiek gdzieś miał ten tytuł odnotowany, ale dopiero era wciągania...No to chlup! Recenzja filmu Jak utopić doktora Mraczka
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki