SIEĆ NERDHEIM:

Kolejna gatunkowa odbitka. Recenzja filmu Polaroid

KorektaVivique
Film nie urywa głowy... chociaż zapewne bardzo by chciał.
Film nie urywa głowy… chociaż zapewne bardzo by chciał.

Pełnometrażowy debiut Larsa Klevberga przypomina pozowane zdjęcie robione podczas ważnej rodzinnej uroczystości. Wszyscy stoją równiutko, żaden się nie wychyla, każdy patrzy prosto w obiektyw. I niech nikt nie waży się nawet mrugnąć lub strzelić głupiej miny! Polaroid to po prostu kolejna kinowa odbitka. Fotka strzelona wszystkim gatunkowym kliszom ustawionym w równym rzędzie. Na dodatek zagrana bez najmniejszego przekonania. 

Konstrukcja historii jest tutaj banalnie prosta. Niepozorna nastolatka wchodzi w posiadanie oldschoolowego przedmiotu. Okazuje się, że wiekowy aparat i hipsterski sen o fotografii jest przeklęty, a co za tym idzie, przejawia niepohamowane mordercze skłonności. W okolicy kolejne osoby zaczynają ginąć w nieprzypadkowej kolejności. Bird wspólnie z grupą znajomych musi powstrzymać śmiertelną sekwencję, rozwiązać tajemnicę z przeszłości i zmierzyć się z pokrzywioną manifestacją bezwzględnej klątwy – oczywiście w ciemnym pomieszczeniu z mrugającymi żarówkami. I to tyle. Motyw jak dziesiątki innych.  

Polaroid to jeden wielki schemat przepisany starannie od linijki – z poszanowaniem obowiązującego kanonu przeciętności i wtórności współczesnych straszaków. Każdy najmniejszy element pojawia się tu we właściwym miejscu z taką dokładnością, że przebieg historii możemy przywidzieć na dziesięć scen do przodu. Nic tu nie zaskakuje i nic nie próbuje przykuć naszej uwagi. Tego typu produkcje – oklepane i bezwstydnie odtwórcze – powstają w ilościach hurtowych. Jednak w wielu przypadkach możemy przy odrobienie szczęścia znaleźć w nich jakieś drobne pozytywy czy rozbrajające elementy: przesadnie idiotyczny zgon, bohatera obdarzonego instynktem samozachowawczym jętki jednodniówki, przełamany schemat czy mrugnięcie okiem do miłośników gatunku. Są to rzeczy, które potrafią rozbawić lub stanowią przejaw przynajmniej szczątkowej kreatywności. W przypadku produkcji Klevberga nie mamy się za czym rozglądać. Polaroid jest jedynie grzecznym, ułożonym i biednym Oszukać przeznaczenie z fiksacją na punkcie Ringu. 

Jeszcze tylko ostatnie selfie i możemy przejść do finałowego starcia. #NoFilter #zzaskoczenia
Jeszcze tylko ostatnie selfie i możemy przejść do finałowego starcia. #NoFilter #zzaskoczenia

Gdyby przewidywalność i przeciętność były największymi problemami produkcji, można by uznać, że film nada się do niezobowiązującego pochłaniania popcornu (ale bez coli! Polaroid po prostu nie jest jej wart). Niestety jego główną cechą jest słabe wykonanie. Siłą straszącą jest tu zestaw nieskomplikowanych zabiegów: jest ciemno, drzwi skrzypią, coś szura za plecami, a my dostajemy po uszach „niespodziewanym” wybuchem głośności. Oczywiście wszystko zaczyna się od klasycznych fałszywych straszaków, które w założeniu mają nas nabrać lub rozbawić (bo one chyba właśnie po to się pojawiają, prawda?). W drugiej połowie film zaczyna straszyć już na serio – przede wszystkim słabymi efektami. Klasyczny horror dla nastolatków po prostu nie mógłby obyć się bez wysokiego, powyginanego straszydła (naprawdę podziwiam Javiera Boteta za to, że przekuł swoją chorobę w narzędzie pracy, ale niewielu filmowców stara się jego nietypowe predyspozycje w ogóle wykorzystać). Kiedy potwór straszy z ukrycia, jest jeszcze całkiem w porządku. To jednak demon z aparatu, nic więc dziwnego, że ciągnie go do obiektywu i pcha się bezczelnie w kadr. Gdy wyłania się z cienia, to wygląda słabo, tandetnie i z gęby jest podobny zupełnie do nikogo. Po tych kilku nieudanych występach trudno brać film na poważnie. 

Gorzej od efektów i prostych sztuczek wypada tylko aktorstwo. Kathryn Prescott w roli niewinnego dziewczęcia radzi sobie jeszcze całkiem nieźle. Nie stoją jednak przed nią jakiegokolwiek wyzwania, bo musi odgrywać najprostszy gatunkowy archetyp. Słaby scenariusz skutecznie utrudnia jej zaprezentowanie czegoś więcej. Postać Bird nie rozwija się w żadnym konkretnym kierunku, a prywatny dramat do przetrawienia dodano jej chyba tylko dlatego, że tak nakazuje gatunkowa konwencja. Prescott stara się jednak coś sobą zaprezentować. Czego nie można powiedzieć o pozostałych aktorach. Ci oferują nam pokaz na poziomie szkolnego kółka teatralnego. Na dodatek słabo napisane dialogi i niezbyt złożony scenariusz tylko uwydatniają miałkość obsady. Bohaterowie są nieprzekonujący, ich reakcje wypadają nienaturalnie, a na dodatek fabuła zmusza ich do natychmiastowego zaakceptowania nieprawdopodobnej opowieści o nawiedzonym aparacie fotograficznym czyhającym na ich młode życia. 

Chwila? Czy oni naprawdę od razu kupili, że to nawiedzony aparat z duchem w środku?
Chwila? Czy oni naprawdę od razu kupili, że to nawiedzony aparat z duchem w środku?

Za jedyny pozytywny element Polaroida można uznać samą historię. Biedna stara się jak może, aby w finale nadrobić braki całej reszty. Raz po raz zaczyna wykręcać fabularne fikołki, zupełnie jakby od błysku flesza dostała jakiegoś napadu. Mniej więcej co drugą scenę opowieść dostaje zupełnie nowe wyjaśnienie, role się odwracają i nadal nie wiadomo, kto przelał swoją zagniewaną duszę do aparatu. Wszelkie starania tłamsi jednak marne aktorstwo, kolejne klisze, słabe efekty i kolekcja brzydkich retrospekcji.  

Polaroid jest tak średni, jak to tylko możliwe. To horror bezbarwny, przewidywalny i stworzony zgodnie z podstawowymi założeniami gatunku. Podręcznikowa bylejakość oraz asekuracyjne odtwórstwo osiągają tu poziom tak wysoki, że produkcja wyparowuje z pamięci już w czasie oglądania. Nawet marne popisy obsady czy słabe efekty nie są w stanie nadać produkcji chociażby odrobiny kiczowatego posmaku. 

Autor tekstu prowadzi na Facebooku stronę RuBryka Popkulturalna.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Polaroid
Data premiery: 10.01.2019
Typ: film
Gatunek: Horror
Reżyseria: Lars Klevberg
Scenariusz: Blair Butler
Obsada: Kathryn Prescott, Tyler Young, Samantha Logan, Keenan Tracey, Priscilla Quintana, Javier Botet i inni.

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Wojciech Bryk
Wojciech Bryk
Student dziennikarstwa, który ma w sobie Zagubionego Chłopca. Uwielbia intertekstualność, easter eggi, zabawy skojarzeniami, popkulturowymi tropami oraz wszelkie dwuznaczności. W wolnych chwilach rozmyśla, co stało się z baśniowymi postaciami, oraz regularnie dokarmia rosnącego w nim geeka. Z radością wsiąka w fantastykę każdego rodzaju. Nieustannie pragnie odkrywać nowe rzeczy i dzielić się znaleziskami z innymi... a jeżeli przy tym wywoła u kogoś uśmiech, będzie całkiem spełniony. Stara się dorosnąć do prowadzenia własnego bloga. O horrorach pisze na portalu Mortal, a o popkulturze dla #kulturalnie.
Pełnometrażowy debiut Larsa Klevberga przypomina pozowane zdjęcie robione podczas ważnej rodzinnej uroczystości. Wszyscy stoją równiutko, żaden się nie wychyla, każdy patrzy prosto w obiektyw. I niech nikt nie waży się nawet mrugnąć lub strzelić głupiej miny! Polaroid to po prostu kolejna kinowa odbitka. Fotka strzelona wszystkim gatunkowym kliszom ustawionym...Kolejna gatunkowa odbitka. Recenzja filmu Polaroid
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki