SIEĆ NERDHEIM:

To nie jest zwykła gra – recenzja filmu Nerve

Nerve

W dzisiejszych czasach nie jest trudno wpaść w poważne kłopoty – dostatek wszelkiej maści towarów i usług sprawia, że szybko możemy przekroczyć granicę tego, co bezpieczne i legalne, czasem nawet nie zauważając, kiedy sięgnęliśmy po coś, co może nam sprowadzić na głowę nieliche problemy. O wiele trudniej jest się przed tym bronić, gdy jest się młodym, a cały świat zdaje się stać przed nam otworem, kusząc i wabiąc morzem możliwości i atrakcji. Tak jest właśnie świat, który kreują przed nam twórcy filmu. Tytułowe Nerve to nic innego, jak gra w „prawdę czy wyzwanie”, z tym jednak wyjątkiem, że skupia się wyłącznie na drugim członie tej zabawy. Zasady są proste i znane użytkownikom: odpada się w momencie niepodjęcia lub niewykonania wyzwania, nie wolno również donosić władzom o tym, co dzieje się w trakcie gry. Za każde ukończone wyzwanie na naszym koncie bankowym pojawia się pewna suma pieniędzy, wszystko zaś ma być nagrywane na żywo telefonem uczestnika. W zamian za podjęcie ryzyka czeka na nas wszystko to, co ludzi najbardziej pociąga: bogactwo, uznanie wśród znajomych, rzesze fanów i popularność, nie mówiąc już o sporej dawce adrenaliny, którą dostarczają kolejne zadania. Czym zatem, wobec tego wszystkiego, jest dość mgliście zarysowane niebezpieczeństwo, które może grozić uczestnikom? W całej rozgrywce można brać udział na dwa sposoby: płacąc za oglądanie lub podjąć wyzwanie i uzyskać za nie pieniądze.
Chcesz być zatem graczem, czy widzem?

Nerve

Przed takim właśnie pytaniem staje główna bohaterka – Vee (w którą wciela się Emma Roberts) – nieśmiała i utalentowana dziewczyna, która nie ma odwag przyznać się matce do tego, że została przyjęta do prestiżowej uczelni, co wiązałoby się z kosztami przewyższającym ich możliwości. Vee jest zwykłą nastolatką, z typowym problemami swojego wieku – skrycie podkochuje się w chłopcu, który nie ma o tym zielonego pojęcia, jednocześnie nie dostrzegając maślanych oczu robionych do niej przez dobrego znajomego. Chowa się w sportowych ubraniach, dobrze maskujących to, że jednak jest całkiem ładną osobą. Dodatkowo przyjaźni się z Sydney, dziewczyną przebojową i głośną, w której cieniu może się ukryć i nie zwracać na siebie uwagi. Spokojne życie zdaje się jej w zupełności odpowiadać, a fakt, że niewiele jest w nim sytuacji podnoszących poziom adrenaliny we krwi jakoś jej nie przeszkadza. Przynajmniej do czasu, gdy znajomi zaczynają zarzucać jej, że nie potraf podjąć żadnego ryzyka a najlepsze, co świat ma do zaoferowania, omija ją szerokim łukiem. Dodatkowym ciosem jest ośmieszenie w oczach obiektu jej westchnień, do którego przyczyniła się jej przyjaciółka – dziewczyna chciała dobrze, a wyszło jak zwykle. To wszystko wpływa na decyzję Vee, która postanawia zagrać w Nerve, by udowodnić wszystkim jak bardzo mylą się co do niej, gdy zarzucają jej tchórzostwo.

Nerve

Film zaczyna się dokładnie w tym momencie, w którym powinna rozpocząć się produkcja skierowana do nastolatków – w chwili, gdy główna bohaterka kończy liceum, znajdując się na progu dorosłości, na dodatek stojąc twarzą w twarz z koniecznością podjęcia ważnych decyzji. To obraz stworzony z myślą właśnie o tej nastoletniej kategori wiekowej, nie jest to jednak żaden minus, wręcz przeciwnie – film zrealizowano porządnie, w miły dla oka sposób, na dodatek okraszony niesamowitą ścieżką dźwiękową. Nie mam w zwyczaju kupować płyt z soundtrackami do filmów, dla tego jednak pewnie zrobię wyjątek – odpowiednio energetyczny, podkreśla nastrój scen i uwydatnia to, co dzieje się na kinowym ekranie. Muzyka jest dokładnie taka, jak produkcja, do której ją stworzono – trzyma tempo, a jeśli na chwilę zwalnia, to tylko po to, by widz mógł złapać oddech. Jak na film dla nastolatków przystało, musiał się w nim pojawić pewien morał. Tym razem twórcy postarali się o to, by był on wpleciony w fabułę tak, by nie rzucał się w oczy, został zrozumiany podświadomie, a nie wypisany wielkim literami. Odpowiednio dyskretny, by nie przypiąć Nerve łatki taniego moralizatora i nie sprowadzić produkcji do rol kaznodziei, któremu nie wyszło kazanie.

Nerve

Nerve jest niezwykle sprytną aplikacją, o czym dowiadujemy się podczas rozmowy Vee z jej przyjacielem, pasjonatem programowania – z chwilą rejestracji program pobiera wszelkie informacje, jakie na temat danej osoby znajdują się w sieci. Wszystko po to, by łatwiej manipulować uczestnikiem i wybierać dla niego odpowiednio trudne wyzwania. Jednocześnie każdy z użytkowników staje się swoistym serwerem gry, dzięki czemu niemal niemożliwe jest wyłączenie jej. Początkowe zadania nie wydają się być niebezpieczne, ocierają się raczej o dość niewinną zabawę – ot, nieśmiała Vee ma podczas swojego pierwszego zadania przez pięć sekund całować się z nieznajomym. W ten właśnie sposób trafia na innego gracza – przystojnego Iana (w tej rol Dave Franco, znany jako Jack Wilder z Iluzji i Iluzj 2 oraz Pete z Sąsiadów), z którym aplikacja postanawia ją sparować na czas trwania zabawy, nakłaniając ich do wspólnej gry. Brzmi jak początek romansu w wydaniu nieco komediowym? Pod tą uroczą otoczką kryje się jednak drugie dno, będące wytłumaczeniem tego, kim tak właściwie jest ten przystojny chłopak na motorze. Pierwsze wrażenie nieszkodliwości zabawy mija w chwili, gdy przed parą uczestników pojawiają się coraz trudniejsze i groźniejsze zadania. W niepamięć idą zabawne sceny, gdy niemal nadzy uciekają z centrum handlowego, bo podczas gdy przymierzali obłędnie drogie ubrania, ktoś ukradł im ich rzeczy, a kolejne wyzwanie polegało na wydostaniu się ze sklepu w określonym czasie. Tym razem w grę wchodzą takie wyczyny jak jazda na motorze z zasłoniętym oczami czy przejście po drabinie rozłożonej pomiędzy oknami sąsiadujących mieszkań, znajdującej się dobre kilkanaście metrów nad ziemią.

Nerve

Tym co pomaga filmowi wywrzeć na widzu dobre wrażenie jest niewątpliwie dobór aktorów do głównych ról – chociaż dawno już przekroczyli granicę nastoletniości (Dave Franco ma 31 lat, zaś grająca Vee Emma Roberts – 25), to wciąż potrafią z siebie wykrzesać typowy dla tego wieku entuzjazm. Ich bohaterowie są pełni uroku i młodzieńczej radości, a chemia między nim jest jak najbardziej autentyczna. Fabuła filmu skupia się raczej na akcji niż na rozwijaniu relacji między postaciami, muszę jednak przyznać, że pomimo tego postacie drugoplanowe napisane są całkiem nieźle i nie giną w natłoku barwnych neonów i oświetleń. Na uwagę zasługuje wcielająca się w Sydney Emily Meade, której bohaterka jest krzykliwą dziewczyną z gatunku tych, które chyba każdy miał w swoim licealnym otoczeniu – ładna, jednak próbująca zakryć swój brak pewności siebie nie tylko wyzywającym strojem, ale głośnym stylem bycia, początkowo sprawiającym, że grono jej fanów w Nerve ciągle rośnie. Przynajmniej do momentu, aż do gry nie dołączyła Vee, która w kilka chwil pobiła jej popularność, budząc tym pełne zazdrości i zawiści komentarze przyjaciółki.

Nerve

Żeby jednak rzetelności stało się zadość, muszę wspomnieć o tym, czego w filmie brakuje, a jest to przede wszystkim nieco głębsze zarysowanie historii postaci – dowiadujemy się, że Vee miała starszego brata, który dwa lata wcześniej zmarł, nie mamy jednak pojęcia co takiego się stało. Niezwykle mało informacji mamy również o Ianie, który do samego końca pozostaje najbardziej tajemniczym z bohaterów. Kim tak właściwie jest? Jaka jest jego rola w całej grze i dlaczego tak bardzo zależy mu na wygranej? Jest sprzymierzeńcem Vee, czy tylko posługuje się nią jako przepustką do wielkiego finału? Uzyskamy odpowiedź na ledwie kilka z tych pytań. Równie niewiele wiadomo o Sydney, która swoją brawurą i krzykliwością maskuje brak pewności siebie i potrzebę akceptacji przez jak największą liczbę osób. Co było w stanie wpłynąć tak na młodą dziewczynę? Czy jest kolejną osobą, która traktuje Vee jak tło, w porównaniu z którym wydaje się bardziej barwna, ciekawsza? Wiele rzeczy skrytych jest za zasłoną niedopowiedzeń, a widzowi pozostaje tylko snucie domysłów i teorii. Pewną taryfą ulgową dla scenarzystów jest jednak fakt, że fabuła całego filmu zamyka się w czasie jednej nocy, a ta, przepełniona wyzwaniami, ma jednak ograniczoną pojemność i trudno zmieścić w niej wiele rozmów o życiu i śmierci.

Nerve

Zdecydowanie Nerve jest jednym z tych filmów, które pozytywnie zaskakują. Fabuła nie jest szczególnie skomplikowana, a jeśli faktycznie przyjrzeć jej się bliżej, to okazuje się, że ma pewne braki, które jednak pomija się bez większych problemów, bo Nerve stanowi po prostu dobrą rozrywkę, na którą warto poświęcić te nieco ponad półtorej godziny swojego czasu. Twórcom udało się dobrze pokazać działania aplikacji i stron internetowych (wśród których możemy znaleźć dobrze nam znane strony, jak: Google i Facebook), z których korzystają nas bohaterowie. Z tym wiąże się również morał, o którym pisałam już wcześniej, a który umiejętnie zmusza widza do zastanowienia się nie tylko nad naszym zachowaniem w sieci, które w dużej mierze przejawia się chęcią zaimponowania innym, ale również nad fenomenem anonimowości w Internecie. Większy nacisk położony jest jednak na tę drugą kwestię, skłaniając nas do przemyślenia tego, co sam zrobilibyśmy w chwili, w której moglibyśmy bezimiennie zadecydować o czyimś życiu i śmierci – jak daleko zaszłoby nasze poczucie bezkarności i przekonanie, że wymyślny nick i ekran naszego komputera czy telefonu uchroniłyby nad od konsekwencji.

Nasza ocena
7/10

Podsumowanie

Plusy
+ dobór aktorów, pomiędzy którymi czuć chemię
+ fenomenalna ścieżka dźwiękowa
+ dobrze wyważone poczucie humoru i powaga scen
+ umiejętnie wpleciony morał
+ odpowiednie budowanie napięcia

Minusy
– brak rozwinięcia historii niektórych bohaterów
– niewielkie braki w fabule

Sending
User Review
5 (1 vote)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Martyna „Idris” Halbiniak
Martyna „Idris” Halbiniak
Geek trzydziestego poziomu. Wyznawca Cthulhu i zasady, że sen jest świetnym substytutem kawy dla ludzi, którzy mają nadmiar wolnego czasu. Kiedyś zginie przywalona książkami, z których zbudowała swój Stos Wstydu™. W czasie wolnym od pochłaniania dzieł popkultury, pracuje i studiuje, dorabiając się już odznaki Wiecznego Studenta™. Znajduje się również w zacnym gronie organizatorów Festiwalu Fantastyki Pyrkon. Absolwentka psychokryminalistyki i studentka psychologii, nałogowo przetwarzająca kawę na literki.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki