SIEĆ NERDHEIM:

Jeszcze frytki do tego – recenzja filmu McImperium

Mcimperium

Mity o tym, że w Stanach Zjednoczonych szczęście sprzyja odważnym, towarzyszą nam w popkulturze od dawna, podsycając marzenia o dorobieniu się bogactwa – przecież to właśnie Ameryka jest miejscem na ziemi, w którym nie ma rzeczy niemożliwych, a wszystko, łącznie z realizacja marzeń, jest na wyciągnięcie ręki. Jednak jak daleko możemy się posunąć, by spełnić nasz sen o bogactwie i dobrobycie? Czy wystarczy uczciwa praca, a droga od pucybuta do milionera stanie przed nami otworem? A może trzeba będzie zniszczyć czyjeś marzenia, wyzbywając się moralnych dylematów i ludzkich odruchów? Na jak wielki egoizm możemy sobie pozwolić, zanim przylgnie do nas opinia potworów, które dążą do celu po trupach? Nie odpowiem wam na te pytania i nie wezmę na siebie roli kaznodziei, prawiącego morały i wygłaszającego truizmu o życiu w zgodzie z innymi. Zdecydowanie moralizatorskiego tonu nie przybiera też najnowsza produkcja Johna Lee Hancocka – McImperium.

Mcimperium

Mało kto jest w stanie wyobrazić sobie świat bez restauracji McDonald’s – sieci barów szybkiej obsługi, gdzie można zamówić pyszne hamburgery, złociste frytki i słodkie jak ulepek napoje gazowane znanej marki. Jak wiele osób zdaje sobie sprawę z tego, w jaki sposób powstała ta przynosząca niesamowite zyski franczyza i komu zawdzięczamy fakt, że w niemal dowolnym kraju możemy zjeść coś, czego smak doskonale znamy? Jak teraz wyglądałaby Ameryka, gdyby obok narodowych flag i kościołów nie pojawiły się złote łuki najbardziej znanej sieci restauracji serwujących fast food? Czy nieuniknionym było przeniesienie historii powstania McDonald’s na ekrany kin? W końcu przez wielu to właśnie Ray Kroc uważany jest za założyciela i ojca marki, ponadto, postrzegany jest jako przykład tego, że nawet marzenia syna czeskich imigrantów mogą się spełnić na amerykańskiej ziemi. Ciekawe jest to, że na ekranizację najważniejszego fragmentu jego życia zdecydowano się pomimo tego, że sylwetka Kroca daleko odbiega od wizerunku kogoś, kto doszedł do wszystkiego ciężką pracą, wykazując wierność zasadom moralnym. Ray jest człowiekiem, który świetnie obrazuje powiedzenie, że pierwszy milion należy ukraść.

Mcimperium

Głównego bohatera poznajemy w chwili, w której stara się zbić majątek na sprzedaży nowoczesnych mikserów – idzie mu to jak krew z nosa i to pomimo płomiennej mowy, którą wygłasza każdemu potencjalnemu nabywcy. Wieczorami słucha motywacyjnych przemów, zatapiając niepowodzenia w szklaneczce czegoś mocniejszego i próbując wmówić żonie oraz sobie samemu, że interesy wcale nie idą tak źle, a on doskonale panuje nad sytuacją. W końcu jednak uśmiecha się do niego szczęście – dostaje zamówienie na kilka mikserów, na dodatek wszystkie mają zostać wysłane na jeden adres – do San Bernardino, w Kalifornii. Gnany ciekawością Kroc postanawia odwiedzić restaurację, która ma takie zapotrzebowanie na sprzęt z jego oferty. Tam spotyka braci McDonald – Dicka oraz Maca, którzy stworzyli fenomenalny system szybkiego przygotowywania i serwowania smacznych posiłków. Fast food. Urzeczony tym odkryciem Kroc postanawia wejść z McDonaldami w spółkę i zbić majątek na restauracjach korzystających z wymyślonego przez nich systemu. Nikt nie spodziewa się, że bracia właśnie sprzedali własną duszę, a dzieło ich życia zostanie im wkrótce odebrane.

Mcimperium

McImperium nie jest filmem biograficznym, wybielającym postać, o której opowiada – Kroc jest tutaj dupkiem, dążącym do realizacji własnych celów po trupach tych, którzy stanęli mu na drodze i przeszkadzali w ich spełnieniu. Porzuca najbliższych, wykorzystuje ufających mu ludzi – to są fakty, którym produkcja nie przeczy i których nie zataja. Nie sposób dopatrzeć się w McImperium pochwały dla wytrwałości, uczciwości oraz trzymania się ogólnie przyjętych wartości moralnych – tym razem amerykański sen został zrealizowany wbrew temu wszystkiemu: zwyciężyły cwaniactwo, brak lojalności i zwykła, ludzka podłość, doprawiona solidną porcją chciwości oraz ambicji. Różni się to od tego, co dotychczas serwowało nam hollywoodzkie kino, będące zazwyczaj pochwałą dla prawości i uczciwości, na piedestały wynosząc wytrwałość i cierpliwość w dążeniu do własnych celów oraz realizacji własnych marzeń. Nie jest to baśń, nie oczekujcie zatem, że na końcu dobro zwycięży, a podły biznesmen dostanie nauczkę – wręcz przeciwnie, jego interes będzie świetnie prosperował, a założona przez niego firma zarabiać będzie pieniądze, o których nikomu się nie śniło.

Mcimperium

Trzeba przyznać, że McImperium nie spotkałoby się z tak dobrym odbiorem z mojej strony, gdyby nie fenomenalna rola Keatona, wcielającego się w Raya Kroca – nie było w nim ani odrobiny fałszywej nuty czy braku autentyzmu w kreowaniu granego bohatera. Z jednej strony potrafi być czarujący, niczym dobrotliwy sąsiad, któremu bez wahania pożyczylibyśmy kosiarkę, z drugiej okazuje się człowiekiem bez skrupułów i kręgosłupa moralnego, co w połączeniu z kilkoma marketingowymi sztuczkami daje niebezpieczną mieszankę. Ten dualizm w odbiorze postaci świetnie wpisuje się w relacje z braćmi McDonald – Ray bez problemu zdobywa zaufanie prostodusznego Maca, jednocześnie jednak jego otwarty sposób bycia i zaangażowanie budzi nieufność w podejrzliwym z natury Dicku. Warto zwrócić też uwagę na kreację pomysłodawców jednej z najbardziej znanych sieci restauracji – zaufali komuś, komu ufać nie powinni, w efekcie czego odebrane zostaje im nie tylko dzieło życia, ale również prawo do nazywania swojej restauracji ich własnym nazwiskiem.

Mcimperium

Bez wątpienia McImperium, jako film biograficzny, jest produkcją o tyle istotną, że nie tłumaczy swojego bohatera i nie wybiela jego działań, doskonale pokazując, że świat nie jest wyłącznie czarno-biały, a realizacja czyichś marzeń czasem może się wiązać z odebraniem komuś owoców jego ciężkiej pracy. Zapewne za oceanem jest to dzieło o tyle ważne, że wyprowadza część Amerykanów z przeświadczenia, że to Kroc jest pomysłodawcą systemu szybkiego serwowania posiłków, co mogło być wywołane faktem, że to założoną przez niego restaurację uznaje się jako pierwszą, a braci – Dicka i Maca – niemal wymazano z legendy firmy, co nie było szczególnie trudne, zważywszy że twarzą korporacji stał się klaun Ronald McDonald, co sprawiło, że wielu klientów uważało nazwisko za wybrane przypadkowo, ze względu na brzmienie i fakt, że jego pierwsza litera przypominała dwa złote łuki, tak charakterystyczne dla pierwszych restauracji serwujących posiłki pod szyldem tej franczyzy.

Mcimperium

Film dość wiernie trzyma się znanym nam zdarzeń, o których możemy przeczytać w wywiadach z braćmi McDonald i samym Krockiem – produkcja jest niezłym przedstawieniem tego, co miało miejsce przeszło siedemdziesiąt lat temu i co w pewien sposób zmieniło oblicze świata. Globalizacja postępuje, co rusz powstają nowe restauracje McDonald’s, a sama marka kojarzona jest niemal na całym świecie. Cała produkcja spoczywała na barkach Keatona, który zdołał ją udźwignąć przy niemałej pomocy aktorów drugoplanowych, przyzwoicie wcielających się w swoich bohaterów, oraz scenarzystów utrzymujących cały film w klimacie lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku.

Mój główny problem związany z McImperium wynika z tego, że przedstawiona historia w gruncie rzeczy mnie nie porywa – oto powstała kolejna przynosząca milionowe zyski korporacja, a jej narodziny nie wiążą się właściwie z niczym niespodziewanym, fascynującym czy w jakiś sposób ciekawym: mamy wspólników, których drogi się rozchodzą, a strona bardziej zaradna, mająca po swojej stronie lepszych prawników, ostatecznie zgarnia całą pulę, dając w zamian marne grosze. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że McImperium to niemal dwugodzinna reklama McDonalda, czasem zbyt mocno skupiająca się na walorach posiłków niż na samej opowieści.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: McImperium
Produkcja: FilmNation Entertainment, Weinstein Company, The Faliro House Productions
Typ: Film
Gatunek: Biograficzny, Dramat
Data premiery: 03.02.2017
Reżyseria: John Lee Hancock
Scenariusz: Robert D. Siegel
Obsada: Michael Keaton, Nick Offerman, John Carroll Lynch, Linda Cardellini

Nasza ocena
7/10

Podsumowanie

Plusy:
+ świetna rola Keatona
+ dobrze zagrane postacie drugoplanowe
+ oddany klimat lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku
+ brak wybielania postaci głównego bohatera
+ rzetelne przedstawienie historii

Minusy:
– sama historia nie wydaje się warta ekranizacji
– produkcja momentami zdaje się być dwugodzinną reklamą McDonalda

Sending
User Review
1 (1 vote)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Deneve
Deneve
6 lat temu

System nie nazywał się „Fast Food”, tylko „Speedy System”. 😀
https://www.youtube.com/watch?v=u00S-hCnmFY

Martyna „Idris” Halbiniak
Martyna „Idris” Halbiniak
Geek trzydziestego poziomu. Wyznawca Cthulhu i zasady, że sen jest świetnym substytutem kawy dla ludzi, którzy mają nadmiar wolnego czasu. Kiedyś zginie przywalona książkami, z których zbudowała swój Stos Wstydu™. W czasie wolnym od pochłaniania dzieł popkultury, pracuje i studiuje, dorabiając się już odznaki Wiecznego Studenta™. Znajduje się również w zacnym gronie organizatorów Festiwalu Fantastyki Pyrkon. Absolwentka psychokryminalistyki i studentka psychologii, nałogowo przetwarzająca kawę na literki.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki