Polska premiera miała miejsce 1 kwietnia tego roku (Prima Aprilis, przypadek?) i po 23 dniach film trzyma się nieźle. Co prawda nie przyciąga takich tłumów jak Zwierzogród czy Księga Dżungli, ale sale i tak są wypełnione co najmniej do połowy (połowa to dużo, biorąc pod uwagę wielkość sal kinowych).
Czy Kung Fu Panda 3 to film na miarę możliwości studia DreamWorks? Niezupełnie. Niektórzy mówią, że przygody uroczego misia pandy powinny były zakończyć się na pierwszej części. To opinia przesadzona, ale nie bezpodstawna. Rzeczywiście części drugiej nieco brakuje świeżości, a osiemdziesiąt procent części trzeciej wywołuje intensywne uczucie deja vu. Mimo to Kung Fu Pandę 3 przyjemnie się ogląda, czas się nie dłuży, nie ma fragmentów, w których akcja zamiera do tego stopnia, że widz zaczyna poważnie rozważać szybkie wyjście do toalety.
Strona wizualna filmu jest wspaniała. Luźno licząc, nawet pięćdziesiąt procent filmu to sekwencje w stylu charakterystycznym dla Kung Fu Pandy (niby 2D ale z głębią, bardzo kolorowy i kontrastowy, wykorzystujący symbolikę barw – zło w zimnych kolorach, zazwyczaj zieleniach i błękitach, dobro w ciepłych, zwykle złotych – stylizowany na styl sztuki Dalekiego Wschodu). W pierwszej części takich scen było niewiele.
Ścieżka dźwiękowa jest warta przesłuchania, nawet jeśli nie zamierza się obejrzeć filmu. I tu ciekawostka – antagonista ma tak ładną melodię, że nie dałoby się jej odróżnić od melodii protagonisty czy pozostałych bohaterów filmu. Pasuje raczej do scen, w których główny bohater wstępuje na ścieżkę samorozwoju i w bólach (bo to zawsze jest bolesne) przezwycięża swoje słabości. Nie przypominam sobie żadnego innego filmu animowanego, w którym główny antagonista miałby przypisaną tak pozytywną melodię.
No właśnie, a o co właściwie chodzi w filmie? Po doskonale się bawi będąc Smoczym Wojownikiem. Do czasu. Mistrz Shifu oznajmia, że przechodzi na emeryturę i jego miejsce zajmie nie kto inny niż sam Po. Oczywiście na jaw wychodzi kto jak o nim myśli, i co on sam myśli o sobie. Głównym problemem filmu okazuje się poszukiwanie własnej tożsamości, ponieważ, i tu zaczyna się zabawa, świadomość samego siebie to jedyny sposób na dotarcie do swojej energii chi i opanowanie jej. A Po musi nauczyć się posługiwać chi, jeśli chce ocalić świat przed zniewoleniem. Do świata żywych powrócił bowiem Kai, niegdyś przyjaciel mistrza Oogwaya, później jego wróg. Pokonał mistrzów kung fu (również Oogwaya, w Krainie Duchów) i skradł im ich energię chi. Z jej pomocą zamierza opanować świat. Brzmi banalnie? Więc prawidłowo. Fabuła nie jest głęboka, ale znajdziemy w niej wątki, które, przy odpowiedniej interpretacji, mogą wywołać żywą dyskusję. Na przykład problem wychowania dziecka przed dwóch ojców. Poza tym poszukiwanie własnej tożsamości (z tym boryka się nie tylko Po), pytanie co jest silniejsze – krew czy wychowanie? – i próby zrozumienia społeczności, do której należy się z racji urodzenia, ale z którą nie miało się do czynienia nigdy wcześniej. To wszystko jest obecne w filmie, choć ukryte dość głęboko pod warstwą humoru i wartkiej akcji.
Fanom Kung Fu Pandy nie powinny przeszkadzać mankamenty tej produkcji. Dzieci będą z pewnością zachwycone – nie dość, że akcja jest szybka, muzyka dobra i głośna, to jeszcze pojawiają się wszyscy ulubieni bohaterowie (również martwy mistrz Oogway, który wygląda na zupełnie żywego i jest chyba bardziej energiczny niż za życia). Rodzice też znajdą coś dla siebie, choćby dialogi, które wraz z wiekiem widza nabierają głębi i śmieszą swoją wieloznacznością. Mimo to ogólne wrażenie nie jest tak dobre, jak można by się spodziewać po produkcji studia DreamWorks. Film jest do obejrzenia raz, może dwa, za trzecim najprawdopodobniej będzie już zupełnie nudny.
Ocena: 6.75/10
Plusy
+wartka akcja
+dużo humoru
+zachwycająca strona wizualna
+ścieżka dźwiękowa
+ukryte poważne wątki
Minusy
-płytka fabuła
-towarzyszące seansowi uczucie deja vu
-gęsto i często powtarzające się motywy
-film na jeden raz, szybko się znudzi
Autor: TuTu