SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja książki Dragon Age: The Masked Empire

1

Każdy fan Dragon Age wie jak zakończyła się w naszym kraju przygoda wydawnicza Fabryki Słów z książkami z serii, napisanymi przez Davida Gaidera – głównego scenarzystę gier. Była to przygoda trzytomowa i satysfakcjonująca… do momentu, w którym okazało się, że Utracony Tron, Powołanie i Rozłam to nie jedyne papierowe dzieci Dragon Age. Poza wymienionymi powstały bowiem także komiksy, których recenzje znajdziecie na naszym blogu (The Silent Grove, Those Who Speak, Until We Sleep) oraz jeszcze dwie książki – The Masked Empire Patricka Weekesa i Last Flight pióra Liane Merciel. W tej recenzji zajmę się tą pierwszą, drugą postaram się opisać w przyszłości.

2

Nie ma sensu ostrzegać przed spoilerami z Inkwizycji, bo gra wyszła już jakiś czas temu i wszyscy zainteresowani tematem zapewne zdążyli przejść ją po kilka(naście) razy, a z racji (nie)dostępności książki w naszym języku i kraju, każdy, kto rozważa jej zakup nie uniknął raczej przeczytania choćby krótkiego opisu fabuły widniejącego czy to na tylnej okładce dziełka, czy zwyczajnie na stronie, na której sprawdzał cenę produktu i wysyłki. Co nie oznacza oczywiście, że będę rzucać niespodziankami fabularnymi na prawo i lewo – ograniczę się do podstawowych informacji, takich jak imiona bohaterów i ich funkcje w uniwersum, oraz przedstawienia ogólnego zarysu fabuły. Zanim jednak o zawartości, kilka informacji ogólnych o The Masked Empire, o tym jak zdobyć egzemplarz i jak wygląda.

Książka ukazała się nakładem brytyjskiego wydawnictwa Titan Books w kwietniu 2014 roku (czyli to właściwie recenzja na drugą rocznicę wydania, co za przypadek!). Autorem charakterystycznej, symbolicznej, pięknej ilustracji na okładce, przedstawiającej (głównie) Celene, Cesarzową Orlais jest Ramil Sunga – jeden z grafików pracujących przy projekcie Dragon Age. Autorem samej książki zaś, jak zostało już wcześniej wspomniane, jest Patrick Weekes, który przejął jakiś czas temu obowiązki Davida Gaidera jako główny scenarzysta gry. Dla wszystkich, którym to jeszcze umknęło i boją się o przyszłość serii – są to obawy bezpodstawne, co można stwierdzić na podstawie jego dotychczasowych dokonań związanych z grą, a sceptyków być może uspokoi też lektura The Masked Empire. O ile oczywiście znają angielski, bo niestety do tej pory książka nie została przetłumaczona na język polski, Fabryka Słów oficjalnie oświadczyła, że poza gaiderowymi więcej nie wyda, a żadne inne wydawnictwo nie wyraziło jeszcze oficjalnie chęci, by przejąć pałeczkę.

3

Język, którym książka została napisana może miejscami sprawiać trudności mniej wprawionym czytelnikom – pełno w niej zwrotów dawnych (które jednak można znaleźć w słowniku, Google Tłumaczu, czy po prostu gdzieś w internecie), nazewnictwa charakterystycznego dla przedmiotów związanych z walką, takiego jak typy broni, pancerzy, czy typów ataków, i co najważniejsze – dziwnych konstrukcji składniowych. Wszystko to ucieszy koneserów języka angielskiego, ponieważ dobór słów i sposób mówienia postaci są tak dobrane, że dobrze przedstawiają ich charakter, pochodzenie, czy po prostu nawyki w kreowaniu wypowiedzi.

Jeśli to jeszcze Was nie zniechęciło, to podpowiedź gdzie kupić. Oczywiście na oficjalnym sklepie z gadżetami Bioware – w momencie, kiedy piszę tę recenzję jest to jedna z niewielu niewyprzedanych jeszcze pozycji, dodatkowo przeceniona z 16$ na 12.80$, czyli przy obecnym kursie dolara na jakieś 45zł. Cena jak za zwykłą książkę? Owszem, ale doliczcie jeszcze wysyłkę zza granicy, która może przekroczyć wartość książki. Inne źródła, z których można zdobyć The Masked Empire to oczywiście Amazon – ja sama kupowałam na brytyjskim (.co.uk), cena była zadowalająca, czas przesyłki około tygodnia od wysłania – Ebay, wydaje mi się, że widziałam nawet na Allegro, jednak z ceną adekwatną do cen zagranicznych.

4

Jak właściwie wygląda taka książka? Muszę przyznać, że w pierwszym momencie po otworzeniu kartonu z przesyłką byłam trochę niemile zaskoczona. Teraz nadal nie jestem do końca, jednak już się przyzwyczaiłam. Do czego? Do jej rozmiaru. Wydanie jest małe, mniejsze od standardowego dla nas rozmiaru okładki, nieco większe od naszych wersji kieszonkowych. Co za tym idzie tekst jest małą czcionką, przez co dosyć szybko mogą męczyć się oczy. Stron jest około 380, jednak nie robi to większego wrażenia, ponieważ papier jest w miarę cienki . Gdyby tego było mało, papier użyty do oprawy książki jest dosyć marnej jakości – po jednym przeniesieniu książki w torbie (między zeszytami, więc w jakimś stopniu zabezpieczonej) wyciągnęłam ją z poniszczonymi, wytartymi rogami. Dlatego jeśli ucieszyliście się z jej niewielkiego formatu, myśląc o czytaniu w podróży, może się to skończyć niemiłym rozczarowaniem.

Przejdźmy jednak do tego, co w The Masked Empire najważniejsze, czyli do fabuły. Dla porządku wspomnę jeszcze tylko, że akcja toczy się na rok przed wydarzeniami przedstawionymi w Dragon Age: Inkwizycja. Główną bohaterką, wbrew pozorom, nie jest Celene. A dokładniej – nie tylko ona nią jest. Historia przedstawiona w The Masked Empire to historia ciągu wydarzeń, na które mamy wgląd z perspektywy czworga głównych bohaterów – Celene, Briali, Michela de Chevina i Gasparda. Prawie każdy rozdział zawiera dłuższy fragment opisany z trzecioosobowej perspektywy wymienionych osób. Ich drogi się krzyżują, losy przeplatają, każda postać ma ogromny wpływ na wszystkie inne, każda jest zdeterminowana by odnaleźć swą drogę lub podążać już wcześniej obraną, każda odkrywa przed nami swoje sekrety, obawy, wahania. Po pewnym czasie spędzonym na czytaniu zaczynamy chcąc nie chcąc przywiązywać się do bohaterów, patrzeć na wydarzenia z ich punktu widzenia, rewidować swoje poglądy na ich temat (jeśli wyrobiliśmy sobie takowe po Inkwizycji).

5

Akcja zaczyna się spokojnie, scenami ukazującymi głównych bohaterów w ich „naturalnym środowisku”, w rolach, na które jesteśmy przygotowani z racji ich stereotypowości – Celene jest silną cesarzową, Michel jej czempionem, Briala elfią służącą, Gaspard kapryśnym księciem, knującym jak przejąć władzę. Każdy odgrywa swoją rolę doskonale, możemy zasmakować nieco intryganckiej atmosfery Wielkiej Gry, wydaje nam się przez chwilę, że wszystko jest na swoim miejscu, a te wydarzenia, które uznajemy za szarą codzienność naszych postaci, po chwili zaczynają się przeistaczać w coś większego. I nasi bohaterowie są tym tak samo zaskoczeni jak my. Zostajemy więc razem wrzuceni w wir intryg, porwań, ucieczek, krwawych bitew, propozycji małżeńskich i paktów z demonami (choć te dwie ostatnie dla niektórych mogą być równoznaczne). Patrick Weekes dba o fanów serii, wrzucając nam na przekąski cameo znanych już wcześniej postaci – banna Teagana(Dragon Age: Początek), Leliany. Jeśli ktoś miał okazję grać w Inkwizycję przed przeczytaniem The Masked Empire, takim cameo będzie też dla niego postać Imshaela, demona… znaczy ducha wyboru oraz pewnej postaci, której tożsamość w książce została potwierdzona oficjalnie dopiero w DLC do Inkwizycji – Intruz. Przy okazji podpowiem na zachętę, że bardzo ważną rolę odgrywa w historii „konflikt” Michela de Chevin z Imshaelem, którego rozwiązanie spada na nas w Inkwizycji. Mamy też zupełnie nowych bohaterów, w tym jednego, który swoim sarkastycznym podejściem chwyci za serce każdego z odpowiednim poczuciem humoru.

6

Książka jest wyładowana akcją, ukrytymi bardziej i mniej wskazówkami fabularnymi, ciekawostkami, nawiązaniami, niesamowicie ciekawymi dialogami, relacjami, wyborami bohaterów. Dzięki jej lekturze dowiadujemy się wszystkiego od podstaw jeśli chodzi o konflikt w Orlais, jakie są motywacje stron biorących w nim udział, jakimi ludźmi są te chłodne, niedostępne dla nas jako graczy, postacie. The Masked Empire to pozycja zdecydowanie obowiązkowa na półce każdego fana serii, doskonałe uzupełnienie informacji o uniwersum, ze szczególnym skupieniem na społeczno-politycznej stronie Orlais, w tym sytuacji elfów-niewolników, a także Dalijczyków, czyli także tego, co będzie podwaliną dla dalszych losów Thedas w kolejnych odsłonach serii (których powstania jesteśmy nieoficjalnie pewni!).

Ocena: 9/10

Plusy
+ doskonałe uzupełnienie wiedzy ze świata Dragon Age
+ wstęp i wyjaśnienie wielu aspektów do wydarzeń z Inkwizycji
+ bohaterowie starzy i nowi, ale przede wszystkim nie jednowymiarowi
+ każda scena ma znaczenie, buduje klimat, nic wetkniętego na siłę
+ format dobry do czytania w podróży…

Minusy
– … jeśli ma się skilla w ochronie okładki książki przed zniszczeniem
– dosyć trudny język – nie dla początkujących w sztuce angielskiego

Autorka tekstu i rysunków: Mara

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Dominika "Mara" Bieńkowska
Dominika "Mara" Bieńkowska
Ja to ta, co umie w polska języka na tyle, by pełnić tu funkcję naczelnego poprawiacza błędów mniejszych i większych. O swoim wieku nic nie mówię, bo to sprzyja szufladkowaniu. Głównie ulegam urokom fantastyki i fandomu m&a, trochę rysuję, trochę cosplayuję. Co do gier – kiedyś grałam dużo, teraz tylko w serię Dragon Age oraz w… gry, o których większość z was pewnie nie słyszała, nie usłyszy i NIE CHCE usłyszeć, więc nie pytajcie. W miarę lubię uczyć się języków obcych, tkwię pod urokiem japońskiego, nienawidzę francuskiego, nie lubię podróżować. Denerwują mnie tylko dwie rzeczy – głupota i brak kultury. Kiedyś zawładnę światem. Tylko poczekajcie.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki