Podręcznik przetrwania w filmach grozy mówi jasno: jeżeli chcesz przeżyć do napisów końcowych, przestrzegaj następujących zasad. Nie zaglądaj do tej przeklętej szafy. Nie schodź do ciemnej piwnicy. Nie ruszaj starych rzeczy, nie czytaj tekstów po łacinie i nie odwracaj się, gdy ktoś cię goni. Możesz też po prostu nie wydzierać japy i zachować ciszę. To chyba najprostszy pomysł, który Krasinski podniósł do rangi naprawdę porządnego filmu.
W niedalekiej przyszłości świat zostaje zdominowany przez pokraczne pajęczaki wyglądające niczym stawonogi z Wielkiego Atlasu Koszmarów Lovecrafta. Wzrok mają one gorszy niż czechosłowacki Krecik i Grzebcio z Tabalugi razem wzięci. Ich przewagę stanowi natomiast zmysł słuchu równie czuły, jak u nauczycieli wychwytujących za każdym razem, że im właśnie pyskujesz pod nosem. Nie wiadomo, skąd się właściwie wzięły. Czy to inwazja obcych, plaga międzywymiarowej stonki, eksperyment, który nawiał z tajnego laboratorium czy może po prostu gniew Matki Natury mającej dość homo sapiens w roli gospodarza? Pewnego dnia po prostu się pojawiły i stały się częścią ziemskiego ekosystemu zrzucając człowieka ze szczytu łańcucha pokarmowego. Ludzkość jest w odwrocie. Jedynym sposobem na przetrwanie jest zachowanie absolutnej ciszy. Jak wygląda sytuacja na froncie i w wielkich aglomeracjach? Nie wiadomo. Śledzimy bowiem losy rodzinny Abbottów. Mieszkają oni na farmie za miastem, otoczonej polami kukurydzy (można się więc spodziewać scen buszowania w zbożu). W świecie zdominowanym przez zagrożenie próbują przetrwać i ocalić odrobinę normalności. Próbują zachować milczenie, bo każdy dźwięk może zostać użyty przeciwko nim.
Ciche miejsce w momencie premiery zostało niezwykle dobrze przyjęte. I nic w tym dziwnego, bo film Krasinskiego pod wieloma względami był naprawdę doskonale wykonaną robotą. Przełamywał on skostniałe schematy panujące we współczesnym kinie grozy, oparty był na niezwykle prostym pomyśle, a dominujący w nim strach przybrał formę podstawowego i naturalnego lęku. Konieczność zachowania nieustannej czujności połączona z wszechobecną ciszą stworzyła atmosferę wiecznie obecnego napięcia. Obsada z Emily Blunt na czele zaprezentowała świetny aktorski poziom, a efekty specjalne, mimo niewielkiego budżetu, zrodziły naprawdę genialnie wyglądające potwory. Natomiast autentyczni bohaterowie oraz emocjonalna końcówka sprawnie domknęły całość. Wszystko to zrobiło naprawdę dobre wrażenie. Było się czym zachwycać. Jeżeli jednak pochylimy się dokładniej nad scenariuszem, znajdziemy tam całą masę idiotycznych elementów.
Życie w takich warunkach nie należy do najłatwiejszych. Dzieciaki nie mogą beztrosko hałasować, a reprymendy za ich wszelkie wybryki można wygłosić jedynie w języku migowym. Najgorsza natomiast wydaje się niemożność odreagowania i przywrócenia wewnętrznej harmonii za pomocą wykrzykiwanych wulgaryzmów, gdy cały świat wydaje się zmawiać przeciwko tobie. Zakazy ryzykownych i potencjalnie głośnych zabaw oczywiście nie dotyczą rodziców, którzy mimo globalnego przerąbania postanowili zmajstrować sobie nowe dziecko. Jakimś cudem potworów nie zwabił dźwięk pękającego zabezpieczenia… a może po prostu chodziło o podniesienie sobie poprzeczki, jakby przetrwanie nie było już wystarczająco trudne. Zresztą Evelyn i Lee mieliby niewielkie szanse na tytuł Rodzica Roku.
Chociaż nieustanne powodowanie przypadkowych hałasów oraz notoryczne nieposłuszeństwo definiują w pewnym stopniu jestestwo małych dzieci, spuszczają oni nieustannie z oczu swojego czteroletniego syna. Chłopiec mimo najszczerszych dziecięcych chęci nie rozumie powagi postapokaliptycznej sytuacji, w jakiej się znalazł, a to przecież prosi się o kłopoty. Czym kierowali się rodzice? Wiarą w niewykształcony jeszcze instynkt samozachowawczy swojego potomka? Przekonaniem, że w tym świecie nie ma miejsca dla słabych jednostek? A może po prostu byli kiepskimi rodzicami? Przecież tak też mogło się zdarzyć. Z ust bohaterów padają również stwierdzenia, że głośne miejsca są bezpieczniejsze. Z poczynionych obserwacji nie wynikają jednak większe wnioski, a już na pewno żadne zdecydowane kroki. Wszystkie te idiotyzmy bohaterów sprawiają, że z jednej strony człowiekowi dłoń puchnie od nieustannego uderzania w czoło. Z drugiej obecność scenariuszowych idiotyzmów stanowi jedyną siłę napędzającą dalsze losy bohaterów. A te mimo wszystko naprawdę warto poznać.
Krasinski na podobieństwo Treya Edwarda Shultsa i jego To przychodzi po zmroku opowiada historię zwykłych ludzi, żyjących gdzieś na obrzeżach świata dotkniętego brutalnymi zmianami. Reżyser i scenarzysta Cichego miejsca jest jednak dla nich nieco bardziej wyrozumiały. Tworzy on bohaterów ludzkich, popełniających błędy, posiadających odwagę wymieszaną z lekkomyślnością. Nie decydują się oni na zmagania z czyhającym na każdym kroku zagrożeniem. Pragną wyrwać wprost z paszczy okrutnego świata życie na tyle normalne, na ile to tylko możliwe. Wliczając w to płodzenie kolejnego pokolenia, na pohybel stawonogom. Kurczowo trzymają się pozorów. Na szali wolą postawić swoje życie niż swoje człowieczeństwo. Och, jakże są naiwni. Lecz czy nie są przy tym prawdziwi? Czy znajdując się w podobnej sytuacji, naprawdę wymalowalibyśmy sobie policzki kamuflującą farbą, chwycili za najbliższą maczetę i pomknęli przed siebie z ponurą miną Blade’a, by rąbać i ciąć kosmiczne plugastwo? Czy może zaszylibyśmy się w cichym miejscu i próbowali żyć dalej? Tak po prostu. Z miłością i uśmiechem, ciesząc się każdym danym nam dniem. Potwory nie były zbyt wyrozumiałe, ale my możemy. Abbottowie pragnęli przecież jedynie odrobiny normalności. I walczyli o nią, jak tylko mogli najlepiej.
.
Szczegóły:
Tytuł: Ciche Miejsce
Data premiery: 13.04.2018
Reżyseria: John Krasinski
Scenariusz: John Krasinski
Typ: horror, survival-horror
Obsada: Emily Blunt, John Krasinski, Millicent Simmonds, Noah Jupe, Cade Woodward i inni