SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja filmu Carol

1

Powolny spacer w świecie zakazanej miłości.

Carol, adaptacja Ceny soli Patricii Highsmith, przybliża nam Nowy York z lat pięćdziesiątych, gdzie poznajemy Therese – młodą, cichą dziewczynę, która jeszcze nie wie, czego pragnie od życia. Zmienia się to, gdy na jej drodze staje tytułowa Carol. Bohaterki nawiązują znajomość, która szybko przeradza się w romans.

Podczas oglądania Carol wydawało mi się, że mam do czynienia z małym filmem, na pewno nie o niskim budżecie, ale przeznaczanym do wyświetlania w kinach studyjnych. Powiem od razu, że jest piękny w tej skromności. Duże melodramatyczne produkcje przyzwyczaiły nas do krzyczanych przez łzy monologów i podniosłych scen wyznań miłosnych, a przy tym pozwoliły uwierzyć, że każda miłość jest rozdmuchana, wielka, pełna wybuchających co chwila fajerwerków.

Carol

przypomina, że w relacji międzyludzkiej chodzi przede wszystkim o bliskość, intymność, a często i ciszę, w której zakochani łączą się ze sobą tylko spojrzeniami.

2

Między głównymi bohaterkami powstaje niesamowita więź, a wcielające się w nie Cate Blanchet i Rooney Mara wykonują fantastyczną robotę. Co ciekawe – nie tylko sam romans obudzi zainteresowanie widza, ale także postacie same w sobie. Therese i Carol to wzajemnie uzupełniające się przeciwieństwa. Jedna młoda i szukająca właściwej drogi, druga zmęczona wędrówką po ścieżce, którą dawno już wybrała. Całe to dziełko Todda Haynesa opiera się właśnie na przybliżeniu nam dwóch odrębnych jednostek, których losy w pewnym momencie się zazębiają. To ich interakcje i przemiany, jakie w ciągu tych dwóch godzin trwania filmu się w nich dokonają, są fundamentem całego melodramatu, nie historia… ale do tego wrócę za chwilę.

3

Ogromnym atutem filmu są zdjęcia. W niemal każdym ujęciu widzimy dbałość o szczegóły, która idzie w parze z kierowaniem uwagi oglądającego na to, co najważniejsze, przy użyciu kolorów i muzyki. Najczęściej mamy do czynienia z paletą pastelowych, zgaszonych barw, które idealnie oddają cały klimat filmu i podkreślają pewną oszczędność i rezerwę, z którymi opowiedziana jest ta historia. Do tego dochodzi idealnie dobrana muzyka. Dzięki całej tej otoczce skomponowanej tak, żeby odtworzyć świat lat pięćdziesiątych minionego wieku, widz może poczuć bliskość między sobą, a bohaterkami, do tego stopnia, że będzie mu się wydawać, iż siedzi razem z nimi przy stoliku w zadymionej restauracji.

Seanse takie jak ten uczą widzów cierpliwości w oczekiwaniu na punkt zwrotny całej opowieści, i niestety w przypadku Carol punkt ten może nie być tak… zwrotny i zaskakujący, jak można oczekiwać.

4

Jak już wspomniałam wcześniej, mamy tu do czynienia z kinem, które bazuje na rozwoju postaci, przemianach, jakie w nich zachodzą, a także na oszczędnej grze aktorskiej, ale historia, którą oglądamy, nie jest sama w sobie bardzo odkrywcza czy zaskakująca. A miejscami po prostu nudna.

Widzowie, którzy stronią od romansów, będą narzekać, że akcja rozwija się stanowczo za wolno, a podczas trzeciego aktu niektórzy z nich mogą usnąć. Dla wielu historia oparta na rozwoju charakterów i relacji między głównymi bohaterkami to za mało, żeby poświęcić dla niej dwie godziny swojego życia, i wcale się nie dziwię. Chociaż Carol ma do zaoferowania dużo, łącznie z dopracowanymi w każdym detalu zdjęciami i piękną muzyką na czele, zawodzi pod kątem przykuwania uwagi oglądającego aż do ostatniej minuty.

5

Jeśli jednak ktoś ma ochotę na wejście do świata zakazanej miłości w świetnie uchwyconym klimacie lat pięćdziesiątych, lub po prostu melodramat, w którym kluczową rolę grają gesty, nie słowa, może bez wahania sięgnąć po Carol.

Ocena: 8/10

Plusy
+ główne bohaterki
+ zdjęcia
+ muzyka

Minusy
– – mało wciągająca historia

Autor: Aya

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
spot_img
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki