SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja filmu Ave, Cezar!

1

Stare kino w krzywym zwierciadle

Ave, Cezar! w reżyserii braci Coenów przybliża nam dzień z życia Eddiego Manniksa, najważniejszej osoby w studiu filmowym Capitol Pictures. Kiedy gwiazda najnowszego hitu kinowego, Baird Whitlock, zostaje porwana, Eddie stara się zrobić wszystko, żeby wykupić ją z rąk porywaczy, równocześnie zarządzając całym studiem.

Przed wybraniem się do kina obejrzałam zapowiedź Ave, Cezar!, która fałszywie obiecywała mi pełną rozmachu komedię. Podczas seansu przez cały czas czekałam, aż coś się stanie. Minęło pół godziny, potem następne pół. I nic. Zaczęłam rozglądać się po twarzach ludzi z mojego rzędu, żeby się zorientować, czy tylko ja jestem na tyle zdezorientowana tym, co oglądam, że George Clooney dawno już stracił moją uwagę. W końcu zostało ostatnie piętnaście minut. Myślę: teraz na pewno coś musi się stać! Wszystkie te wątki, które nam przedstawiono zostaną zgrabnie zamknięte, może zobaczę wybuch, który zmieni całe postrzeganie wszystkich i wszystkiego. Nie. Niestety nie.

2

Ave, Cezar! to list miłosny do branży filmowej, do jej fałszu i przekrętów, ale także do wszystkich ludzi, którzy starają się dostarczyć odbiorcom dobrą rozrywkę i wkładają w to serca. Na pewno dużym plusem produkcji są niesamowite zdjęcia i kolory, które się na nich pojawiają: soczyste, intensywne, które ciemnieją jednak jeśli chwila tego wymaga, a cała akcja wtedy zwalnia, pozwalając zaczerpnąć widzowi powietrza, zatrzymać się i zastanowić.

Film był zapowiadany jako komedia, ale na pewno nie jest komedią dla wszystkich i wątpię, że cała sala będzie śmiać się do rozpuku – jeśli w ogóle zdecydujecie się wybrać na niego do kina. Niektórzy powiedzieliby, że jest to humor dla inteligentnych. Nie zgodzę się: nie inteligentnych, a raczej dla wtajemniczonych – miłośników kina ze złotych dni Hollywoodu, którzy byliby ciekawi, jak „od kuchni” wyglądało tworzenie filmów tamtej ery. Bardziej niż z żartami czy gagami, mamy tu do czynienia z sarkazmem, z jakim przedstawiane są gwiazdy starego kina. Wyśmiewanie ludzi i sytuacji to w tym przypadku zabieg bardzo subtelny, ale równocześnie to, jak sam film został napisany, przypomina projekt z czasów, które sam ukazuje w krzywym zwierciadle. Wystarczy wsłuchać się w dialogi bohaterów, często brzmiące nienaturalnie, czy głos narratora rodem ze starych westernów.

3

Ave, Cezar! przedstawia nam niemałe grono gwiazd, które świecą całym swoim talentem: wspomniany już George Clooney, Ralph Fiennes, Scarlett Johansson czy popularny ostatnio Channing Tatum. Możemy oglądać ich wszystkich, przynajmniej przez parę scenek, a ich gra aktorska stoi na najwyższym poziomie.

Na tym jednak moje pochwały się kończą. Przeszkadzało mi przede wszystkim to, że nastrój całego filmu zmienia się ze sceny na scenę, co bardzo utrudnia jego odbiór. Ostatecznie widz nie wie, na co patrzy: na komedię, na dramat, a może na film akcji? Cokolwiek by to było, zabarwione zostało humorem, który nie będzie zrozumiały dla każdego, a już na pewno nie dla niedzielnego widza, którzy przyszedł do kina tylko po chwilę dobrej zabawy.

4

Ave, Cezar! raczej nie znudzi, bo tempo akcji posuwa się szybko, ale na pewno może zdezorientować. Kim jest ta postać? O kim oni mówią i czemu akurat to robią? I co jest nie tak z twarzą Tildy Swinton?! Wielowątkowość to w tym przypadku strzał w stopę. Zamiast przedstawić jedną czy dwie historie i pozwolić widzowi związać się z ludźmi, których ona dotyczy, przedstawiono nam wycinki z wielu wcale niepowiązanych ze opowieści. Zaczęłam się nawet zastanawiać, jakby to wszystko wyglądało, gdyby został nam przedstawiony skandal z poprzedniego filmu Bairda Whitlocka, czy gdyby aktor, który nie potrafi grać – Hobie Doyle – był głównym bohaterem tego całego zamieszania. Cóż, tego się nigdy nie dowiem. Tym, co zawiodło mnie najbardziej, jest zakończenie. Główny bohater wcale się nie zmienił. Wszystko zostało po staremu, a widownia nie otrzymała żadnego emocjonalnego katharsis. Ten film po prostu jest, nie bardzo dbając o to, co z niego wyniesie widz.

5

Może ta dość niska ocena spowodowana jest wcześniejszym zobaczeniem zwiastuna, który nastawił mnie nie tak, jak trzeba i zupełnie nie na to, co zostało mi na talerzu podane. Mimo otoczki pięknych zdjęć, Ave, Cezar! to nie komedia, której się możecie spodziewać, a to, co zobaczycie będzie zbyt chaotyczne, żeby zapewnić prawdziwą rozrywkę.

Ocena: 6/10

Plusy
+ zdjęcia
+ obsada
+ dobrze uchwycony klimat lat 50-tych

Minusy
– za dużo wątków pobocznych
– częsta zmiana nastroju
– chaotyczne przedstawienie całej historii

Autor: Aya

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki