SIEĆ NERDHEIM:

Piła na skraju efektu motyla – recenzja filmu ARQ

ARQ

Netflix dał się poznać jako platforma, której produkcje własne pod względem jakości mogą konkurować chociażby z tymi sygnowanymi logo HBO. Ludzie szybko zakochali się w House of Cards, Orange is the New Black czy Daredevila, tak samo jak wcześniej od razu kupowali Rodzinę Soprano czy Sześć stóp pod ziemią. W tych beczkach miodu znajduje się jednak trochę dziegciu, który odrobinę zaniża średnią – dla Netfliksa takim dziegciem może być chociażby Flaked, a teraz również ARQ.

Film przedstawia historię młodej pary, Rentona i Hanny, która z samego rana zostaje obudzona przez zamaskowanych przestępców i zaciągnięta do garażu, gdzie intruzi grożą im śmiercią, jeżeli nie dostaną pieniędzy. Dowiadujemy się coś niecoś o świecie i postaciach, ale w pewnym momencie Renton budzi się na kilka sekund przed atakiem. Przeżywa całe zajście od początku, jako jedyny mając świadomość, że ta sytuacja wydarzyła się już wcześniej. Raz po raz powtarzając kilka godzin ze swojego życia, stara się poprowadzić wydarzenia tak, żeby nie zginął ani on, ani Hannah.

ARQ

ARQ jest debiutem reżyserskim Tony’ego Elliota, odpowiadającego również za scenariusz filmu. Widać jednak jego stosunkowo niewielkie doświadczenie w scenopisarstwie, dotychczas ograniczające się do pojedynczych odcinków kilku mniej znanych seriali telewizyjnych, w tym chociażby Zwierząt w bieliźnie czy Orphan Black. Na papierze scenariusz może i wygląda obiecująco: mamy postapokaliptyczny świat, w którym wielka korporacja walczy o energię z buntownikami, a pętla czasu stanowi potencjalnie interesujący punkt wyjścia, dający ciekawe możliwości. Trzeba oddać Elliotowi, że robił wszystko, żeby widz nie usnął – kolejne sekwencje robią się coraz dłuższe, z każdą następną poznajemy nowe informacje o bohaterach czy świecie. Ot, przykładowo w pierwszej wiadomości słuchane przez bohaterów są stosunkowo krótkie i w wielu miejscach urwane, ale przy kolejnych „odwiedzinach” prezentowane są inne ich fragmenty, co jako tako pozwala ułożyć sobie obraz świata, w jakim rozgrywa się film. Co kilka powrotów prezentowany jest również pomniejszy twist fabularny, który modyfikuje reguły „gry”. Podczas seansu bezwiednie przychodzą na myśl skojarzenia z Efektem motyla czy Na skraju jutra, ale mimo wszystko scenariusz nie potrafi wykrzesać z siebie tej iskry, która sprawiłaby, że ARQ oglądałoby się z wypiekami na twarzy.

ARQ

Trudno jednak powiedzieć, czy powyższe problemy to wina samego scenarzysty, czy może jednak budżetu, nieporównywalnie mniejszego, niż te, jakimi dysponują kinowe przeboje. Według reżysera, koszt filmu wyniósł mniej niż dwa miliony dolarów, co siłą rzeczy wymuszało pewne ograniczenia i kompromisy. Być może ARQ byłoby ciekawsze, gdybyśmy widzieli i czuli, że akcja rozgrywa się w postapokaliptycznym świecie, a nie słyszeli o tym wyłącznie z telewizji. Być może udałoby się zbudować więcej napięcia, gdyby nie to, że dziewięćdziesiąt dziewięć procent filmu rozgrywa się w jednym domu, głównie w jego garażu, sporadycznie przenosząc akcję do sypialni, kuchni czy piwnicy. Swojego rodzaju „klaustrofobiczność” lokacji momentami może kojarzyć się z pierwszą Piłą. Co prawda pod koniec filmu zostało to odrobinę lepiej uzasadnione fabularnie, tym niemniej „recykling” lokacji, a w niektórych momentach nawet ujęć, może przyprawiać o lekkie znudzenie. Ale mimo wszystko reżyser starał się wykorzystać dostępny budżet na tyle, na ile się dało – ARQ nie wygląda na dziełko amatora, może pochwalić się przyzwoitą oprawą wizualną, porównywalną do seriali o większych budżetach. Główne role powierzone zostały, mówiąc brzydko, „drugim planom” znanym z filmów i seriali, takim jak Robbie Amell czy Rachel Taylor – aktorzy z powierzonych ról wywiązali się nieźle, a zaangażowanie ich może dawać iluzję oglądania filmu o nieco wyższym budżecie. Na dobrą sprawę jedynym, co w kwestiach technicznych nie do końca mi się podobało, jest skomponowana przez Keegana Jessamy’ego i Bryce’a Mitchella muzyka. Panowie wyszli chyba z założenia, że skoro ARQ jest filmem science-fiction, to stworzą – uwaga, brzydkie słowo i obrzydliwa kalka językowa – „generyczną” muzykę wpisującą się w ten gatunek, którą z powodzeniem można by zastosować chociażby w Mass Effect. Wyobraźcie sobie muzykę, która kojarzy wam się z produkcją fantastycznonaukową, z charakterystycznym „plimkaniem” itd. – taka mniej więcej jest muzyka w ARQ. Owszem, całkiem sprawnie uzupełnia ona film, momentami jednak swoją „generycznością” potrafi odrobinę wytrącić z równowagi.

ARQ

Jako że jest to produkcja ekskluzywna dla Netfliksa, jeszcze kilka słów o „wydaniu”. W dniu premiery film udostępniony został w języku polskim, w wersji z napisami i z lektorem. Z recenzenckiego obowiązku sprawdziłem fragment tej drugiej wersji – głos i dykcja lektora sugerują, że studio nagraniowe wzięło go z łapanki. Polski tłumacz nie mógł się powstrzymać przed tym, żeby pomijać lub cenzurować wulgaryzmy, co jest niezgodne z wytycznymi Netfliksa, ale nie licząc tego samo tłumaczenie jest w miarę zgrabne.

Wspomniałem na początku, że dla Netfliksa ARQ może być łyżką dziegciu – może, jeżeli ktoś jest nastawiony na to, że platforma produkuje wyłącznie wybitnie produkcje. Film sam w sobie jest jednak dość przyzwoity, zwłaszcza jak na debiut reżyserski – wierzcie mi, wydawałem o kilka klas gorsze. Głównym problemem ARQ jest nie to, że stanowi zlepek motywów zaczerpniętych z innych postapokaliptycznych produkcji science-fiction, ale to, że nie potrafi zaangażować. Przypuszczam, że gdyby twórcy dysponowali większym budżetem, mogąc pokazać wyniszczony świat, a nie tylko o nim opowiadać, całość prawdopodobnie sprawiałaby lepsze wrażenie. Tak dostaliśmy tylko przeciętny film, który można obejrzeć i nawet czerpać z jego oglądania jakąś tam satysfakcję – mniej więcej taką, jaką czerpie się z „hiciorów”, którymi telewizje zapychają ramówkę.

NASZA OCENA
5/10

Podsumowanie

Plusy
+ jak na debiut reżyserski – nawet daje radę
+ w miarę sprawna realizacja

Minusy
– nieangażujący scenariusz
– przeciętna muzyka
– wymuszony stosunkowo niewielkim budżetem „recykling”…
– …i niemożność lepszego przedstawienia świata

Sending
User Review
2 (1 vote)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Jacek „Pottero” Stankiewicz
Jacek „Pottero” Stankiewiczhttps://swiatthedas.wordpress.com/
Jak przystało na reprezentanta rocznika 1987, jestem zgrzybiałym dziadziusiem, który doskonale pamięta szczękopady, jakie wywoływały pierwsze kontakty z „Doomem”, a potem z „Quakiem” i „Unreal Tournament”. Zapalony gracz z ponaddwudziestopięcioletnim doświadczeniem, z uwielbieniem pochłaniający przede wszystkim gry akcji, shootery i niektóre RPG. Namiętny oglądacz filmów i seriali, miłośnik Tarantina, Moodyssona i Tromy, w wolnej chwili pochłaniacz książek i słuchowisk, interesujący się wszystkim, co wyda mu się warte uwagi. Dla rozrywki publikujący gdzie się da, w tym m.in. czy w czasopismach branżowych. Administrator Dragon Age Polskiej Wiki.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki