SIEĆ NERDHEIM:

Lepiej, ale jednocześnie tak samo. Recenzja Assassin’s Creed Mirage

Najnowsze przygody Basima są pełne sprzeczności. Wprowadzone zmiany są największą zaletą Mirage i sprawiają, że gra Ubisoftu potrafi przynieść radość. Z drugiej jednak strony, to wciąż ta sama, wysłużona przez ostatnie sześć lat formuła.

Niecodzienna droga, jaką przeszedł Assassin’s Creed Mirage, nie bez powodu prowokowała pytania o ostateczną jakość produktu. Zaplanowany pierwotnie jako DLC do Valhalli, Mirage ostatecznie stał się samodzielnym produktem o mniejszym rozmachu i skali, ale także bardziej atrakcyjnej cenie. Nadzieje fanów rozpaliła jednak wieść, że przygody Basima będą odpowiedzią dla tych, którym brakowało stylu rozgrywki znanego z pierwszych odsłon serii. Czy Mirage spełniło oczekiwania?

Basim jest postacią, którą poznać mogliśmy już przy okazji czasu spędzonego w skórze Eivor. Asasyn był obecny niemal od początku historii przedstawionej w Assassin’s Creed Valhalla i ostatecznie okazał się istotnym elementem układanki związanej z dziedzictwem Pierwszej Cywilizacji. W Mirage poznajemy młodość Basima oraz jego drogę od ulicznego złodziejaszka do pełnoprawnego asasyna. W międzyczasie ponownie pokrzyżujemy plany Zakonu Starożytnych i odkryjemy przyczynę dziwnych koszmarów dręczących naszego bohatera.

Po spędzeniu prawie ponad stu godzin w średniowiecznej Anglii, przy pierwszych chwilach spędzonych w skórze Basima doświadczyłem efektu déjà vu. Choć zmiana z DLC na pełnoprawną grę wyniknęła ze skali wprowadzonych zmian, fundament w postaci Valhalli jest w Assassin’s Creed Mirage wciąż mocno odczuwalny. Animacje, styl graficzny, sposób prowadzenia rozmowy z innymi postaciami – to wszystko już widzieliśmy. Nowości pojawiają się dopiero z czasem.

Pierwszą odczuwalną zmianą jest mapa, po której się poruszamy. Terenem naszych działań przez cały czas gry pozostaje Bagdad oraz tereny otaczające miasto. Jest to drastycznie mniejszy obszar w porównaniu do Valhalli, gdzie do dyspozycji otrzymaliśmy dwie olbrzymie mapy Anglii oraz Norwegii. Odpowiednio zredukowano także liczbę wszelkiej maści znajdziek oraz aktywności pobocznych do wykonywania. Fani ostatniej trylogii mogą czuć się zawiedzeni, lecz osobiście odbieram tę zmianę na duży plus. Mniejszy obszar pozwolił na odpowiednie zaopiekowanie się dostępnym terenem i sprawienie, że nie jest on pusty.

Basim, w przeciwieństwie do swoich poprzedników (oraz następcy/następczyni), nigdy nie był wojownikiem, ale stawiającym na ciche działania złodziejem. Pozwoliło to na zmianę proporcji naruszonych w wydanych wcześniej grach i powrót do skradankowego stylu zabawy. Zamiast toporów, młotów i włóczni otrzymujemy miecz, sztylet oraz całą masę gadżetów o przeznaczeniu ofensywno-zaczepnym. Miejsce mocy specjalnych zajęły strzałki usypiające, noże do rzucania oraz bomby dymne. Jedyną pozostałością nadludzkich mocy bohatera jest możliwość seryjnej likwidacji grupy zaznaczonych przeciwników, co dotychczas mogliśmy zobaczyć w dwóch ostatnich odsłonach serii „Splinter Cell”. Choć opcja ta wzbudziła dużo kontrowersji, nie ma żadnego problemu, by w ogóle z niej nie korzystać.

Wszystkie zmiany zaproponowane w Mirage stanowią największy atut rozgrywki. Sęk w tym, że cała masa rzeczy, które pozostały nienaruszone, boleśnie przypominają, że po raz czwarty mierzymy się z niemal identyczną produkcją. O historii Basima zapomniałem parę chwil po obejrzeniu napisów końcowych. W skrócie otrzymujemy kolejną listę Zakonu Starożytnych do zlikwidowania, dotarcie do każdego celu wymaga przeprowadzenia miniśledztwa. W tle przewija się temat koszmarów Basima, który wyjaśnia się dopiero w ostatniej godzinie gry. Chciałbym powiedzieć, że Mirage pod tym kątem mnie nieprzyjemnie zaskoczyło, ale tak naprawdę identyczne zarzuty mógłbym wysnuć również w kierunku Valhalli.

Przeniesione z poprzedniej odsłony mechaniki rozgrywki wciąż mają wiele za uszami. Rozmowy z innymi postaciami przypominają wygenerowane scenki z udziałem trzecioplanowych NPC-ów, a aktywności poboczne nie wzbudzają żadnych emocji. Zatrzymam się jednak na chwilę przy systemie walki. Z uwagi na fakt, że główną siłą Basima jest umiejętność skradania, potyczki z przeciwnikami – przynajmniej na początku – stanowią spore wyzwanie. Wyposażeni w pasek staminy od bezmyślnego machania mieczem szybko się męczymy, co uniemożliwia nam późniejsze wykonywanie uników. Kluczem do zwycięstwa, niczym w pierwszych odsłonach serii, jest umiejętne parowanie ciosów i kontrowanie.

Im więcej czasu z Mirage spędzimy, tym prostsze staną się walki z przeciwnikami i szybko z cichego złodzieja wrócimy do roli wojownika, likwidując każdego, kto nam stanie na drodze. Wtedy jednak widoczny staje się regres mechanik związanych z walką. Jedyną oznaką tego, że celnie uderzyliśmy przeciwnika, okazuje się zmniejszenie paska zdrowia, gdyż animacje związane z trafieniem praktycznie nie istnieją. Umiejętność kontry przywraca również problem obecny w przygodach Altaira czy Ezio, gdzie dobrze odbijając ciosy, mogliśmy bez problemu zlikwidować pół obozu. Może i jest trudniej, ale do perfekcji wciąż wiele brakuje.

Pod kątem graficznym Mirage prezentuje się dobrze, choć wciąż widoczny jest bagaż w postaci poprzedniej generacji konsol. Zamiana ponurej Anglii na jasny oraz kolorowy Bagdad wyszła produkcji zdecydowanie na dobre. Design poziomów to element, który zawsze wypada dobrze w grach z serii „Assassin’s Creed” i za każdym razem staram się choć w minimalnym stopniu wyrazić uznanie tym, jak ciekawie prezentują się lokacje. Oczywiście można zarzucić twórcom recykling elementów, ale koniec końców wspinając się na zdobione pałace, zapominamy o tym i cieszymy się unikalnym klimatem gry.
Mirage to krok w dobrą stronę. Niestety, po tylu niemal identycznych produkcjach, uniwersum wymaga tych kroków o wiele więcej. Pozytywne zmiany znikają pod gąszczem wciąż niedomagających mechanik. Aspekty, na które potrafiłem jeszcze parę lat temu przymknąć oko, dzisiaj stają się nieakceptowalne. Mam nadzieję, że „Assassin’s Creed” czekają jeszcze zmiany, a nowy początek, którego doświadczyliśmy przy okazji Origins, nie był ostatnią próbą twórców na stworzenie czegoś nowego.

SZCZEGÓŁY
Tytuł: Assassin’s Creed Mirage
Wydawca: Ubisoft
Producent: Ubisoft
Platformy: PC, PS4, PS5, Xbox One, Xbox Series X/S
Gatunek: akcji
Data premiery: 05.10.2023
Recenzowany egzemplarz: XSX
Author Name

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Snah
Snah
W skrócie na mój temat: zmęczony student, zawzięty rzeźbiarz tekstów, entuzjasta dobrej książki, oddany gracz. Urodziłem się w 1995 roku i jestem rówieśnikiem takich filmów jak Desperado i Batman Forever. Wolny czas spędzam przy dobrym kryminale lub innej wciągającej produkcji. Swoją karierę recenzencką prowadzę nieprzerwanie od 2013 roku tworząc mniej lub bardziej udane oceny wszelkiej maści tytułów. Do ekipy NTG trafiłem przypadkiem i zostałem na dłużej. W chwili, gdy to czytasz jestem dumnym redaktorem bloga i troskliwym członkiem ekipy.
Najnowsze przygody Basima są pełne sprzeczności. Wprowadzone zmiany są największą zaletą Mirage i sprawiają, że gra Ubisoftu potrafi przynieść radość. Z drugiej jednak strony, to wciąż ta sama, wysłużona przez ostatnie sześć lat formuła. Niecodzienna droga, jaką przeszedł Assassin’s Creed Mirage, nie bez powodu prowokowała...Lepiej, ale jednocześnie tak samo. Recenzja Assassin’s Creed Mirage
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki