Ta seria mogła się nie udać. Właściwie to miała wszelkie prawo się nie udać, bo we współczesnym fantasy, choć pozycje z tego gatunku nieprzerwanie zalewają rynek, nie dzieje się nic szczególnie dobrego, a autor zdecydował się jeszcze wpleść w quasi-średniowieczne realia dinozaury. A jednak się udało, i to jak! Victor Milán stworzył dzieło smakowite, szczególnie dla ludzi z mojego pokolenia, którzy wychowali się m.in. na dinozaurowej modzie z połowy lat 90., a potem, w nastoletniości zaczytywali fantastyką. Ale nie tylko, bo jego cykl Władcy Dinozaurów to po prostu kawał dobrej literatury, dostarczającej świetnej zabawy każdemu, kto lubi fantastykę i przygodę.
Świat na dole. We śnie Szarego Anioła Raguela spotykają się on sam i Uriel. Ich walka na razie się skończyła, czekają na swoją kolej, by móc wrócić. Ale nie jest to sen spokojny. Pojawia się w nim Afrodyta, która poprzysięgła bronić Raju i wszystkiego, co w nim żyje i nie może zgodzić się z ich działaniami wyglądającymi tak, jakby, wbrew nakazom Stwórców, chcieli wytępić całą ludzkość. Albo może i zniszczyć sam Raj. Gabriel, kolejny „uczestnik” tego snu, jest innego zdania. Aniołowie dbają o zachowanie równowagi, a jeśli któreś z ich działań jest niewłaściwe, niechStwórcy interweniują sami. Ponieważ żaden z nich nie chce odpuścić, wszystko rozstrzygnie się w ogniu wojny.
Tymczasem Karyl, któremu Afrodyta pomogła położyć kres Krucjacie jednego z Aniołów, budzi się po świętowaniu, będącym konsekwencją jego zwycięstwa. Niestety, nikt nie może cieszyć się wygraną zbyt długo. Afrodyta ostrzega go, że aniołowie nadchodzą i są rozgniewani Jakby tego było mało, Fae chcą wykorzystać go do swoich celów w wojnie z obcymi bogami. A bogowie też nie śpią. Co będzie, kiedy powrócą? Karyl, który chciał tylko żyć spokojnie, uzbrojony w swój niezwykły miecz będzie musiał zmierzyć się z własnym losem. Losem zbawcy świata. Tylko czy w ogóle ma szansę podołać temu, co na niego czeka?
Chociaż wrzucenie dinozaurów do jednego worka z rycerzami, magicznymi mocami, aniołami i dziwacznym Cesarstwem Nuevaropy, będącym jakby skrzywionym odbiciem znanego nam Starego Lądu, wydaje się brzmieć kiczowato, to właśnie one przyciągnęły mnie do Władców Dinozaurów. Jakże mogłoby być inaczej, skoro będąc człowiekiem urodzonym pod koniec lat 80. XX wieku, od najmłodszych lat fascynowałem się tymi wymarłymi gadami. Wszystko to było zasługą Stevena Spielberga, który ożywiając na ekranie te niezwykłe stworzenia, nieco wcześniej przywrócone do łask dzięki powieści Crichtona, rozniecił także ogień fascynacji nimi samymi. Świat ogarnęła moda na dinozaury, ja uległem jej całym sercem, chłonąc magazyny i książki na ich temat, zbierają figurki i co tylko się dało, i co raz tamte uczucia ożywają we mnie, kiedy oglądam Park jurajski.
I ożyły także za sprawą tej serii. Serii, w której już same wątki fantasy są udane, bo Milán stworzył opowieść poważną, choć lekką, pełną spisków, politycznych machinacji, przygód, magii i niebezpieczeństw. Nic dziwnego, że Władcy Dinozaurów spodobali się samemu George’owi R.R. Martinowi, autorowi Gry o Tron. Całość zresztą jest dobrze napisana, językiem czasem ciętym, ale literacko satysfakcjonującym i znakomicie poprowadzona. Wszystko to sprawdziłoby się świetnie i bez dinozaurów, ale to właśnie one dodają serii atrakcji. Jeśli zatem jeszcze jej nie znacie, poznajcie koniecznie, bo warto. A że całość została pięknie wydana (ilustracje plus urzekająca oprawa, tłoczona, stylizowana na skórę dinozaurów), powieści z tego cyklu (łącznie będzie sześć tomów, ale póki co autor napisał jedynie trzy) wspaniale prezentują się na półce.
Dziękuję wydawnictwu Galeria Książki za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Księżniczka Dinozaurów
Wydawnictwo: Galeria Książki
Autorzy: Victor Milán
Typ: książka
Data premiery: 2018
Liczba stron: 568