SIEĆ NERDHEIM:

Doktor Beksa i wiaderko różnorodności, czyli podsumowanie najnowszego sezonu Doctor Who

Jestem fanką Doctora Who i choć mam swojego ulubieńca, doceniam wkład każdego aktora w rozwój tej postaci. Niestety, najnowszy sezon pod wpływem Disneya stał się bardziej „przyjazny” i mocno nastawiony na młodszych widzów, co jednocześnie zaniedbuje wieloletnich fanów.

W najnowszym wydaniu powrócił David Tennant jako Czternasty Doktor w trzech specjalnych odcinkach z okazji sześćdziesiątej rocznicy programu, a następnie w główną rolę wcielił się Ncuti Gatwa. Serial podzielono aż na trzy części: Classic Who (1963 – 1989), NuWho (2005 – 2022) i obecna seria (od 2023). Taki zabieg ma na celu przyciągnięcie nowych widzów bez zmuszania ich do nadrobienia poprzednich sezonów. Mam mieszane uczucia co do takiego podejścia. Z jednej strony, istnieją nawiązania do wcześniejszych historii, a fabuła oraz postać Doktora mogą być lepiej zrozumiane przez tych, którzy oglądali przynajmniej odcinki od 2005 roku. Z drugiej strony, widać wyraźną różnicę i zignorowanie kilku starych zasad. Odniosłam wrażenie, że nowy sezon jest tym, czym Przeklęte Dziecko dla książek o Potterze. Przykładem łamania zasad jest podwójna regeneracja. Nagle Doktor rozszczepia się na dwóch, a jego ubranie sprytnie dzieli się między nimi, zakrywając kluczowe części ciała. W banalnie prosty sposób na dwie dzieli się też Tardis.

Bi-generation. Podwójna regeneracja

Wyobrażam sobie, jak jeden z nich w chwili zagrożenia świata siedzi z założonymi rękoma z nową rodzinką, nie przejmując się sytuacją. Ktoś w to wierzy? Innym przykładem jest regeneracja, która dotychczas zmieniała tylko ciało. Tym razem pojawia się też magicznie nowe-stare ubranie. Co więcej, całkowicie zignorowano słowa Dwunastego Doktora (Petera Capaldiego), który przed swoją regeneracją powiedział: „Doctor, I let you go”, a potem zamienił się w kobietę. Teraz Donna poucza go, mówiąc: „Something a male-presenting Time Lord will never understand”, a jej córka dodaje: „Just let it go”. Scena dziwna i niepotrzebna.

Peter Capaldi jako Dwunasty Doktor

Mamy do czynienia z nieco zabawnym zjawiskiem, bo jeszcze niedawno Doctora Who nazywano serialem zacofanym, patriarchalnym i mizoginistycznym. Teraz, gdy trzeba dostosować się do młodszej, bardziej progresywnej widowni, mówi się, że przecież Doctor Who zawsze był woke. Prawda leży gdzieś pośrodku i może lepiej było gdzieś pośrodku zostać. Tymczasem wyraźnie widać zmiany w postaci nachalnego umoralniania, co nie wpływa dobrze na odbiór. Podobno wyniki oglądalności ostatniego sezonu były dobre, ale nie rewelacyjne. Nie jest pewne też, jak długo Disney będzie chciał dokładać się do produkcji i na nią wpływać. Ostatecznie z czasem statystyki wszystko zweryfikują. Już teraz widać wyraźną różnicę w ocenach, chociażby na IMDb, gdzie średnia starych sezonów wynosi 8,5, zaś nowych 6,2.

Historia serialu jest pełna kontrowersji i przeróżnych reakcji ze strony widzów. Przez długi czas Doktor przedstawiany był jako biały mężczyzna, a na swoje przygody zabierał ładne dziewczyny. Jego kobiece wcielenie wprowadzono dopiero w 2017 roku, wzbudzając skrajne uczucia. W rolę wcieliła się Jodie Whittaker. Dla jednych zmiana była odświeżająca, dla innych jedynie powierzchowna. Jej neutralne płciowo czy wręcz męskie ubrania i zachowanie oraz pociąg do swojej towarzyszki mogą być odbierane jako odejście od stereotypowych cech, ale tak samo można odebrać je jako powielanie poprzednich schematów, w których po prostu osadzono kobietę. W rzeczywistości jednym istotnym problemem były wtedy słabe fabularnie scenariusze. Mimo tego osobiście bardzo lubię energię i charyzmę Jodie w tej roli.

Jodie Whittaker jako Doctor Who

Doctor Who od zawsze starał się poruszać ważne kwestie społeczne, nie zaniedbując przy tym dobrej rozrywki. Takie wątki były jednak wplatane nienachalnie. Mogliśmy zobaczyć walkę z rasizmem, postacie i pary homo- oraz biseksualne, a nawet rodzącego mężczyznę (koncepcja, że na jednej z planet mężczyźni rodzą chłopców, a kobiety dziewczynki, była akurat świetna). Jak każdy serial z tak długą historią nie jest on jednak idealny i wolny od kiczu czy elementów dziś uznawanych za problematyczne.

Na pochwałę zasługuje cały przekrój odważnych, mądrych bohaterek, które często były nawet na równi z Doktorem, niejednokrotnie ratowały go z opresji czy wpływały na ewolucję jego charakteru. Moimi ulubionymi dla przykładu są Rose, River Song i Clara.

Rose, River Song i Clara

Dlaczego więc media oceniły najnowszy sezon jako „zbyt woke”, skoro wcześniej już i tak działo się w tym temacie sporo? Może dlatego, że fanom związanym z serią od dawna nagle na głowę wylano całe wiaderko różnorodności na raz i jeszcze im tym wiaderkiem przywalono. Russel T. Davies przyznał, że chciał serial uprościć, a odcinki skierowane są przede wszystkim do młodszych widzów. Moim zdaniem udało mu się, bo serial stał się bardziej familijny i mniej poważny. Jaskrawsze kolory dają bardziej radosny klimat. Nie ma naprawdę strasznych scen, potworów, morderczych robotów. Jak już pojawiają się źli kosmici, to nie budzą swoim wyglądem grozy czy odrazy. To akurat jest jeszcze do nadrobienia i może wszystko przed nami. Chociaż nie brakuje fantastyki, to coraz mniej czuć korzenie science fiction. Klimat też zdaje się nieco mniej brytyjski – by przypodobać się amerykańskiej widowni, na której tak zależy Disneyowi. Prosta fabuła nie zapada na długo w pamięć i nie budzi silnych emocji. Może to zniechęcać wieloletnich fanów, oczekujących bardziej złożonej narracji.

Problemem nie jest tu wprowadzanie reprezentacji mniejszości. To cudownie, że otwiera się drzwi dla artystów różnej płci, orientacji czy koloru skóry. Ale tak samo jak nie powinno się nikogo dyskryminować ze względu na te cechy, tak samo przy wyborze ekipy nie powinno się bazować tylko na nich, spychając kompetencje i talent na dalszy plan.

W nowym Doctorze Who wprowadzono, niestety, postać pozbawioną złożonego charakteru czy rozwoju fabularnego, mającą jedynie spełnić wymogi różnorodności. Rose (Yasmin Finney), córka Donny Noble, to wyglądająca na dwadzieścia parę lat czarnoskóra-wege-niebinarna-transpłciowa nastolatka (iIe to daje punktów dla Disneya i BBC?). To głównie na jej tożsamości opiera się cała postać. Gra Yasmin jest sztuczna, ale za to dzięki Rose widz dostaje cenną lekcję o zaimkach. Nie chcemy przecież, żeby Doktor obraził nowo poznanego kosmitę! Zrobiono to w sposób żenujący i sztuczny, jakbyśmy oglądali Ulicę Sezamkową. Rose pojawia się kilka razy, wtedy zawsze ktoś musi wspomnieć, jaka jest piękna. W przypadku innej kobiety uznano by to za sprowadzanie jej roli na ekranie jedynie do celów wizualnych. Na końcu Rose dostaje pracę w UNIT. Jej postać po prostu… jest.

Rose Noble

W skład UNIT wchodzą też ponadprzeciętnie inteligentny nastolatek z dysplazją i Shirley (Ruth Madeley) – doradczyni naukowa poruszająca się na wózku. Wspiera ona zespół terenowy. Jej postać wyposażona w cool gadżety, które pomagają w sytuacjach zagrożenia, pokazuje, że osoby z niepełnosprawnościami mogą być aktywnymi uczestnikami akcji. Twórcy postanowili jednak wykorzystać ją do kolejnej lekcji i zaprezentować nową wersję Tardis, wyposażoną w… podjazd dla wózków. Tardis mieszcząca w swoim wnętrzu niezliczoną liczbę pokoi, garderobę, basen, bibliotekę. Tardis potrafiąca się modyfikować nareszcie ma podjazd. Jakby to było coś, co Doktor musiał sam osobiście zamontować i wpadł na to po kilku wiekach istnienia. A to wszystko dopiero trzy odcinki specjalne. Gdzieś tam po drodze między lekcjami była jeszcze fabuła, uroczy i podstępny kosmita i walka z dawnym antagonistą Zabawkarzem (Neil Patrick Harris).

Ruth Madeley jako Shirley Bingham

W końcu dochodzimy do Piętnastego Doktora, w którego wcielił się Ncuti Gatwa i odcinka The Church on Ruby Road, który otwiera nową erę i wprowadza nas w świat nowej towarzyszki Ruby (Millie Gibson). Dla mnie było to trochę połączenie Rose (Billie Piper) i Clary (Jenna Coleman), a przynajmniej tak się zapowiadała. Ruby jest sierotą, a o jej przeszłości nie wiadomo zupełnie nic, nie ma nawet żadnych śladów jej przeszłości. Tylko jedno wspomnienie, które sprawia, że nad Ruby zaczyna nagle padać śnieg… Niestety ostatecznie następuje rozczarowanie. Impossible girl już mieliśmy i była nią Clara. Tym razem dostajemy piękne przesłanie o byciu wyjątkowym w swojej zwyczajności, ale w kontekście Ruby i budowanego wokół niej napięcia przez cały sezon takie rozwiązanie wydaje się zbyt proste.

Millie Gibson jako Ruby Sunday

Ponadto czekają na nas między innymi gadające bobasy czy nowy czarny charakter Maestro zagrany przez drag queen Jinkx Monsoon. W odcinku Boom Doktor stoi na minie i próbuje nie dopuścić do wybuchu. Świetnie poruszono w nim poważne tematy, choćby bezsens wojny. Dalej mamy wyjście ze strefy komfortu i swojej bańki informacyjnej w Dot and Bubble, a także klimat Bridgertonów, w którym nie mogło zabraknąć wątku romantycznego. 

73 Yards

Na wyróżnienie zasługuje 73 Yards, czyli najlepszy odcinek sezonu. Chociaż może wydawać się chaotyczny, nadrabia mocnym klimatem i zyskał wiele pozytywnych opinii. Wprowadzono w nim alternatywną oś czasu, co nareszcie nawiązuje do klasycznego motywu Doctora Who. Poruszono temat porzucenia i samotności. Doktor znika, a Ruby pozostawiona sama sobie staje się centralną postacią. Towarzyszy jej tylko starsza tajemnicza kobieta. Zawsze oddalona na tę samą odległość wzbudza zarówno ciekawość, jak i niepokój. Znów możemy pobawić się koncepcją czasu i przestrzeni oraz poczuć ten dreszczyk.

Świąteczny odcinek specjalny – Joy to the Worldto znów zabawa czasem. Jest akcja i humor. Entuzjastycznie zapowiadana sympatyczna postać Joy (Nicola Coughlan) jest tu ważna, ale moim zdaniem zdecydowanie przyćmiła ją skromniejsza i mniej krzykliwa Anita (Steph de Whalley). Jej wyjątkowy wspólny wątek z Doktorem to urocza, ciepła i wzruszająca historia. Chętnie zobaczyłabym ją ponownie w tej roli.

Steph de Whalley jako Anita Benn

Chociaż twórcy jasno przyznali, że nastawieni są na nowych młodych widzów, dość często wracają do przeszłości. Pojawiają się nawiązania do starych wątków, dawni antagoniści, a nawet towarzyszki Doktora jeszcze z czasów Classic Who. Tak jak starsi fani mogą być sfrustrowani łamaniem niektórych zasad i odchodzeniem od tradycji, tak nowi mogą poczuć się zagubieni. Jest w tym wszystkim też pewien brak konsekwencji. Podwójna regeneracja miała na celu między innymi pozwolić zmęczonemu Doktorowi odejść na emeryturę, a nowemu ruszyć naprzód bez traum i obciążeń. Tymczasem choć Gatwa wnosi do serii nową energię, wciąż brakuje mu wyrazistej osobowości (ma jeszcze okazję to nadrobić), a jego główną cechą jest płaczliwość. Płacze dosłownie w każdym odcinku. Przydałoby się znaleźć równowagę między wrażliwością a siłą i determinacją, z których słynie Doktor.

Fantastyka i science fiction mają ogromny potencjał, by stać się przestrzenią do ucieczki od codzienności i pozwolić nam na własne interpretacje. W końcu to właśnie ta niejednoznaczność i możliwość osobistego odczytania historii sprawiają, że gatunki te są tak wciągające. Uważam, że nadmierne moralizowanie i próby uświadamiania odbiorców na każdym kroku mogą być męczące. Fikcja powinna dawać nam możliwość refleksji i stawiać pytania, a nie podawać gotowe odpowiedzi. Doctor Who jest serią pełną niesamowitych historii i postaci, które mogą inspirować i zachęcać do przemyśleń. Nie potrzebujemy dodatkowych lekcji moralnych – nasze własne doświadczenia i emocje są wystarczające, aby znaleźć w tej serii coś dla siebie.

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
spot_img
Jestem fanką Doctora Who i choć mam swojego ulubieńca, doceniam wkład każdego aktora w rozwój tej postaci. Niestety, najnowszy sezon pod wpływem Disneya stał się bardziej „przyjazny” i mocno nastawiony na młodszych widzów, co jednocześnie zaniedbuje wieloletnich fanów. W najnowszym wydaniu powrócił David Tennant jako...Doktor Beksa i wiaderko różnorodności, czyli podsumowanie najnowszego sezonu Doctor Who
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki