SIEĆ NERDHEIM:

O wyższości dubbingu nad szeptanką

1

Wyróżnić można dwie grupy osób oglądających filmy i seriale: zwykłego widza, czyli przeciętnego Polaka, który ogląda je dla zabicia czasu i traktuje ja wyłącznie jako rozrywkę, jak również widzów bardziej zaangażowanych, ostrożnie dobierających oglądane tytuły, którzy przy okazji chcą może poduczyć się języka. Dla tej pierwszej grupy jedyne akceptowalne rozwiązanie to opracowanie dźwiękowe w postaci dubbingu lub szeptanki. Ta druga, mniejsza grupa preferuje raczej oryginał lub napisy. W dzisiejszym tekście na początek rozprawmy się z mitami dotyczącymi magicznych właściwości napisów, a następnie przejdziemy do wyższości dubbingu nad szeptanką.

Napisy a nauka języków obcych
Tak naprawdę jedynym prawdziwym stwierdzeniem dotyczącym wersji napisowej jest to, że jako jedyna forma tłumaczenia dzieła audiowizualnego w żaden sposób nie ingeruje ona w warstwę dźwiękową utworu. Resztę przekonań dotyczących napisów, w tym m.in. to, że Polacy wolą je bardziej od lektora lub dubbingu albo to, że dzięki nim można uczyć się języków obcych, należy włożyć między bajki. O tym, że jest to najmniej lubiana przez ogół Polaków technika opracowywania filmów, wspominałem w poprzednim tekście o dubbingu. Dla przypomnienia: zarówno w latach 90., jak i w pierwszej dekadzie obecnego stulecia, jako preferowaną formę tłumaczenia filmów wskazywało ją mniej niż 10% respondentów. Dla osoby, która nie zna oryginalnego języka filmu, napisy to największa mordęga, ponieważ traci ona większość seansu na spoglądanie w dół ekranu, więc co prawda doświadcza w całości ścieżki dźwiękowej, ale traci sporo z warstwy wizualnej. Dla uczących się języków obcych jest to tylko i wyłącznie półśrodek. Nie nauczymy się języka oglądając filmy w oryginale, jeżeli nie będziemy przy tym rozmawiać z innymi jego użytkownikami i nie poświęcimy temu całej uwagi. Nauczyciele języków obcych i przeprowadzane na ten temat badania są zgodni: oglądanie filmu z napisami pomoże co najwyżej podłapać nowe słowa czy konstrukcje gramatyczne, slang, żywszy i mniej sztywny niż w podręcznikach język, melodykę i rytmikę itd., ale wymagana jest do tego przynajmniej podstawowa znajomość języka, w jakim jest dany film. Oglądanie go z napisami w języku polskim mija się z celem, ponieważ widz mimowolnie koncentruje uwagę na tłumaczeniu, przez co – podobnie jak osoba nieznająca języka – traci część z oprawy wizualnej filmu, a uczenie się jest mniej efektywne, ponieważ nasz mózg bardziej koncentruje się na czytaniu tłumaczonego tekstu, aniżeli słuchaniu oryginału. Jeśli uczyć się języka obcego oglądając film z napisami, lepiej jest robić to z napisami w oryginalnym języku. Chociaż i tutaj przeważa chęć spoglądania na napisy, które są łatwiejsze w zrozumieniu aniżeli mowa – ćwiczymy więc język, ale głównie pisany. Najlepszym więc wyjściem do doskonalenia (a nie uczenia się) języka poprzez filmy jest oglądanie ich w oryginalne, bez żadnych napisów – koncentrujemy wtedy całą uwagę na obrazie i dźwięku, a nawet jeżeli czegoś nie zrozumieliśmy, z podstawową znajomością języka i dzięki obserwowaniu tego, co dzieje się na ekranie, z dużym prawdopodobieństwem domyślimy się tego z kontekstu.

1

Wśród Polaków pokutuje błędne przekonanie, że np. Skandynawowie i Holendrzy tak dobrze mówią po angielsku dlatego, że w kinie i telewizji mają napisy. Otóż nic bardziej mylnego, bo napisy mają również chociażby Grecy, dla których angielski to jednak czarna magia, zaś w krajach typowo dubbingowych, jak Niemcy, Francja, Belgia, Liechtenstein czy Włochy, mieszkańcy mówią po angielsku znacznie lepiej od nas. Przyczyną jest poziom edukacji oraz fakt, że języka angielskiego uczeni są od maleńkości, we własnym zakresie zapisują się na kursy itd., ponieważ wiedzą, jak ważny jest angielski. W polskich szkołach poziom nauczania angielskiego jest z kolei dość przeciętny (tak w każdym razie było wiele lat temu, kiedy mnie nauczano w szkole tego języka), a większość Polaków nie wykazuje zainteresowania do rozwijania go we własnym zakresie, ograniczając jego naukę wyłącznie do lekcji w szkole. Niestety, bez pracy nie ma kołaczy, tak więc nawet gdybyś oglądał rocznie tysiąc filmów angielskich z polskimi napisami, to bez własnej inicjatywy postępy w nauce tego języka nie będą oszałamiające.

1

Dubbing i szeptanka w Polsce – krótki rys historyczny
Dubbing w naszym kraju stosowany jest od początku lat 30. minionego stulecia, a najstarsze znane nam informacje o filmach w takiej wersji pochodzą z 1931 roku – dla przypomnienia dodajmy, że cztery lata wcześniej ukazał się Śpiewak jazzbandu, uważany za pierwszy film mówiony. Przez kilkadziesiąt lat w Polsce istniały tylko dwa sposoby tłumaczenia filmów – napisy i dubbing. W czasach Polski Ludowej o tym, co zobaczą Polacy, decydowała Centrala Dystrybucji Filmów i to tam podejmowano decyzję o tym, w jakiej wersji opracowany zostanie film. Taka sama praktyka miała być stosowana w telewizji, ale wraz z jej rozwojem okazało się, że jest to niewykonalne z logistycznego punktu widzenia. Przeszkodą dla napisów były małe przekątne telewizorów, wobec czego filmy i seriale nadawane w takiej wersji były kompletnie niezrozumiałe. Pomysł z dubbingiem również nie do końca wypalił, ponieważ ze względu na zaledwie dwa studia opracowujące tłumaczenia filmów, braki kadrowe i – przede wszystkim – finansowe, niemożliwe było dubbingowanie wszystkiego. Dlatego też postanowiono tymczasowo przyjąć opracowanie stosowane w radzieckiej Rosji, czyli szeptankę. Za jej przyjęciem przemawiały znacznie niższe koszty oraz szybsza realizacja – podczas gdy dubbing do jednego filmu mógł powstawać nawet rok, lektor mógł czytać film na żywo, i to po kilkadziesiąt razy. Nie oznacza to jednak, że dubbing zniknął – w czasach Polski Ludowej rocznie dubbingowano około trzydziestu procent zagranicznych filmów wyświetlanych w kinach oraz moc seriali i filmów telewizyjnych. Ogólnie przyjętą praktyką było dubbingowanie filmów i seriali z demoludów, familijnych oraz tych polegających przede wszystkim na dialogach, które zostałyby znacznie zubożone przez napisy bądź lektora. Sytuacja taka utrzymywała się do lat osiemdziesiątych, kiedy aparatura używana przez studia dźwiękowe stała się przestarzała, a prośby o jej modernizację spływały po Partii jak woda po kaczce, ponieważ sytuacja finansowa w kraju była niewesoła. Niedługo później nastała epoka magnetowidów, potem nadeszła transformacja ustrojowa, a po niej na rynku pojawiły się nowe telewizje i dystrybutorzy filmowi. Bardzo szybko zdali sobie oni sprawę, że nie muszą wydawać pieniędzy na dubbing, ponieważ Polacy, zachłyśnięci dopiero co odzyskaną wolnością, kupią każdy badziew, nawet jeśli będzie to Rambo z niemieckim dubbingiem, na którego nałoży się przetłumaczony przez siebie z niemieckiego tekst przeczytany w garażu przez wujka Staszka. Telewizje również szybko podłapały trend – skoro TVP stosuje lektora i dubbing, to my, w ramach cięcia kosztów, będziemy stosowali tylko lektora.

1

Szeptanka na świecie
Rys historyczny pozwala lepiej zrozumieć, dlaczego spośród 194 istniejących obecnie państw, zaledwie czternaście państw – Polska, Białoruś, Bułgaria, Gruzja, Litwa, Łotwa, Mongolia, Rosja, Ukraina, Wietnam, Azerbejdżan, Turkmenistan, Uzbekistan, Armenia – stosuje szeptankę do fabuł. Co rzuca się w oczy, kiedy patrzy się na wymienione państwa? To, że większość z nich wchodziła w skład Związku Radzieckiego oraz fakt, że nie są za szczególnymi potęgami gospodarczymi. Należy również zauważyć, że na Białorusi i Ukrainie nie stosuje się szeptanki takiej, jaką znamy w Polsce, czyli jednego starszego jegomościa dukającego beznamiętnie tekst, a szeptankę wielogłosową, w której mężczyzna czyta kwestie mężczyzn, a kobieta – kobiet, bądź czytana jest przez zespół aktorów. Rosja i Bułgaria z kolei stosują zarówno szeptankę wielogłosową, jak i dubbing, chociaż w Rosji ta pierwsza forma jest w odwrocie. Od kilkunastu lat filmy debiutujące w rosyjskich kinach są dubbingowane, a taki dubbing następnie trafia na DVD i do telewizji. Co majętniejsze telewizje z kolei dubbingują filmy i seriale, które wcześniej dubbingu nie miały, a taka wersja bywa potem emitowana w innych telewizjach. Mniej bogate stacje z kolei często stosują „pseudodubbing”, czyli szeptankę z kilkoma zawodowymi aktorami (nie ludźmi bez przeszkolenia aktorskiego jak w Polsce), którzy grają postaci, a nie czytają je. Porównać można by to do lektorskiej wersji Miasteczka South Park z Comedy Central czytanej przez Jacka Kopczyńskiego, z tą różnicą, że w Rosji jest więcej aktorów – bywa, że każda ważna postać ma swój własny głos i aktor przydzielony jest tylko do niej. Szeptanka bywa stosowana również w innych krajach będących pod silnym wpływem Rosji, jak np. Kazachstan, gdzie filmy po prostu emituje się z rosyjską wersją – szeptanką lub dubbingiem, w zależności od tego, jak w Rosji opracowano film czy serial.

Maciej Gudowski, znany z tego, że przez dwa lata nie był na urlopie, ponieważ czytał Dynastię.

Kwestia prestiżu
Powyższe wprowadzenie obala powszechną w Internecie opinię, że lektor to tradycyjna polska specjalność, a dubbing to współczesne zło wymyślone przez Disneya, jest bowiem dokładnie na odwrót. Dubbing istnieje w Polsce od co najmniej osiemdziesięciu pięciu lat i pojawił się niedługo po powstaniu filmów dźwiękowych, zaś szeptanka pojawiła się około pięćdziesięciu lat temu jako przyjęte ze Związku Radzieckiego tanie rozwiązanie do filmów i seriali, które nie były na tyle dobre, żeby wydawać pieniądze na dubbing do nich. Bliższe przyjrzenie się krajom, w których stosuje się tę metodę opracowywania zagranicznych produkcji, pokazuje dobitnie, że jest ona rozpowszechniona wyłącznie w biednych regionach, z reguły będących pozostałościami Związku Radzieckiego. To już z kolei pierwsza wada szeptanki: pokazuje, że Polska, mimo aspirowania do miana liczącego się kraju, pod tym względem wciąż jest zapyziałym wygnajewem, któremu bliżej do ubogiego wschodu, aniżeli rozwiniętego zachodu. Kiedy Disney albo Netflix daje wybór – wybór, a nie przymus! – obejrzenia filmu bądź serialu z dubbingiem, podnoszony jest raban, że na siłę wpycha nam się nowe zachodnie trendy, które nie mają racji bytu w Polsce, bo szeptanka jest u nas od zawsze i nawet Jagiełło w przeddzień bitwy pod Grunwaldem oglądał Modę na sukces zaczytywaną przez Stanisława Olejniczaka. Mówiąc najoględniej: zachodnie molochy chcą nas traktować jak inne cywilizowane kraje, w których stosuje się napisy bądź dubbing, a my ryczymy jak zarzynane krowy, że chcemy do Mateczki Rossiji i jej „tradycyjnie polskiej” szeptanki, udowadniając, że pod pewnymi względami dalej jesteśmy zacofanym zaściankiem, za jaki mają nas na Zachodzie.

Stanisław Olejniczak, znany z roli Brooke, Ridge’a i wszystkich innych w Modzie na sukces.

Ingerencja w ścieżkę dźwiękową
Kolejny powód jest iście prozaiczny: dubbing mniej ingeruje w ścieżkę dźwiękową aniżeli szeptanka. Co prawda zastąpiona zostaje cała (z reguły) warstwa mówiona, co pozbawia film oryginalnej ekspresji aktorskiej, tym niemniej zastępowana jest ona przez interpretację aktorów posługujących się innym językiem, z reguły próbujących oddać oryginał. Inaczej jest oczywiście w animacjach i filmach dla dzieci, gdzie czasami celowo postać jest przeinaczana, ale w przypadku poważnych produkcji nie ma to miejsca. Szeptanka z kolei bezlitośnie zarzyna całą ścieżkę dźwiękową bez wyjątku – na jej potrzeby oryginał jest wyciszany o co najmniej trzydzieści procent, żeby nie zagłuszał on naczytującego tekst lektora. Wiele zależy jednak od montażysty i tego, ile za opracowanie szeptanki jest gotowy zapłacić zleceniodawca – jeśli liczy się dla niego wyłącznie to, żeby mieć opracowanie zrobione jak najniższym kosztem, dźwiękowiec po prostu wycisza oryginał i nakłada na niego lektora. Jeżeli zleceniodawca podchodzi do sprawy poważniej, dźwiękowiec opracowuje materiał tak, że wyciszona zostaje tylko część ścieżki – w momentach, kiedy przemawia lektor, zaś kiedy ten milczy, ma ona oryginalny poziom głośności. Sytuacja jest jednak beznadziejna przede wszystkim w telewizjach, z których w Polsce wiele nadal nadaje w stereo – w takim przypadku dźwiękowiec nie ma nawet po co się wysilać, bo film czy serial i tak będzie zagłuszony i okaleczony. Dobrym przykładem takiego podejścia jest HBO, czyli stacja mieniąca się kanałem premium, która raczyła swoich widzów filmami w trzech wersjach – dubbingiem i oryginałem (z opcjonalnymi napisami), posiadającymi dźwięk przestrzenny, oraz stereofoniczną szeptanką. Jednym z najlepszych przykładów partactwa, z jakim miałem do czynienia, jest wydanie DVD filmu Bracie, gdzie jesteś? braci Coenów, dołączonego do jakiegoś czasopisma w czasach, kiedy dodawanie ich do wszystkiego było na topie. Pomijając fakt, że zawierało ono nieprzewijalne półgodzinne pasmo reklam, film oglądać można było wyłącznie ze stereofonicznym lektorem. Wersja opracowana została tak profesjonalnie, że oryginalna ścieżka została wyciszona prawie do zera, przez co film można było oglądać albo wyłącznie słuchając lektora, albo podgłośnić telewizor maksymalnie, żeby słyszeć wrzeszczącego lektora i cichą muzykę i odgłosy spod spodu.
Najogólniej rzecz ujmując: dubbing to swojego rodzaju proteza zastępująca część oryginalnej warstwy dźwiękowej, zaś szeptanka to zwyczajna kastracja dokonana na integralnej części filmu.

1

Zaangażowanie widza
Jeden z koronnych argumentów obrońców lektora brzmi, że spod Borowca czy Gudowskiego słychać oryginalne głosy, ale jest to jedna wielka bujda, bo z reguły słychać pojedyncze sylaby albo słowa. Nie pomaga to w żaden sposób w nauce języków obcych, pozwala co najwyżej zapamiętać pojedyncze słowa, nie sprawia też, że widz od zawsze oglądający z lektorem zna głosy aktorów. Z ciekawości przeprowadziłem nawet test, puszczając kilku osobom wychowanym na lektorze fragmenty dźwięków z filmów z Marlonem Brando, Robertem de Niro, Alem Pacino i kilkoma innymi dobrze znanymi aktorami. Wynik nie był zaskoczeniem – żaden z pytanych nie rozpoznał głosów wybitnych aktorów, chociaż jako próbki wybrałem teksty z Ojca chrzestnego, Taksówkarza czy Kasyna, które „obiekty testowe” widziały wielokrotnie. Dwóm z czternastu osobom udało się rozpoznać jedynie… Vina Diesla. Dla odmiany kilkoro dzieci, wychowywanych na kanałach dla najmłodszych stosujących dubbing, nie potrafiło co prawda powiedzieć, że głos należy do Agnieszki Mrozińskiej, ale wiedziało, że jest to głos Maven z Hotelu Transylwania, Violetty Castillo i Rainbow Dash. Podobnie było z dorosłymi, którzy rozpoznali króla Juliana, Obeliksa i kilka innych popularnych dubbingowanych postaci. Większości nie udało się jednak podać nazwisk popularnych lektorów – dwóch rozpoznało jedynie Jarosława Łukomskiego, a troje „tego, co czyta Modę na sukces”.
Wersja z dubbingiem zdaje się znacznie bardziej angażować widza, czego przykładem pewien młodszy członek mojej rodziny, któremu puściłem kiedyś na DVD Mojego sąsiada Totoro. Cwaniak był już na tyle obeznany z technologią, że zdołał przełączyć ścieżkę z lektorem na wersję japońską, w której obejrzał film. Raczej niewiele z niego zrozumiał, ale kiedy postaci mówiły różnymi głosami, gapił się w telewizor jak zacietrzewiony – chociaż może to po prostu magia filmów Studia Ghibli. Sam jednak wychowywałem się w czasach, kiedy nie było jeszcze polskojęzycznych kanałów dla dzieci, toteż często oglądałem seriale animowane na niemieckich kanałach dla dzieci – chociaż niewiele z nich rozumiałem, były bardziej angażujące niż kreskówki z szeptanką na polskich kanałach.
Co prawda przeprowadzony przeze mnie test nie był żadnym naukowym badaniem i przeprowadzono go na kilkunastu osobach, tym niemniej okazuje się, że z dubbingu widz zapamiętuje więcej, aniżeli z szeptanki. Jestem gotów zaryzykować stwierdzenie, że wynika to z faktu, iż przy dubbingu, kiedy każda postać mówi innym głosem, zyskuje ona osobowość i staje się ciekawsza, z kolei przy szeptance wszystko jest tak samo bure i nieciekawe, przez co widzowi trudniej się zaangażować.

1

Kwestia wierności
Każda metoda opracowywania zagranicznych filmów wymaga stosowania przeinaczeń i nigdy w stu procentach nie odda wiernie oryginału. Przy opracowywaniu napisów konieczne jest stosowanie skrótów i zmienianie dialogów tak, żeby były jak najkrótsze. Podobnie jest przy szeptance, gdzie tekst musi być napisany tak, żeby lektor zdążył go przeczytać i żeby zgadzało się to z tym, co widzimy na ekranie – lektor powinien zacząć czytać, kiedy postać zaczyna mówić i kończyć wtedy, kiedy ona. Jedyną wersją niewymagającą stosowania skrótów jest dubbing, ten jednak ze względu na swoją specyfikę wymaga stosowania przeinaczeń, żeby polski tekst zgadzał się z ruchem ust aktora w wersji oryginalnej. Oznacza to tyle, że postać mówi to samo co po angielsku, tyle że innymi słowami. Przeinaczenie może jednak spotkać się z krytyką, przykładowo w drugiej części Harry’ego Pottera i Insygniów Śmierci kultowa kwestia Molly Weasley „Tylko nie w moją córkę, ty suko!” została zastąpiona na „Tylko nie w moją córkę, ty bestio!” Wynikało to ni mniej, ni więcej z tego, że Julie Walters układała usta tak, że słowo musiało zaczynać się na literę „b” albo „m”. Biorąc jednak pod uwagę, jak bardzo przeinaczane są napisy i szeptanka, przy dubbingu jest to stosunkowo niewielka cena za możliwość otrzymania pełnego tłumaczenia, które jest wierne gdzie indziej. Ot, przykładowo, w dubbingu zachowuje się charakterystyczne cechy sposobu mówienia postaci, takie jak jąkanie się, akcent, używanie charakterystycznej składni itd., co w szeptance ma miejsce bardzo rzadko i najczęściej tylko w ostateczności, kiedy wiąże się to z fabułą albo ma konkretne znaczenie dla danej sceny i nie sposób tego pominąć.

1

Względy ekonomiczne
Szeptanka ma tylko dwie zalety nad dubbingiem, ale liczą się one tylko i wyłącznie dla dystrybutora czy nadawcy, a nie dla widza – szeptanka jest szybka i tania. Koszt szeptanki to kilka groszy w porównaniu z kilkoma, nieraz nawet kilkunastoma tysiącami złotych, jakie należy wydać na realizację dubbingu. Lektorzy chwalą się też tym, że dziennie zaczytują po kilka filmów albo całą transzę serialu. Szybkie, tanie i byle jakie opracowanie dźwiękowe jest bardzo na rękę je zlecającym, którzy przeinaczają rzeczywistość, twierdząc, że Polacy wprost kochają szeptankę, podczas gdy dzieli się ona po równo poparciem z dubbingiem. Dubbing, chociaż droższy, czyli – zdawałoby się: mniej ekonomiczny – jest paradoksalnie znacznie lepszym rozwiązaniem z ekonomicznego punktu widzenia, ponieważ stwarza miejsca pracy – dla aktorów, reżyserów, montażystów, dialogistów, dźwiękowców, kierowników produkcji itd. Częstym zarzutem wobec dubbingu jest powtarzalność głosów – i nie można się z tym nie zgodzić, ponieważ część studiów i reżyserów nie zadaje sobie nawet trudu chodzenia po teatrach czy organizowania castingów w celu znalezieniu głosów, jadąc wciąż na tych samych wycierusach. Jestem administratorem na stronie poświęconej dubbingowi i nie zliczę, ile dostajemy mejli z próbkami głosów, pytaniami o to, gdzie się zgłosić, żeby zacząć pracę w dubbingi itd. Są ich setki, a powszechność dubbingu, taka jak w Niemczech czy Włoszech, przyczyniłaby się do stworzenia mnóstwa nowych miejsc pracy dla osób chcących pracować w dubbingu, a co za tym idzie – znaczącym zmniejszeniem powtarzających się ciągle głosów. Póki co mamy jednak błędne koło – narzekamy, że dubbing jest ble, bo głosy się powtarzają, wobec czego nie powinno się go robić, ale dopóki nie będzie go więcej, nie będzie napływu nowych głosów. Przy powszechnym dubbingu Boberek czy Pawlak po prostu nie mogliby być wszędzie, co wymusiłoby znalezienie na ich miejsce kogoś nowego.

1

Jak widać, dubbing góruje nad szeptanką pod każdym możliwym względem, przynajmniej jeżeli jest się widzem – nadawcy i wydawcy najprawdopodobniej jeszcze długo będą zaklinać rzeczywistość i wmawiać nam, że kochamy lektora, bo oznacza to dla nich mniejsze wydatki na lokalizację, a większe na kolejne edycje idiotycznych „szołów” różnego sortu. Sam oglądam filmy przeważnie w oryginale, bo jest to najlepsze rozwiązanie do szkolenia się z języków obcych, ale z dwojga złego zdecydowanie wolałbym, żeby w Polsce zamiast szeptanki stosowano dubbing. Zdarza się, że oglądam coś z rodziną albo znajomymi, którzy niekoniecznie przepadają za napisami, i wolałbym oglądać porządnie opracowany film bądź serial, aniżeli okaleczony i wykastrowany utwór audiowizualny, który nie potrafi zainteresować. Jak długo Disney czy Netflix chciałyby oferować do wyboru oryginał/napisy i dubbing, tak długo jestem za tym, żeby ta druga forma wypierała szeptankę. Ta powinna wreszcie trafić tam, gdzie jest miejsce – na śmietnik historii, razem z ustrojem komunistycznym, w którym się narodziła, i wszystkim innym, co z nim związane.

Autor: Pottero

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Jacek „Pottero” Stankiewicz
Jacek „Pottero” Stankiewiczhttps://swiatthedas.wordpress.com/
Jak przystało na reprezentanta rocznika 1987, jestem zgrzybiałym dziadziusiem, który doskonale pamięta szczękopady, jakie wywoływały pierwsze kontakty z „Doomem”, a potem z „Quakiem” i „Unreal Tournament”. Zapalony gracz z ponaddwudziestopięcioletnim doświadczeniem, z uwielbieniem pochłaniający przede wszystkim gry akcji, shootery i niektóre RPG. Namiętny oglądacz filmów i seriali, miłośnik Tarantina, Moodyssona i Tromy, w wolnej chwili pochłaniacz książek i słuchowisk, interesujący się wszystkim, co wyda mu się warte uwagi. Dla rozrywki publikujący gdzie się da, w tym m.in. czy w czasopismach branżowych. Administrator Dragon Age Polskiej Wiki.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki