W latach dziewięćdziesiątych na podwórkach co chwilę słychać było gromadkę małolatów, którzy przez zegarki Casio wzywali niejakiego Zordona, wykrzykiwali nazwy prehistorycznych zwierząt, a przy tym wykonywali chaotyczne wygibasy. Tak się bawiło kiedyś w Power Rangers, często ku udręce rodziców, gdy wracało się z nowymi otarciami i sińcami (najczęściej powstającymi z kłótni o to, kto będzie zielonym wojownikiem). Serial miał różnorodną obsadę i mocne przesłanie – każdy może być rangerem. I każdy chciał nim być, czy to w krainie wyobraźni, czy marząc o występie w serialu. Nie byłem wyjątkiem, ale gdybym wtedy znał realia pracy u Haima Sabana, bardziej bym aktorom współczuł, niż zazdrościł.
W pierwszej części cyklu omówiliśmy genezę i cechy seriali Super Sentai oraz historię ich importu, z czego powstał światowy fenomen zwany Mighty Morphin Power Rangers. Gwałtowna popularność kolorowych karateków wywołała kolosalny popyt na zabawki, aż amerykanie blokowali ulice szturmem na centra handlowe. Taka sensacja nie przeszła bez uwagi zatroskanych mediów – może dzisiaj trudno w to uwierzyć, ale powstały w 1993 roku serial został uznany za bardzo brutalny. A do tego tani, odmóżdżający (co łatwiej zrozumieć) i szkodliwy dla najmłodszych, chociaż to dorośli dostawali małpiego rozumu w sklepach, co było inspiracją filmu Świąteczna gorączka (Jingle All the Way). Obrońcy moralności dręczyli filmowców, producenci zabawek nie wyrabiali z zamówieniami, a dzieciaki bez zmian pędziły przed ekrany. Szał trafił w końcu i w nasz europejski kącik, przy dinozaurzych wojownikach wychowało się wiele osób mojego pokolenia.
Za finansowym sukcesem i nostalgicznym kultem stała jednak bardzo krucha machina, pełna chaosu, problemów montażowych i morderczego, absurdalnego tempa.
Fantomy
Haim Saban wymyślił, aby zakupić japońskie sceny w kostiumach i dokręcić resztę z lokalnymi aktorami (idea mogła zostać zapożyczona od pierwotnego autora pomysłu, Gene’a Pelca z Marvela, sprawę naświetlił YouTube’owy kanał Toy Bounty Hunters). Jeszcze nim rozpoczęto casting Saban już mydlił oczy producentom zabawek, pokazując materiał promocyjny posklejany z kawałków nieudanego prototypu Biomana i oryginalnych nagrań z Zyurangera, jako rzekomy fragment jego kolejnego serialu. Wyskakiwanie kilka kroków do przodu, cięcie kosztów i nacisk na budowę marki stały się torami, z których nie chciał ustąpić.
Nie można mu jednak odmówić, że wprowadził kilka idei, jak na tamten okres, wręcz przełomowych. Saban pragnął zróżnicowanej etnicznie ekipy z posiadanym już doświadczeniem w sztukach walki lub akrobatyce (brakowało czasu i funduszy na szkolenie aktorów), więcej postaci kobiecych niż w oryginale oraz przebojowej obsady mającej naturalną chemię. Pierwsze castingi odbywały się pod enigmatyczną nazwą „Fantomy”.
Trochę w tym marketingowej zabawy w tajemniczą produkcję, trochę zostało to wymuszone koniecznością, ponieważ tytuły zmieniały się co chwilę, a przygotowania do produkcji serialu przypominały mrowisko po wybuchu petardy. Rekwizyty i kostiumy przywieziono z Japonii bez żadnych instrukcji, często uszkodzone, niekompletne, część w ogóle nie dotarła do celu. Braki odtwarzano na podstawie samych fotografii oryginałów, a gdy to nie dało rezultatu, pozostawała improwizacja i majstrowanie od podstaw w dosłownie garażowych warunkach. Wśród ubytków były m.in. uzbrojenie i… superbohaterskie wdzianka! Brakujący oręż wykonano z pianki i kleju, a ikoniczne kombinezony… ze spandeksu, który stał się wręcz synonimem rangerów.
Kandydaci do ról głównych bohaterów nie wiedzieli, na co się piszą, ani jakie role im przypadną, co utrzymywało się aż do momentu, póki nie postawili stopy na faktycznym planie zdjęciowym! Dokonano selekcji kilku ekip, aż wreszcie pozostała piątka najzdolniejszych młodych aktorów: adept sztuk walki Austin St. John, aktor i tancerz Walter Emanuel Jones, gimnastycy David Yost i Amy Jo Johnson oraz Audri Dubois. Ta ostatnia zrezygnowała jednak w ostatniej chwili i zadzwoniono do charyzmatycznej (niestety, tragicznie zmarłej w 2003 roku) Thùy Trang, zapamiętanej podczas castingu za widowiskowe wejście z okrzykiem bojowym i kopniakiem w drzwi (otrzymała poradę, aby na wstępie zaskoczyć czymś komisję – podziałało!). Po nakręceniu pilota dobrano szóstego rangera, energicznego Jasona Davida Franka, prowadzącego już wtedy szkołę karate.
Rasistowski mastodont w salonie
Nim ruszymy dalej, odhaczę tematy kontrowersji rasistowskich i nie tylko, które wracają jak bumerang. Wystarczy odrobina uwagi i zdolność do odróżniania kolorów, aby na widok obsady w kostiumach unieść brew i niezręcznie odchrząknąć. Z doświadczenia wiem, że sporo osób żartobliwie kojarzy Mighty Morphin Power Rangers z rasistowskim doborem strojów. Coś, na co sama ekipa zwróciła uwagę dopiero w okolicy kręcenia dziesiątego odcinka i co wyszło przypadkiem, jak zdradził w wywiadzie JDF.
Jak wspominałem, podczas castingu rozważano różny dobór ról – m.in. Walter Jones mógł zostać niebieskim, a David Yost, jak i JDF, byli kandydatami do roli czerwonego rangera. Główni aktorzy nie widzieli nawet swoich superbohaterskich przebrań, póki nie dostali ich do rąk i chwilę zajęło, nim ktoś stwierdził „ojoj”. Haimowi Sabanowi wiele można zarzucić, ale akurat nie rasizm – uwzględnienie różnorodności etnicznej w głównej obsadzie było dla niego priorytetem, czymś świeżym, odważnym i związanym z ideą, że bycie bohaterem jest dla wszystkich (cynicznie zauważę też, że w ten sposób poszerzał sobie grupę docelową odbiorców zabawek). Jak wiemy, wygląda to kontrowersyjnie, ale było to co najwyżej obiektem żartów na planie, bez żadnego ciśnienia. Przeciwnie, Walter Jones wielokrotnie podkreślał w rozmowach z fanami, że czuł się fantastycznie, będąc pierwszym ciemnoskórym superbohaterem na ekranach telewizorów.
To co rzeczywiście było problemem podczas produkcji, to homofobia skierowana wobec Davida Yosta. Pogłoski o jego orientacji seksualnej stworzyły niezdrową atmosferę na planie, co z czasem urosło do mobbingu ze strony ekipy produkcyjnej. Dręczenie doprowadziło do odejścia Davida po czwartym sezonie (postać Billego zamieciono dyskretnie pod dywan) i podjęcia się katolickiej terapii „uzdrawiającej” homoseksualizm, prowadzącej go ostatecznie do załamania psychicznego. Szczęśliwie podniósł się po tym doświadczeniu, akceptując siebie, a przykre wspomnienia wykorzystał w pracy producenta filmowego, gdzie przelewał je na swoje filmy. Mimo przykrej przeszłości z pracą przy Power Rangers Yost jest nadal aktywny w fandomie, stał się również ikoną dla homoseksualnych fanów. Brał czynny udział w kampanii NOH8 i innych akcjach, pomagających mniejszościom seksualnym.
Jak jesteśmy przy tym temacie – wbrew pogłoskom Austin St. Johnson nie dorabiał sobie, występując w gejowskim porno – mieczem machał jedynie w serialu. Nie jestem pewien, skąd ta pogłoska się urwała (podobno aktor, który pojawił się w niesławnym filmiku, był uderzająco podobny do Austina), ale pamiętam ją jeszcze z czasów gimnazjalnych, a wciąż zdarza się, że ludzie mnie o to pytają.
Tempo, tempo, tempo!
Kręcenie serialu przebiegało w warunkach, które dzisiaj nie przeszłyby bez echa. Jednego dnia nagrywano nawet cztery odcinki naraz, z grafikiem bardziej napiętym niż spandeks na pośladkach. Trening, powtórki? Zapomnijcie. Jeśli coś nie wychodziło, to szybciej szło spróbować zupełnie innej rzeczy albo zdać się na sztuczki z kamerą. Dzień za dniem, kosztem zdrowia aktorów, produkowano epizody dla wygłodniałych, młodocianych telewidzów. Cud, że nie doszło do żadnych poważnych wypadków na planie. Produkcja była bardzo kontrowersyjna, ale wszyscy byli zaangażowani i powstał hit.
W zrozumiały sposób aktorzy musieli się wyładować po szalonych dniach roboty, co robili przez huczne imprezy… i robienie dowcipów, sobie wzajemnie, ale i ekipie produkcyjnej. Wygłupy stały się normą przy produkcji rangerów. W wywiadach z aktorami zawsze można usłyszeć zabawne ciekawostki z planu filmowego, np. Amy Jo Johnson i David Yost lubią sobie wypominać, kto i gdzie celowo puszczał gazy.
Chyba jedyną osobą, która odnajdywała się w tym zamieszaniu, był Jason David Frank, poruszający się po planie jak naelektryzowana tchórzofretka. Zawsze przyjeżdżał do pracy jako jeden z pierwszych i szukał czegoś do zrobienia. Pomagał kaskaderom, doradzał aktorsko, opracowywał choreografię, ćwiczył współgwiazdy w sztukach walki i jeszcze miał energię na więcej aktywności, jak podkradanie rekwizytów i przodowanie w psikusach. Musiał też dostosować swój styl karate do walki bardziej „filmowej”, zdarzało mu się podchodzić do scen zbyt… entuzjastycznie. Jeff Pruitt, koordynator kaskaderów, stale uważał, by gwiazdor nie zrobił sobie krzywdy, próbując samodzielnych akrobacji. Mimo to lubił wyzwanie w postaci doboru dla niego scen, aby wykorzystać naturalną żywiołowość aktora.
A gdzieś po drodze JDF znalazł czas, aby skłócić się z Austinem St. Johnsonem. Ponoć poszło o główną rolę i imię Jason, ale rzeczywiste powody nie są jasne. Równie dobrze mogło chodzić o zderzenie ego burzliwych młodych mężczyzn i adeptów sztuk walk, którzy właśnie uzyskali status idoli młodzieży. Aktorzy mieli mieć żal do siebie przez wiele lat, wręcz unikali się na konwentach, acz bez większych dramatów, za to sprawa została rozdmuchana, standardowo, z rąk podzielonego fandomu w Internecie. Topór wojenny pogrzebano oficjalnie w roku 2017, po incydencie na Phoenix Comic Con, gdy cosplayer w stroju Punishera próbował zastrzelić JDF. Napastnika zatrzymano, konwenty amerykańskie musiały poważnie rozważyć zasady dopuszczania noszenia broni do pewnych kostiumów, a aktorzy zasugerowali pewnym fanom popukać się w czoło.
Zyu2
Telewizja Fox pragnęła sześćdziesięciu odcinków, podczas gdy materiału z Super Sentai starczyło na ok. pięćdziesięciu. Zamówiono więc u oryginalnego wytwórcy Toei dodatkowe nagrania z Japonii, ochrzczone przez fanów mianem Zyu2. Kaskaderskie sceny w kostiumach dokręcono bezpośrednio pod amerykańską publikę, uwzględniając różnice w adaptacjach – i tak m.in. niebieski ranger korzystał z gadżetów i intelektu (oryginalnie był postacią zupełnie komiczną), a żółty został zagrany jako kobieta (pierwotnie to wojownik imieniem Boi). Stworzono też unikatowe potwory i nowe walki z Megazordem. Kostium najlepsze lata miał dawno za sobą i jego aktor poruszał się wyraźnie ostrożniej, żeby unikać uszkodzeń (czym po scenach walk tytanów można łatwo odróżnić, który potwór pochodzi z nowej taśmy). Czyżby zapłacono zbyt mało, aby naprawy się opłacały? Co za szok.
Jednak nim taśmy z Zyu2 trafiły do Ameryki, popularność Power Rangers gnała nadal, nowe ujęcia z miejsca były już niewystarczające, a prawdziwie mocarny sukces oznaczał stworzenie kontynuacji. Ta jednak nie była przewidziana w pierwotnych planach, ale co to dla ekipy, która ledwo się ich trzymała? Haim Saban sięgnął więc po ryzykowny manewr i zakupił prawa do kolejnego sezonu japońskich superherosów – Gosei Sentai Dairanger.
Wyzwania sezonu drugiego
Jeśli do tej pory montażyści musieli się nagimnastykować nad łączeniem materiałów z dwóch różnych źródeł, to prace nad drugim sezonem Mighty Morphin Power Rangers były dla nich torem przeszkód pod ostrzałem. Podstawowy problem to ikoniczny image bohaterów – w Sentai co sezon występowały inne drużyny, z odmiennym motywem przewodnim. W USA dinozaurze kombinezony z białymi diamentami stały się z miejsca kultowe i ich nagła zmiana wiązała się z ryzykiem wyalienowania widzów (oraz druzgocącym ciosem w sprzedaż zabawek, a i trzeba by nowe wyprodukować!). W oczach współczesnych fanów przypominające mundury stroje z Dairanger są uważane za jedne z najlepszych (ja także przy tym obstaję), ale nawet gdyby je zachowano, pozostawały poprzeczki nie do przeskoczenia – zupełnie odmienne style walki bohaterów i arsenał, gdzie sięgnięto po motywy rodem z kina wuxia. Żółty kirinranger stosuje wręcz styl pijanego mistrza. A chyba nikt nie planował dać do wątku Trini Kwan nagłego umiłowania do mocniejszych trunków w barze Erniego.
Dokręcono też wiele scen transformowanych rangerów walczących z potworami, recyklingując lub przerabiając kostiumy, które już pojawiły się wcześniej. Jedyne co zostało z Dairanger, oprócz potworków, to nowe zordy oraz biały ranger. Ślepym trafem nawet nosił pancerz z symbolem monety na piersi, dzięki czemu gładko wmieszał się do ekipy Mighty Morphin. Pierwotnie w białego rangera miał wcielić się Brad Hawkins, ale fani tak tęsknili do postaci Tommiego Olivera, że ściągnięto z powrotem do roli JDF (który miał wcielić się w głównego bohatera równocześnie kręconych VR Troopers – panowie zamienili się miejscami).
Efektem był sezon drugi zbudowany na ślinę, taśmę klejącą i tak dużą liczbę pociętych ujęć, że mógłby rywalizować ze współczesnym kinem akcji. Kreatywność zespołu trzymała kruchy projekt razem, nawet jeśli trzeba było dosłownie sięgnąć po wspomnianą taśmę (widoczną w kilku odcinkach na kosturze głównego łotra) czy przebrania zrobione z worków, jak w odcinku z Mrocznymi Rangerami. Dzięki temu szaleństwu otrzymaliśmy fantastycznego Lorda Zedda (pierwszy autorski amerykański kostium) i pogłębiony wątek jego relacji z Ritą Odrazą. Przemianę dinozordów w grzmotozordy dokonano z pomocą rzeczywistych zabawek, makiet i glinianych modeli. Nakręcono też kilka unikalnych, amerykańskich scen z gigantami, w tym słynną masakrę grzmotozordów, gdzie użyto sprowadzonych z Japonii kostiumów robotów, aby je efekciarsko zniszczyć. Niektórzy fani Super Sentai do dziś zastanawiają się, dlaczego w jubileuszowych epizodach mechy dairangerów reprezentuje wyłącznie ocalały czerwony smok.
Pojawił się tylko pewien niemały szkopuł, podkreślający fakt, że Saban nie przewidział tak dużej popularności seriali: cały czas płacił ludziom głodowe pensje.
A jak ogląda się materiał źródłowy?
Szerzej o Super Sentai rozpisałem się w swoim poprzednim artykule, a tu napomknę o sezonach, które posłużyły za podstawę do Mighty Morphin Power Rangers. Zyuranger to baśń, w której komiczna wiedźma Bandora co krok dręczy dzieci, ratowane przez wojowników z mitycznej przeszłości. Rangerzy są zupełnie miałcy, jedynie bracia Geki (czerwony) i Burai (zielony) są godni zapamiętania. Nie da się ukryć, że wątek zielonego rangera po prostu jest cool. Dairanger dla kontrastu jest dość poważnym i brutalnym sezonem Super Sentai, czerpie garściami z kina sztuk walki. Bohaterowie wywodzący się z chińskiej dynastii walczą przeciw demonom Gourma, które nie wahają się mordować cywilów albo… udawać katolickich misjonarzy. Kakuranger zaś… o rany, Kakuranger. To przezabawna komedia, w której gromadka potomków ninja jeździ po kraju food-truckiem w kształcie kota i zwalcza uwspółcześnione duchy yokai. Tacy Amerykańscy Bogowie na wesoło.
Sezon trzeci, film i pierwszy czerwony ranger na bruku
W dalekosiężnych planach zabrakło sensownych podwyżek dla aktorów. Twarze serii zaczynały dostrzegać własny status idoli, a tarcia ze skąpym producentem stały się nieuniknione. I tak Austin St. Johnson, Walter Jones, oraz Thùy Trang porzucili drużynę, a w ich miejsce pojawili się Steve Cardenas, Johnny Yong Bosch i Karan Ashley. Casting przebiegł błyskawicznie, a ledwo nowi bohaterowie zdążyli wyskoczyć przed kamerę, już zostali zaciągnięci, aby kręcić… utrzymywany w tajemnicy film pełnometrażowy. A w czasie wolnym od tworzenia blockbustera, jakże inaczej, nagrywali kolejne odcinki. Trzeba było wykorzystać fakt, że nagle mają dostępne nowe lokacje bez dodatkowych opłat!
Dość powiedzieć, że buntownicy pożałowali trochę swojej decyzji. Niemniej ciężko ich winić, pensje były iście żałosne w porównaniu do zysku, jaki wpływał z oglądalności i sprzedaży zabawek. Po opuszczeniu ekipy Austin musiał koczować u znajomych i spać we własnym samochodzie, przez pewien czas brakowało mu środków na utrzymanie się. Niestety niskie wynagrodzenia są czymś, co dręczy również oryginalne Super Sentai, szczególnie poszkodowane są nowe twarze. Aktor Tori Matsuzaka wypowiadał się, że grając w serialu Shinkenger, był w trudnej sytuacji, a za rolę dostawał tylko tyle, by mieć na wodę. Chwytanie się różnych zajęć poza planem filmowym jest normą dla aktorów tokusatsu.
Szczęśliwie St. John podniósł się po tych perturbacjach życiowych, powrócił do serialu w sezonie czwartym i regularnie pojawia się na rocznicach, a ostatecznie został prawdziwym bohaterem, pracując ponad dekadę jako paramedyk na Bliskim Wschodzie.
Debiut hollywoodzki w 1995 roku, choć toczył się w oddzielnym uniwersum, wprowadzał widzów w klimaty ninjutsu – gdy wyczerpano już dostępny materiał, zakupiono prawa do kolejnego sezonu Super Sentai, Ninja Sentai Kakuranger i tym razem przejście potoczyło się gładko. Nakręcono wiele scen z nowymi, unikatowymi amerykańskimi kostiumami i potworkami, a nagrań starczyło na tyle, że Saban machnął jeszcze sezon spin-offu Alien Rangers (z użyciem oryginalnego wyglądu Kakurangerów), który… cóż, był. Najlepsze co można o nim powiedzieć.
Na typ etapie seria zbudowała już fundamenty na przyszłość, choć chwiejne (co udowodniło odejście kolejnej aktorki – Amy Jo Johnson, zastąpionej przez Catherine Sutherland), dojrzała także do opowiadania dłuższej historii i wizji ciągłej kontynuacji. Przy czwartym sezonie, ochrzczonym Zeo, Saban zdecydował się w końcu na zmianę kostiumów, wkraczając na szlak utarty przez japoński pierwowzór.
Z rąk do rąk
Pod flagą Saban Entertainment wyprodukowano łącznie jedenaście sezonów i dwa filmy pełnometrażowe Power Rangers, a w międzyczasie formułę próbowano też powtarzać przy imporcie innych serialu tokusatsu, dzięki czemu stworzono seriale Big Bad Beetleborgs, VR Troopers i Masked Rider.Studio nakręciło też całkowicie oryginalny serial utrzymany w podobnym gatunku, Mystic Knights of Tir Na Nog,straszliwą szmirę pełną drętwych walk, ponieważ wszyscy bali się uszkodzić rekwizyty. Nie zabrakło też innych naśladowców i po pewnym czasie spandeksowi wojownicy oraz przebierańcy skaczący po kartonowych miastach przestali budzić taką sensację, a oglądalność zaczynała spadać.
W 2001 roku jeszcze w czasie produkcji sezonu Wild Force, spółka Sabana została wykupiona przez Disneya. Mysza przeniosła produkcję do Nowej Zelandii, zerwała ciągłość fabularną, zmianie nie uległa jednak podstawowa formuła i marny budżet. Moim zdaniem wyprodukowali kilka najciekawszych serii w historii rangerów, ale pod molochem Walta również nie brakowało problemów, jak strajk scenarzystów w czasie kręcenia serii Jungle Fury.
W 2010 roku firma Saban Brands odzyskała prawa do swojego dzieła… i chyba ukręciła jeszcze bardziej wynagrodzenia i wróciła do starego tempa produkcji, bo błyskawicznie wydała na świat potworne kaszanki. Fani czasem określają ten okres jako Neo-Saban, udręczony drętwym aktorstwem (nawet jak na standardy Power Rangers!), a sezony jubileuszowe okazały się totalnym burdelem bez polotu. Fandom uznaje, że jedynie Dino Charge jest warte uwagi, ale zostało poszkodowane przez zarządzanie stacji Nickelodeon, wprowadzającej zbyt długie przerwy między odcinkami. Nie pomogła też mała wtopa z kinowym remakiem, który w 2017 roku nie spełnił oczekiwań, a zaplanowaną kontynuację skreślono. Przynajmniej dobrze zainwestowali z komiksami, zeszyty od Boom! Studios to fantastyczne historie superbohaterskie.
Nikogo nie zdziwiło, gdy rok później Haim Saban znów sprzedał swoje dziecko, przy okazji zwalniając masę pracowników. Tym razem na zakupy wybrało się Hasbro.
Czas na przemianę?
Po raz pierwszy w Power Rangers zawitał element, którego do tej pory próżno było szukać – przyzwoity budżet. Dwa seriale od Hasbro – Beast Morphers i obecnie emitowany Dino Fury –bezbłędnie scalają nagrania amerykańskie z japońskimi, a liczba scen unikalnych dla USA tylko rośnie. Wprowadzono też wiele świeżych elementów, postaci, a także nie brakuje nawiązań do przeszłości. Do tego Hasbro w Dino Fury stworzyło Izzy, jawnie homoseksualną zieloną rangerkę (pierwsza była filmowa Trini, z remake’u z 2017 roku). W międzyczasie puszczany był również stream roleplayowy Power Rangers: Hyperforce, gdzie wystąpiło gościnnie wielu aktorów z wcześniejszych sezonów, a jego fabuła przeplata się (kanonicznie) z komiksową.
Hasbro wydaje się wiedzieć, co zrobić ze sterem tego szalonego okrętu, jakim jest Power Rangers, dostarczając fanom nie tylko udanych (jak dotąd) seriali, ale także dobrych zabawek, przedmiotów kolekcjonerskich, gier komputerowych, jak i planszowych (zapowiedziano już nawet oficjalne papierowe RPG) oraz napomknięte już komiksy, które wciąż się rozwijają. Nie da się zaprzeczyć, że tym razem za kulisami pracuje potężna maszyna komercyjna z celem sięgającym dalej niż wyłącznie odcinanie kuponów od nostalgii – chociaż to również w dużej skali czyni, znajdziecie więcej produktów powiązanych z Mighty Morphin niż z innymi sezonami rangerów.
Pojawiają się też plotki, że ma się w końcu dokonać zerwanie z tradycją zapożyczania kostiumowych walk z Super Sentai i następny serial będzie już wyłącznie made in USA. Czy są uzasadnione? Moim zdaniem tak. Raz, że Hasbro nie boi się tworzenia nowego materiału dla Power Rangers, dwa, ciężko polegać na imporcie z Japonii, gdy ich seriale robią się coraz bardziej zakręcone, a motywy przewodnie nie podchodzą zachodnim widzom. Trzy, przez komiksy i RPG-owy Hyperforce powstały już całkowicie zachodnie drużyny bohaterów oraz unikatowe wątki, dające stos pomysłów na przyszłe fabuły i potencjalny reboot. Do tego zbliża się trzydziesty jubileusz i najwyższa pora na kolejną petardę. Na poprzedniej rocznicy, pięć lat temu, powstała komiksowa historia Shattered Grid, bez której fani nie wyobrażają sobie już franczyzy.
Stawiałbym, że w przyszłości zobaczymy w końcu jakiś animowany serial o heroicznych spandeksiarzach, jeśli nie zupełną reinkarnację marki od podstaw. A jeśli tak, jak myślicie, ile trzeba będzie czekać, by ktoś w Azji wpadł na pomysł, aby zakupić sceny kostiumowe nagrane w Ameryce i uzupełnić je montażem z miejscowymi aktorami?